wtorek, 24 czerwca 2014

Sen

Dziewczyna idzie z rodzicami przez ruchliwą ulicę Manchester'u. Jest już późny wieczór. Od kiedy wczoraj się wprowadzili, czarnowłosa ani razu się jeszcze szczerze nie uśmiechnęła. Stać ją jedynie na sztuczne zadowolenie, z okazji urodzin mamy. Teraz wracają z restauracji, gdzie świętowali tą uroczystość. Rodzice gawędzą między sobą o nowym domu, pracy i innych rzeczach, których dziewczyna ma szczerze dość. Skręcają w boczną uliczkę i trafiają w ten sposób na mniej zaludnioną dzielnicę. Jedynym źródłem światła są rzadko ustawione latarnie. Nawet księżyc schował się za głęboką warstwą chmur, nie chcąc oglądać tego, co ma wydarzyć się za parę chwil. Zza rogu wyłania się czwórka głośno się śmiejących, barczystych mężczyzn. Po kręgosłupie dziewczyny przepływają niemiłe ciarki. Coś w głowie szepce aby jak najszybciej wzięła rodziców za ręce i uciekła. Jednak niebieskooka jest jakby nieczuła, na podpowiedzi wysyłane jej przez umysł. Ma złe przeczucia. Miała je odkąd wsiadła do samochodu, jednak teraz uczucie spotęgowało się do tego stopnia, że wręcz wryło ją w ziemię. Serce zaczyna bić tak szybko, jakby samo chciało wyrwać się z klatki piersiowej i uciekać stamtąd jak najdalej, kiedy jej wzrok krzyżuje się z ciemnymi tęczówkami jednego z mężczyzn. Wystarczy parę sekund. Te parę sekund za dużo, aby zorientowała się, że w spojrzeniu ciemnookiego jest coś bardzo niepokojącego. Ten błysk, na który widok Raven głośno przełyka ślinę. Kiedy spogląda na rodziców, spostrzega iż, również się zatrzymali, równie zmartwieni co ona. Tym bardziej, że grupa napastników, zaczęła zbliżać się do nich w zastraszającym tempie. I choć Raven wie, że powinna biec teraz jak najdalej, nie potrafi nic zrobić. Tak jakby dusza oddzieliła się od jej ciała, a ona mogła patrzeć na to wydarzenie, zupełnie nie mając na nic wpływu.
Następnie wszystko dzieje się bardzo szybko.
Trójka mężczyzn zaczyna biec w ich stronę. Mama łapie ją mocno za rękę i w jednej sekundzie zaczynają uciekać.
Mężczyźni dalej ich gonią. Są zaledwie parę kroków za nimi. W głowie niebieskookiej przelatuje tysiąc myśli na minutę, a ona ciągle biegnie za wolno, jej rodzice zaczynają się już męczyć i do piętnastolatki dociera, że są na przegranej pozycji.
Napastnicy za nimi coś krzyczą. Rzucają w ich stronę obelgi, są po prostu agresywni.
Są chorzy.
Chorzy na nienawiść.
Dziewczynie wydaje się, że biegną tak godziny, gdy na prawdę trwa to parę minut. Wszystko odczuwa w zwolnionym tempie. Skręcają gdzieś w nieznane uliczki, pomiędzy odrapanymi kamienicami, aż wreszcie rodzice zatrzymują się nagle. Czarnowłosa również się zatrzymuje i dopiero po paru skunach odkrywa co było powodem ich postoju.
Ściana.
Dziewczyna stoi jak oniemiała wpatrując się w odrapaną budowlę z czerwonej cegły, z małymi ubytkami, które słabo oświetlane są przez przez latarnię, przymocowaną do ściany jednego z dwóch budynków po ich bokach.
Patrzy uważnie zapamiętując każdy element faktury.
Wie, że ta scena będzie nawiedzać ją przez następne lata, więc woli się upewnić, że umysł odda wszystko tak jak było na prawdę.
Teraz oddałaby wszystko, by nie pamiętać.
Gdy słyszy, spokojne już, kroki za swoimi plecami i szyderczy śmiech, do jej oczu napływają łzy.
Są w pułapce...
Odwraca się w stronę napastników dopiero gdy słyszy krzyk matki. Jeden z mężczyzn przyparł ją do ściany, podczas gdy drugi przywłaszczył sobie torebkę kobiety. Ojciec usiłuje odepchnąć napastników, wydaje jej się, że jednemu nawet przyłożył, ale cóż z tego? Raven widzi tylko połyskujący nóż, a zaraz potem ciało taty upadające na zimny beton. Nie ma dokładnego momentu w którym zaczyna krzyczeć. Dzieje się to chyba gdzieś pomiędzy widokiem szkarłatnej cieczy sączącej się powoli z klatki piersiowej taty, a widokiem mamy błagającej o litość, gdy najwyższy z mężczyzn przypiera ją mocniej do ściany zaczynając rozpinać guziki.
Jej krtań na zmianę się rozkurcza i ściska, tworząc niemożliwy do oddania krzyk, wydobywający się z ust czarnowłosej gdy ta nie mając sił upada na kolana, nie potrafiąc odwrócić wzroku od przerażonych oczu matki.
Krzyczy nawet gdy czuje wielkie, oschłe łapska na szyi, ciągnące ją ku górze po ścianie budynku. Mężczyzna trzyma ją mocno i napiera silnymi dłońmi na szyję niebieskookiej jadąc coraz wyżej, tak że w końcu jej stopy odrywają się od ziemi.
Nie przestaje wrzeszczeć, choć przypomina to już skrzeczenie wymieszane z desperackim nawoływaniem pomocy. Ręce ciemnookiego zaciskają się coraz mocniej odcinając jej drogę powietrza i tworząc miliony czarnych plamek przed oczami. Kiedy nie potrafi wydać już z siebie żadnego dźwięku poza cichym jękiem, z powodu braku powietrza, jedna z dłoni przyciskających ją do muru przesuwa się na zamek od jej zwiewnej sukienki jaką ma na sobie. Wydobywa jeszcze jeden ostatni dźwięk, który na myśl przywodzi jedynie żałosne błaganie o śmierć. Chce już umrzeć. Czemu mężczyzna po prostu nie odetnie jej dopływu powietrza do końca, lub użyje noża?
Czuje tylko jego okropną, szorstką dłoń na swoim ciele i nie ma nawet siły się wyrwać. Nie ma siły walczyć. Zaciska oczy jak najbardziej, mając nadzieję, że to pomoże jej się teleportować w jakiś sposób, w bezpieczne miejsce.
Oprawca w tak krótkim czasie pozbawia ją głosu, wzroku i siły. Lecz nadal czuje. Czuje jego nierówny oddech, obleśną rękę na swoim ciele, pieczenie w gardle i wie, że jeszcze chwila a poczuje ból, gdy mężczyzna dostanie już to czego chce.
Ma tylko nadzieję, że do tego czasu zdąży umrzeć.
Zarówno jak czuje, tak i słyszy.
A w tej kakofonii rozpaczy przebija się dźwięk, który powoduje, że jej ciało unosi się o kilka centymetrów, po czym opada na twardą ziemię. Napastnik puścił. I choć dziewczyna dalej boi się otworzyć oczy wie czemu.
Wyraźny i donośny odgłos syreny policyjnej przebija się przez całe jej ciało, rozszarpuje jej szpik kostny i powoduje, że krew zaczyna buzować.
Zaraz po tym traci przytomność.

Epilog

Od paru już godzin siedzi na starej ławce, w środku parku. Szaro - niebieskie oczy wpatrzone są w małego ptaszka, śpiewającego wesoło na pobliskim drzewie. Uśmiecha się delikatnie na uczucie ciepłego wiatru owiewającego jej gołe ramiona. Wszystko skąpane jest w słonecznym blasku, sprawiając wrażenie wolności.  W końcu sięga do torby, wyciągając znajomy zeszyt, z zieloną okładką. Przejeżdża z czułością po wierzchu, z małymi cyferkami w prawym górnym rogu, nadrukowanym jej imieniem i nazwiskiem. Otwiera na miejscu, w którym ostatnio skończyła czytać.

01.01.2014r.
Czasami zdarzają się chwile, w których masz dziwne wrażenie, że zaraz uniesiesz się i odlecisz. Masz wrażenie, że wystarczy jeden mały podmuch wiatru, a polecisz do gwiazd.
Chwila, w której jesteś tak lekki, a zarazem całkowicie wypełniony szczęściem.
Nie wiem jak to nazwać, ale tak się właśnie czuję.

Mróz szczypie ją w policzki i sprawia, że lekko się trzęsie, mimo iż ma na sobie ciepłą kurtkę, rękawiczki, a obok siebie Gemmę i Harry'ego. Jednak w tej chwili mało ją to obchodzi. Robin szykuje już sztuczne ognie, Anne trzyma szampana nalewając każdemu do kieliszka, Harry i Gemma rozmawiają o jakimś zespole, ona po prostu stoi. W głowie zaczynają przewijać się jej wszystkie wspomnienia z tego roku. Wiosna i lato wyglądają właściwie tak samo. Jej mizerna sylwetka na tle okna, lub skulona na łóżku. Potem nadchodzi jesień, a z nią nowe lęki, emocje i uczucia, których nie chciała. W końcu zima. Jaka była ta zima? Raven zastanawia się nad tym trochę dłużej, w końcu podsumowując jako niezwykłą. Zaczęła wychodzić na dwór, uświadomiła sobie, że nie potrafi już funkcjonować bez głosu Harry'ego. W dodatku pierwszy raz od wypadku cierpiała nad stratą kogoś ważnego - Lucy. Jednak patrząc na to teraz, uważała to za coś pozytywnego. Tak jak książka, którą czytamy, coraz bardziej się wciągając, aż w końcu lektura się kończy, a nam nie pozostaje nic, prócz tego, co w nas zostawiła. Jednak sama świadomość tego, jak cudowne były chwile czytania, wszystko rekompensuje. A to co było w niej zawarte zostaje już w nas na zawsze, otwierając nowe drogi myślenia i pojmowania. Tak samo Lucy odchodząc zostawiła w Raven światło, którym emanowała.
Z rozmyśleń wyrwają ją głosy zgromadzonych, zaczynających odliczanie.
10...
Czuje jak Harry łapie ją za rękę, splatając palce.
9...
W jego oczach tańczą tysiące iskierek, przywodząc na myśl malutkie świetliki
8...
Chłopak szeroko uśmiecha się w jej kierunku, jakby chcąc przekazać jak cieszy się, że są tu razem.
7...
Lampki rozwieszone na domu, rzucają kolorowe światła, na jego twarz, a Raven od razu przypomina się dzień w lunaparku, gdy po raz pierwszy zauważyła jak niesamowite ma szczęście, mając go przy sobie
6...
Myśli o tamtym dniu, o wyjeździe, o wszystkim co straciła
5...
Zauważa, że kręconowłosy przybliża się coraz bardziej, uważnie obserwując jej reakcję.
4...
Wie co zaraz się zdarzy. Czuje się jak w filmie, oglądając wszystko klatka po klatce.
3...
Jest tego całkowicie świadoma, gdy Harry pochyla się, szepcząc naprzeciw jej ust, ciągle utrzymując kontakt wzrokowy. Jednak nie robi nic by go zatrzymać.
2...
Zieleń jego tęczówek jest zbyt blisko, powodując, że wszystko zaczyna się rozmazywać, więc zamyka oczy.
1...
- Szczęśliwego nowego roku, Raven - chłopak wyszeptuje słowa, pokonując ostatnie centymetry i łącząc ich usta. Na niebie rozbłyskują się kolejne fontanny kolorów, sprawiając wrażenie jakby miały zaraz rozbić sklepienie nocy, strącając wszystkie gwiazdy.
Pocałunek jest delikatny, ale zarazem czuły. Inny od tych jakie otrzymywała w przeszłości. Czarnowłosa oddaje go, starając się oddać przy tym wszystko co czuje w środku. A ponieważ czuje się jakby miała wzlecieć do nieba taki właśnie jest pocałunek - niebiański.

 Raven otwiera oczy, gdy słyszy śmiechy dzieci, niedaleko. Spogląda w tą stronę, gdzie dwie dziewczynki ubrane w sukienki w kolorowe kwiaty, biegają beztrosko, goniąc się nawzajem.
Uśmiecha się na ten widok i przewraca kolejne kartki, szukając konkretnej daty.

09.04.2014r.
Wiesz co jest dzisiaj?
Dzisiaj mam 18 lat.
Dzisiaj są moje urodziny.
Dzisiaj stanę się wolna.
To śmieszne jak banalnie brzmi to słowo. Czym jest wolność?
Co oznacza? Jak dokładnie mam to zinterpretować?
Nie wiem.
Ale chcę być wolna.
Sądzę, że dzisiaj jest dzień, w którym chcę być w końcu wolna, od samej siebie.

- Będzie nam cię brakować, kochanie - pani Finc wygląda jakby miała zaraz rozpłakać się na dobre.  Jej delikatne ramiona obejmują czarnowłosą, która po prostu znosi to, chcąc jak najszybciej wydostać się od znienawidzonej opiekunki.
- Gdyby coś... wiesz, że zawsze możesz tu przyjść, prawda? O ile nie zaczniesz znowu na mnie pluć jak rok temu, jestem gotowa ci pomóc w każdy sposób.
Czarnowłosa przewraca oczami z czystego przyzwyczajenia, jednak nie może powstrzymać malutkiego uśmiechu na ustach, gdy to słyszy. Chociaż z całego serca nienawidzi tego miejsca, Agnes zawsze była osobą, którą darzyła niezrozumiałą sympatią.
Na koniec podchodzi do niej doktor Stand, nie mogącą ukryć ulgi, że już nigdy nie będzie musiała męczyć się z niebieskooką. Teraz jej obowiązki przejmuje jakiś inny psycholog, z którym dziewczyna ma się spotkać w najbliższy piątek.
Kiedy wszystko jest już załatwione, odwraca się do Harry'ego, który uśmiecha się promiennie trzymając jej walizkę.
Wsiadając do auta i opuszczając to miejsce, czuje się dziwnie otępiała, jakby odczuwała potrzebę zawrócenia.
Ciągle nie czuje tej przejmującej wolności. Ciągle nie czuje, że pozbyła się przeszłości. Chociaż właśnie jedzie do apartamentu zielonookiego, zaczyna nowe życie, przed nią nowe wyzwania, ciągle coś jest nie tak.
To ciągle nie jest uwolnienie się od ciemności. Ona ciągle czuje się tą samą smutną, zagubioną dziewczyną, która patrzy jak w tylnej szybie samochodu, sierociniec robi się coraz mniejszy.

Gdy podjeżdżają pod mieszkanie nagle całe odrętwienie pryska jak bańka mydlana, a dziewczyna uświadamia sobie, że od dzisiaj to tutaj będzie mieszkać. To tutaj będzie jej dom. Bez szansy ucieczki i schowania się w sobie. Od dzisiaj nie ma już odwrotu. Zaczyna nowe życie. Z nową nią. Z Harry'm.
I gdy te wszystkie myśli kotłują się jej pod sklepieniem czaszki, czarnowłosa po prostu delikatnie się uśmiecha i biorąc głęboki wdech wysiada z samochodu.
Wchodząc do mieszkania czuje dreszcz podekscytowania w połączeniu z niepewnością. Ale ponownie odpycha od siebie wszystkie te dziwne, paniczne i zasmucające myśli - zamyka je w szufladce świadomości i podąża za Curly'm, wgłąb domu.

Mieszkanie nie jest zadziwiająco duże i luksusowe, jak można było się spodziewać. Właściwie to po prostu dość mały, nowocześnie urządzony domek, na obrzeżach Londynu. Cały ogrodzony wysokim murem i iglakami, tak by nikt niepożądany nie interesował się, życiem toczonym w środku.

Wchodząc od razu trafia się do rozległego salonu połączonego z małą, przytulną kuchnią. Z pomieszczenia odchodzi mały korytarz prowadzący do łazienki i trzech pokoi. Pierwszy okazuje się prawie pusty - zaledwie z biblioteczką (na której co prawda nie ma zbyt wielu książek, a dużo zdjęć, przeróżnych statuetek i pamiątek), biurkiem i fotelem, który aż się prosi aby się na nim zdrzemnąć. W dwóch następnych znajdują się sypialnie, różniące się jedynie kolorami, oraz narzutami na łóżko. Nie licząc tego, że jedna jest cała zaśmiecona, z rozwaloną ciągle torbą podróżną przy łóżku, ubraniami na podłodze i niezaścielonym łóżkiem - druga za to jest całkowicie czysta i sprawiająca wrażenie nigdy nawet nie używanej.

Dom ogólnie wydaje się dość pusty. W lodówce prawie nie ma jedzenia, a sam Harry ledwo orientuje się, gdzie znajdują się kubki, gdy postanawia zaparzyć herbaty.
Chłopak tłumaczy się, że nie bywa tutaj często - aktualnie zespół ma większą przerwę spowodowaną chorobą jednego z jego przyjaciół (tutaj wspomina po raz setny, że Raven na pewno ich wszystkich polubi), a przez ostatni czas częściej bywał w sierocińcu niż tu.

Raven stara się po prostu nie myśleć za dużo i pozwolić się samej sobie przyzwyczaić do nowego miejsca. Trochę pomaga jej fakt, że Harry również dopiero odnajduje się w całej sytuacji. Dzięki temu wszystkiemu nie czuje się tak bardzo jak intruz w obcym domu.
 Więc siedząc naprzeciwko siebie, z kubkami gorącej herbaty i tysiącem skłębionych myśli, starają się odnaleźć.
Nie wiadomo jak dużo czasu im to zajmuje. Kiedy herbata staje się zimna, a plecy zaczynają boleć z powodu niewygodnej pozycji coś się po prostu zmienia. Może to właśnie ten potrzebny czas by wypełnić przestrzeń ich oddechami i zapachem. By wypełnić puste mieszkanie obecnością. W każdym bądź razie w tej jednej chwili nawiązują kontrakt wzrokowy i już nie muszą się odnajdywać. Bo patrząc sobie nawzajem w dusze wiedzą, że oni się już odnaleźli. W cieniu swoich serc.

A kiedy później leżą przytuleni na kanapie, nie wypowiadając ani jednego słowa odkąd przekroczyli próg domu, to wydaje się tak bardzo znajome, ciepłe i przytulne.
I choć może jeszcze nie wszystko jest jasne i klarowne... jest dobrze.
Jest dobrze, i choć czarnowłosa wie, że tutaj nie ma gdzie się ukryć, wcale nie chce. Może uciec. Ale nie ucieka.

"Wolność" - myśli, czując smukłe palce Harry'ego przeczesujące z czułością fale jej włosów.

- Skąd wiedziałem, że właśnie tu będziesz czekać?
Podnosi wzrok, na dźwięk znajomego głosu, wzruszając ramionami i podnosząc się z ławki. Twarz zielonookiego jak zwykle przyozdabia ogromny uśmiech, gdy wyciąga w jej stronę dłoń. Raven splata ich palce, zabierając zeszyt z ławki i wkładając go do torebki.
- W porządku?
Jej dłonie automatycznie kierują się w stronę coraz bardziej dającego się zauważyć brzucha, delikatnie go gładząc. Słońce zdaje się oblewać wszystko swoim blaskiem, wydobywając przy tym, ten cudowny odcień zieleni w oczach Harry'ego. Czuje ciężar zeszytu w swojej torebce, słyszy śmiech nastolatków i szczekanie psa. A ta kakofonia dźwięków mówi jej więcej niż wszystko inne.
- Jak nigdy wcześniej - odpowiada z uśmiechem, ściskając dłoń chłopaka i kierując się w stronę pobliskiej kliniki.
A w tym lipcowym słońcu można by rzec, że aż promienieje.
Bo promienieje. Nosząc ze sobą kawałek ciemności.

Gwiazdy nie mogą świecić bez mroku nocy.
Radość życia nie może nas zachwycać bez cierpienia.

Może kogoś kiedyś najdzie wspomnienie tego bloga. Może ktoś w sentymencie tu zajrzy. I może na kogoś będzie czekać miła niespodzianka.
Albo może ktoś nowy odnajdzie tą historie w otchłani internetu? Jedną z wielu, a dla mnie tą jedną wyjątkową, dzięki której odnalazłam siebie.
Nawet jeśli nikt już tego nie przeczyta... mogę chociaż spać spokojnie, wiedząc że historia dobiegła końca. Że Raven przemówiła. Że odnalazła swoje światło.
Że odnalazłam swoje światło.
Pozdrawiam, ściskam i całuję.
Wasza Rose.