sobota, 30 marca 2013

13. "Teraz oddałaby wszystko, by nie pamiętać."




Dziewczyna idzie z rodzicami przez ruchliwą ulicę Manchester'u. Jest już późny wieczór. Od kiedy wczoraj się wprowadzili, czarnowłosa ani razu się jeszcze szczerze nie uśmiechnęła. Stać ją jedynie na sztuczne zadowolenie, z okazji urodzin mamy. Teraz wracają z restauracji, gdzie świętowali tą uroczystość. Rodzice gawędzą między sobą o nowym domu, pracy i innych rzeczach, których dziewczyna ma szczerze dość. Skręcają w boczną uliczkę i trafiają w ten sposób na mniej zaludnioną dzielnicę. Jedynym źródłem światła są rzadko ustawione latarnie. Nawet księżyc schował się za głęboką warstwą chmur, nie chcąc oglądać tego, co ma wydarzyć się za parę chwil. Zza rogu wyłania się czwórka głośno się śmiejących, barczystych mężczyzn. Po kręgosłupie dziewczyny przepływają niemiłe ciarki. Coś w głowie szepce aby jak najszybciej wzięła rodziców za ręce i uciekła. Jednak niebieskooka jest jakby nieczuła, na podpowiedzi wysyłane jej przez umysł. Ma złe przeczucia. Miała je odkąd wsiadła do samochodu, jednak teraz uczucie spotęgowało się do tego stopnia, że wręcz wryło ją w ziemię. Serce zaczęło bić tak szybko, jakby samo chciało wyrwać się z klatki piersiowej i uciekać stamtąd jak najdalej, kiedy jej wzrok skrzyżował się z ciemnymi tęczówkami jednego z mężczyzn. Wystarczyło parę sekund. Te parę sekund za dużo, aby zorientowała się, że w spojrzeniu ciemnookiego jest coś bardzo niepokojącego. Ten błysk, na który widok Raven głośno przełknęła ślinę. Kiedy spojrzała na rodziców, spostrzegła iż, również się zatrzymali, równie zmartwieni co ona. Tym bardziej, że grupa napastników, zaczęła zbliżać się do nich w zastraszającym tempie. I choć Raven wiedziała, że powinna biec teraz jak najdalej, nie potrafiła nic zrobić. Tak jakby dusza oddzieliła się od jej ciała, a ona mogła patrzeć na to wydarzenie, zupełnie nie mając na nic wpływu.
Następnie wszystko działo się bardzo szybko.
Trójka mężczyzn zaczęła biec w ich stronę. Mama złapała ją mocno za rękę i w jednej sekundzie zaczęli uciekać.
Mężczyźni dalej ich gonili. Byli zaledwie parę kroków za nimi. W głowie niebieskookiej przelatywało tysiąc myśli na minutę, a ona ciągle biegła za wolno, jej rodzice zaczęli się już męczyć i do piętnastolatki dotarło, że są na przegranej pozycji.
Napastnicy za nimi coś krzyczeli. Rzucali w ich stronę obelgi, byli po prostu agresywni.
Byli chorzy.
Chorzy na nienawiść.
Dziewczynie wydawało się, że biegną tak godziny, gdy na prawdę trwało to parę minut. Wszystko odczuwała w zwolnionym tempie. Skręcali gdzieś w nieznane uliczki, pomiędzy odrapanymi kamienicami, aż wreszcie rodzice zatrzymali się nagle. Czarnowłosa również się zatrzymała i dopiero po paru skunach odkryła co było powodem ich postoju.
Ściana.
Dziewczyna stała jak oniemiała wpatrując się w odrapaną budowlę z czerwonej cegły, z małymi ubytkami, które słabo oświetlane były przez przez latarnię, przymocowaną do ściany jednego z dwóch budynków po ich bokach.
Patrzyła uważnie zapamiętując każdy element faktury.
Wiedziała, że ta scena będzie nawiedzać ją przez następne lata, więc wolała się upewnić, że umysł odda wszystko tak jak było na prawdę.
Teraz oddałaby wszystko, by nie pamiętać.
Gdy usłyszała spokojne już kroki za swoimi plecami i szyderczy śmiech, do jej oczu napłynęły łzy.
Byli w pułapce...
***
- Raven... znowu spóźnisz się na zajęcia...Kto by pomyślał, że przesłodzony głos pani Finc wybawi ją od koszmaru?
Pozostawała jeszcze kwestia: cieszyć się z tego, czy nie? Siedemnastolatka zdążyła się już przyzwyczaić do strachu paraliżującego jej ciało co jakiś czas we śnie.. a pozytywny oddźwięk w tonie szatynki wcale nie uszczęśliwił niebieskookiej. Nienawidziła go. Tak, jak tego czułego uśmiechu, wyrozumiałych oczu i miłych słów.

Nienawidziła tego jak dobra była opiekunka.
To powinno być stanowczo zabronione. Na pewno nie jest tak wspaniałą osobą jaką udaje. Nikt taki nie jest. Czemu ta kobieta po prostu nie powie jak bardzo gardzi siedemnastolatką i resztą tych dzieciaków? Czemu?
Albo dlaczego nie pójdzie pracować jako przedszkolanka? Nadawałby się. Mogłaby mówić te słodkie słówka zasmarkanym pięciolatkom, nie denerwując przy tym ciemnowłosej.
- Raven, musisz wstać.
"Spierdalaj"- pomyślała dziewczyna, przekręcając się na drugi bok i jeszcze mocniej zaciskając powieki.
Po co niby miałaby wstawać?
Po co właściwie robić cokolwiek?
- Pan Hans wczoraj powiedział, jak zachowywałaś się na zajęciach... Dobrze wiesz, że możesz nie zaliczyć nauki. Za niecały rok będziesz pełnoletnia. Będziesz musiała jakoś się ustatkować... Znaleźć pracę... Jak zamierzasz to zrobić?
Dziewczyna zmarszczyła brwi, niechętnie zastanawiając się nad słowami milusińskiej kobiety.
Nie miała pojęcia co zrobi kiedy już opuści to miejsce.
Nigdy, szczerze mówiąc nawet nad tym nie myślała... Zawsze z utęsknieniem czekała na dzień, w którym będzie mogła wyjść z ośrodka i stwierdzić, że nareszcie jest wolna. Ale co potem?
I czy życie musi być takie ciężkie?
- Mam iść po panią Stand? Na pewno chcesz teraz godzinnego wykładu? Czy może wstaniesz i pójdziesz na zajęcia?
Raven westchnęła zrezygnowana.
Przez to wszystko zaczynała już boleć ją głowa... Choć może było to skutkiem tego, że ostatnimi czasy nie jadała zbyt dużo.
Ogólnie nie jadała dużo.
Uchyliła lekko ociężałe powieki, ale gdy zobaczyła uśmiechniętą gębę pani Finc od razu je zamknęła krzywiąc się znacznie.
- Udam, że tego nie widziałam - powiedziała kobieta chichocząc i kładąc rękę na ramieniu dziewczyny.
Raven szybko ją odsunęła, jakby dotyk brunetki mógł wypalić jej skórę.
Podniosła się na łokciach i zmierzyła opiekunkę spojrzeniem, pokazując jak bardzo nią gardzi.
Brunetka zmieszała się lekko, lecz zaraz potem uśmiechnęła się szczerze (na pewno długo musiała ćwiczyć, żeby uśmiech sprawiał takie wrażenie) i zaczęła oddalać w stronę drzwi.
- Zajęcia masz za pół godziny. Nie spóźnij się proszę.
Raven nie zareagowała na to, patrząc na kobietę nieobecnym spojrzeniem.
Boże, jak bardzo ona jej nienawidziła!
Kiedy wychowawczyni opuściła pokój, niebieskooka zmieniła pozycję na siedzącą, pocierając zmęczone oczy i przeciągając się.
Jesienne słońce, wpadało do pokoju oświetlając swoją złocistą poświatą pomieszczenie.
Lucy już nie było, co szczerze ucieszyło czarnowłosą. Dalej unikała dziecka, czując się niezręcznie po tym co stało się poprzedniej nocy.
Wiedziała, że zbliżyła się do niej za bardzo i teraz będzie miało to swoje konsekwencje.
Umyła się i ubrała, ale kiedy miała już iść na zajęcia, przypomniała sobie sytuację z wczoraj. Skrzywiła się mimowolnie i jeszcze raz w myślach powtórzyła serię przekleństw w stronę nauczyciela.
Nie myśląc zbytnio nad tym czy postępuje właściwie, narzuciła na siebie ciepły płaszcz i powędrowała prosto na dach.

Patrzyła z góry na ludzi, niosących pod pachami te same, ponure, czarne parasole... Dokładnie takich samych.
Mijających się, nie patrząc sobie nawzajem w oczy. Tak, jakby wstydzili się tego, kim się stali.
I nie dziwiła się im.
Oni nie byli już ludźmi. Byli robotami zaprogramowanymi na bycie.
Byli... ale nie żyli.
Zupełnie jak ona, a jednak inaczej.
Uśmiechnęła się sama do siebie, na swoje odkrycie.
Była równie bezuczuciowa co oni, jednak różniła się, świadomością tego.
Spojrzała w niebo, na którym zaczynały pojawiać się ciężkie, ołowiane chmury... Coraz mocniej odczuwała pustkę wypełniającą ją od środka.
Czegoś jej brakowało i nawet wiedziała czego... nie chciała po prostu tego do siebie dopuścić, choć tak na prawdę uczucie towarzyszyło jej od wczoraj.
To coś czego jej brakowało miało przeklęte czekoladowe loki, szmaragdowe oczy wnikające w głąb duszy i stanowczo nie powinno jej obchodzić.
A na imię miało....
***

- Harry! Harryyy...- Niall wolał w stronę bruneta ze swojego miejsca, starając się zwrócić na siebie jego uwagę, by zielonooki mógł podać mu butelkę wody, jednak chłopak w ogóle nie reagował na bodźce zewnętrzne, pogrążony w swoim świcie.
- Harreh, powiesz nam co się dzieje? - zapytał Louis wychylając się przez swój fotel w samolocie, by wyjąc słuchawki z uchu młodszego chłopaka - Od wczoraj zachowujesz się jak obrażona księżniczka.
- Nie ważne... - powiedział ponuro Harry, wkładając z powrotem słuchawki do uszu.
- Oj daj spokój!
Niall wyrwał mu słuchawki, chowając je od razu za plecy.
- O co wam chodzi?! - Harry odwrócił głowę w stronę szyby nie chcąc patrząc na przyjaciół.
To wszystko było niesprawiedliwe. Czemu akurat teraz musieli wyjeżdżać? Czy to promowanie płyty nie może poczekać jeszcze jednego dnia?!
- Może, chodzi nam o to, że masz pretensje do całego świata, że zapomniałeś o kolejnym z twoich obowiązków! Gwiazdorzysz, stary.... Zejdź na ziemie - wyjaśnił poirytowany Zayn, mrużąc czekoladowe tęczówki.
Harry jęknął, chowając twarz w dłoniach.
Dobra... może trochę przesadzał, ale to dlatego, że był zwyczajnie rozdarty. Nie wiedział jak powinien postąpić i wszystko w okół go denerwowało.
Przez ostatnie wydarzenia, zapomniał o swoich obowiązkach. Zapomniał o wywiadzie, sesji zdjęciowej, a teraz zapomniał o promowaniu płyty i kręceniu materiału na ich nowy film.
  A nie może zapominać o takich rzeczach. To te rzeczy tworzą właśnie jego teraźniejsze życie.
To właśnie była jego praca i nie chciał jej zaniedbywać... Jednak nie zawsze w życiu wszystko idzie tak jak chcemy. Bo gdyby tak było, nie siedziałby teraz w samolocie do Ameryki Północnej, prawda? I nie wracałby z niej dopiero za pięć dni...
- Więc? - głos Liam'a, sprowadził go z powrotem do rzeczywistości.
- Przepraszam... ostatnio dość dużo się dzieje i... po prostu nie ogarniam.
- To znaczy? - zapytał Lou, przyglądając się przyjacielowi ze zmartwieniem.
- Ehhh... długo by opowiadać...
- Mamy czas - przypomniał Niall uśmiechając się szeroko.
I tak właśnie Harry zaczął opowiadać historię, która przewróciła jego dotychczasowe życie do góry nogami w ciągu paru dni.
Historię dziewczyny, której życie było w rzeczywistości sto razy bardziej zagmatwane, niż Curly sobie wyobrażał.

Już na wstępie muszę powiedzieć, że nie podoba mi się ten rozdział ;<
Za mało czasu mogę mu poświęcić, co jest na prawdę frustrujące, bo chciałabym żeby był lepszy...
Szczerze, to nawet nie jestem pewna jak wyszedł bo nie mogę go przeczytać, więc są tam pewnie również błędy.
Na prawdę przepraszam.
Są Święta, więc większość czasu w dzień spędzam z rodziną, a resztę.... no właśnie - z lekcjami!!!
Moi kochani nauczyciele nie mogą przecież dać nam spokoju... nieeee! Bo co to tam, parę zadań z każdego przedmiotu? Nic!
A... i jeszcze dwa sprawdziany i kartkówka w pierwszy dzień po Świętach... też nic!! -_-
Jeszcze rodzice wprowadzili mi ograniczenie do 24.00 ._.
Tak, więc zostały mi 3 min., wiec muszę się sprężać xD
DZIĘKUJĘ ZA KOMENTARZE!!!!
JEZU, JESTEŚCIE PO PROSTU NIESAMOWICI! NIE WIEM ILE RAZY MOGĘ WAM TO POWTARZAĆ... ALE JESTEŚCIE NA PRAWDĘ CUDOWNI!!!!! <3
Tylko dzięki Waszemu wsparciu tutaj jestem :')
Chciałam jeszcze powiedzieć, że jeśli macie jakieś pyt. zadawajcie mi je na moim Ask'u (Zakładka 'kontakt' :))
I to tyle ;)
Jeszcze raz przepraszam za jakość rozdziału i dziękuję za kom.
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.

czwartek, 21 marca 2013

12. "Tak wiele wyborów..."

Pierwszy raz od bardzo dawna Raven nie obudziły własne koszmary, lecz cudze.
Była pierwsza nad ranem, gdy usłyszała głośny pomruk z drugiego końca pokoju. Momentalnie otworzyła oczy, zastanawiając się, czy odgłos był prawdziwy, czy jedynie go sobie wyśniła. Była osobą o bardzo płytkim śnie. W dzieciństwie nienawidziła tego, gdyż wystarczyło ćwierkanie ptaka za oknem, a ona o świcie nie mogła już zasnąć. To dlatego teraz tak bardzo ceniła sobie samotność. Mogła wtedy bezproblemowo zasnąć i odpłynąć do krainy wspomnień. Nawet jeśli co pewien czas wspomnienia były tak bolesne, że budziła się zlana potem, były również te, dla których podejmowała ryzyko zamykania oczu i uciekania w głąb własnego umysłu.
Drugi pomruk był już głośniejszy i dużo wyraźniejszy.
Dziewczyna odwróciła głowę w kierunku, z którego pochodził.
Lucy kręciła się niespokojnie na łóżku, z brwiami ściśniętymi w jedną linię.
- Tato...- dziewczynka wyszeptała słowo z takim bólem, że wnętrzności Raven wywróciły się na drugą stronę- mamo...mamo wstań- jej głos stawał się coraz głośniejszy i coraz bardziej zdeterminowany. Niebieskooka przełknęła ślinę nie wiedząc co powinna w tej chwili zrobić. Jedenastolatka zaczęła szarpać się po całym łóżku, a Raven tylko siedziała z otwartymi szeroko oczami i podkulonymi pod brodę nogami. Bała się jakkolwiek zareagować.
W końcu ona też miała koszmary...
W końcu tutaj to normalne....
Prawda?
- Tato... proszę... Mamo, tato. Musimy uciekać, mamo! Spójrz na mnie! Musimy stąd uciekać! Proszę...- jej głos załamał się i przez chwilę ucichła. Raven miała nadzieję, że to już koniec i teraz dziewczynka już spokojnie zaśnie.
Jednak nadzieja była złudna, o czym nasza bohaterka przekonała się już nie raz.
Lucy w jednej chwili zaczęła wiercić się jeszcze bardziej, a łzy wydobywające się spod jej delikatnych powiek, zalśniły w blasku księżyca. Choć ciemnowłosa na co dzień ignorowała blondynkę, coś nieznanego zawładnęło jej ciałem, gdy ujrzała te dziecięce łzy. Rozejrzała się po pokoju, jakby chciała upewnić się, czy aby na pewno nikt jej nie obserwuje, po czym bezszelestnie wstała i podeszła do łóżka dziewczynki. Stanęła parę kroków przed nim, w chwili gdy koszmar Lucy nabrał na sile i złotowłosa zaczęła krzyczeć przez łzy nikłe słowa protestu.
Raven była przerażona. Dogłębnie przerażona widokiem wiecznie roześmianej dziewczynki, miotającej się na łóżku i krzyczącej przez łzy. Przełknęła po raz drugi ślinę i podeszła bliżej, kucając przy łóżku i łapiąc małą za ramiona. Potrząsnęła nimi delikatnie, jednak dziecko nawet tego nie poczuło, dalej jęcząc i kręcąc z energią głową.
Potrząsnęła mocniej, jednak dalej nie było efektu. Kiedy Lucy zaczęła krzyczeć coraz głośniej, Raven zrobiło się zwyczajnie żal jedenastolatki. Sen, w którym właśnie tkwiła dziewczynka musiał być prawdziwie potworny. Czarnowłosa usiadła na łóżku, mocniej szarpiąc za delikatne ramiona dziewczynki. To jak krzyczała, dławiąc się własnymi łzami, sprawiło, że Raven modliła się, by sen dziecka się w końcu zakończył.
"Czemu nikt nie słyszy jej krzyków?" pomyślała, lecz nie zdążyła, się nad tym zastanowić. Lucy nagle oderwała się od łóżka, siadając i tym samym wpadając na ciało Raven. Jej szeroko otworzone oczy zamrugały parę razy w szybkim tempie, zanim wypełniły się całkowicie słonymi łzami. Złotowłosa wtuliła się z całą mocą w oszołomione nagłą pobudką dziewczynki, ciało niebieskookiej i ponownie załkała.
Czarnowłosa niepewnie przygarnęła ją do siebie, wygodniej umiejscawiając Lucy na własnych kolanach. Odgarnęła delikatnie jej blond włosy, poprzyklejane do twarzy i przytuliła mocniej, tak by mała była jeszcze bliżej jej ciała. Lucy objęła swoimi chudymi rączkami długą szyję Raven i nie przestając płakać wtuliła głowę w jej klatkę piersiową. Starsza, poczęła lekko się kiwać, nadając swojemu ciału uspokajający ruch. Głaskała jedenastolatkę po gładkich włosach, nie wypuszczając jej kruchego ciałka z uścisku.
To był ten moment, w którym dziewczyna po prostu zdejmowała maskę. Jak to ona nazywała "chwila słabości", której świadkiem był jedynie księżyc.
Świadkiem, który widział już dużo więcej w jej życiu jak tylko "chwile słabości".
Świadkiem, który swoim srebrno- bladym blaskiem dostawał się do wnętrza Raven i widział to- czego żaden człowiek nie mógł.
Świadkiem, który wiedział o dziewczynie z włosami ciemnymi jak noc więcej, niż ona sama.
***
Lucy przestała płakać i zasnęła dopiero po godzinie. Raven jeszcze długo po tym, kołysała ją w rytm spokojnego bicia swojego serca i głaskała długie włosy jedenastolatki.
Gdy niebo zaczęło przybierać blado- różowy kolor, a słońce delikatnie oświetlać kolorowe liście nie zagarnięte jeszcze z ulic Londynu, ciemnowłosa zdała sobie sprawę z tego jak blisko jest "małego intruza", który tak niedawno wtargnął do jej idealnie poukładanego świata. I o dziwo uśmiechnęła się tylko na tę myśl i delikatnie odłożyła blondynkę na łóżku przykrywając jej wymarznięte ciało.
Podniosła się, biorąc potrzebne rzeczy i kierując się do łazienki na korytarzu. Nie była zmęczona...było już tak wiele nieprzespanych przez nią nocy, że ta jedna nie robiła jej różnicy,
Umyła się jak zwykle, w tempie godnym mistrzyni olimpijskiej i czym prędzej schowała się za wygodnymi ubraniami.
Zaplotła włosy w dość nieudanego warkocza, jednak nie przejęła się tym zbytnio i zabierając wszystko wyszła z pomieszczenia.
Usiadła na krańcu własnego łóżka i spoglądając za okno czekała...
Na mężczyznę otwierającego piekarnie naprzeciwko; kobietę z psem, przypominającym szczura, a wraz z nią jej kochanka; dzieci niechętnie zmierzające do pobliskiej szkoły, oraz dorosłych niechętnie zmierzających do pobliskiego biurowca.
I przez chwilę wydawało jej się, że wszystko jest jak dawniej. Tylko przez chwilę, bo zaraz potem, zaczęły nachodzić ją zabijające złudzenie myśli...
O nieszczęsnych chłopaku z kręconymi włosami, którego przecież nie potrzebowała... a jednak, czekała na niego dzień w dzień.
O zielonookiej dziewczynce zazwyczaj roześmianej i wesołej- dzisiejszej nocy smutnej i przerażonej.
Aż w końcu te najgorsze- o niej samej...
***
- Halo?- Harry niechętnie przyłożył telefon komórkowy do prawego ucha, lewe mając ciągle przy poduszce.
- Hazza, gdzie jesteś?
Po drugiej stronie połączenia Liam usiadł ciężko na kanapie, słysząc charakterystycznie zachrypnięty głos przyjaciela zaraz po przebudzeniu. Spojrzał na resztę zespołu, która zajęta była rozmową z ich menadżerem, oraz fotografem.
- Co?- chłopak niepewnie otworzył oczy, które ciągle były przymknięte i spojrzał na zegarek ustawiony na szafce obok łóżka. Wskazywał równo w pół do ósmej- ale o co ci chodzi Li? Gdzie powinienem być?
- No nie wiem Harry, nie wiem- odpowiedział ironicznie chłopak, przewracając oczami na pytające spojrzenie Louisa- No ale zastanówmy się... Gdzie powinieneś być? Hmm... może...
- Huh.... Liam, przepraszam. Po prostu zaspałem. Zaraz tam będę...- przerwał kędzierzawy niechętnie zmieniając pozycję na siedzącą i pocierając zaspaną twarz wolną ręką- Tylko....
- Sesja zdjęciowa, Harry- Payn wyprzedził pytanie szatyna, podając od razu adres i uprzedzając, że młodszy ma być na miejscu za piętnaście minut.

Harry w ekspresowym tempie wziął orzeźwiający prysznic i ubrał się w pierwsze lepsze ubrania. Po drodze do wyjścia z mieszkania, zgarnął jeszcze z kuchni jabłko i czym prędzej wyruszył pod wskazany adres. Czuł się zmęczony. Ostatnimi czasy nie spał zbyt dużo, a gdy już zasnął, jego sen był bardzo płytki i budził go najmniejszy szmer. Dlatego też był dość podirytowany faktem, iż gdy pierwszy raz od paru dni udało mu się zasnąć, ktoś musiał mu przeszkodzić.

Na sesji był dość...nieobecny? Myślami ciąż powracał do poprzedniego dnia. Odtwarzał każdą sekundę, z dokładnością rozpamiętując jak chwilami zmieniał się wyraz twarzy dziewczyny. To co się stało było... huh... nie planował tego. Coś czego nie znał nigdy wcześniej owładnęło nim i zanim się zorientował ich usta zdążyły odnaleźć się wzajemnie. Może nie był to jakiś wielki pocałunek, bardziej przypominał całus. Trochę nieśmiały, nastoletni pocałunek. Ale bądź, co bądź- pocałował ją. Pocałował Reven. Jego najlepszą przyjaciółkę z młodości, a zarazem pierwszą dziewczynę, o której myślał jak o kimś więcej jak kumplu do zabaw. Raven, którą spotkał po latach, będąc w przekonaniu, że dziewczyna nie żyje. Raven, która nie mówi, która zamknięta jest na każdego. Każdego... z wyjątkiem jego.
Czy to żałosne, że nawet teraz- następnego dnia, myśląc o tym uśmiechał się?
Tak. Tak, to jest żałosne. Zachowuje się, jak szesnastolatek... Ale co ma poradzić? Radość rozpierająca go od środka na myśl, że wszystko idzie po jego myśli, była zbyt duża, by nie uśmiechać się do każdego i promieniować wręcz za dobrą energią.
Chciał jak najszybciej skończyć przedłużającą się w nieskończoność sesję i zobaczyć się już z dziewczyną. Nawet jeśli było to szczeniackie, żałosne i zupełnie nie pasowało do kogoś takiego jak on...
Ale w chwili końca sesji, którego tak bardzo wyczekiwał, stało się coś co automatycznie zmieniło jego humor.
- Harry, a ty gdzie?- zapytał rozbawiony Niall, obejmując ramieniem zielonookiego i zatrzymując go tym samym, przed wyjściem z budynku.
- Yyy... no do domu- skłamał gładko Harry, uśmiechając się niewinnie.
- Zapomniałeś? Jeszcze wywiad, a potem spotkanie z fanami, stary! Tak szybko do domu nie wrócisz!
- Co?!- zawołał zrezygnowany chłopak, przybierając zawiedziony wyraz twarzy.
- A gdzie ci się tak śpieszy?- wtrącił równie rozbawiony Zayn, szturchając go lekko w ramię.
- Nigdzie.
- Aww... gdzie ten cudowny uśmiech towarzyszący ci przez cały dzień? No co jest, Curly? Hmm...?
- Nic. Po prostu jestem zmęczony- wymruczał, naburmuszony chłopak.
Reszta zespołu jedynie zaśmiała się na to zdanie, wypominając mu, dzisiejsze spóźnienie.
Tylko Liam, stał z boku bacznie przyglądając się przyjacielowi. Harry był inny niż zwykle. Coś musiało się wydarzyć, i chłopak dałby sobie rękę uciąć, że było to związane z Raven, o której wspomniał im parę dni temu. Tylko co? Tego Payn nie wiedział, a jako, że był tym, który w ich "paczce" musiał mieć zawsze rękę na pulsie, będzie musiał się dowiedzieć.
***

- Ściana komórkowa występuje u niemal wszystkich komórek roślinnych. Wyjątkami są pływki i komórki jajowe glonów oraz generatywne komórki roślin wyższych. W pierwszym etapie rozwoju ściana komórkowa jest też nieobecna u komórek bielma.....
 "Bla, bla, komórki jajowe, bla, bla, bla nieobecna, bla, bla" - tyle właśnie zrozumiała Raven z wypowiedzi nauczyciela. Znudzona, ułożyła ociężałą głowę na ramionach, skrzyżowanych na blacie ławki, z nadzieją, że profesorek nie odwróci się od tablicy przez następne pół godziny lekcji.
Nienawidziła tego, że lekcje miała w ośrodku. Nienawidziła tego przestarzałego faceta, recytującego na pamięć formułki i głupio wierzącego w to, że Raven również się ich nauczy. Nienawidziła nawet pomieszczenia, w którym się znajdowała. Było to coś na kształt świetlicy, w której reszta dzieciaków najczęściej spędzała czas popołudniami, kiedy ona spała. Jednak teraz- gdy wszyscy byli w normalnych szkołach, przebywała tam tylko ona, profesor Hans- coś tam i przywiędłe lekko kwiatki ustawione w rzędach na parapetach
-...Błona komórkowa, plazmolema jest struktura oddzielającą środowisko wewnątrzkomórkowe od środowiska zewnętrznego. Zapewnia wymianę materii i energii z otoczeniem oraz odbiór informacji zapewniając komórce możliwość reagowania na zmieniając się warunki zewnętrzne...Panno Blanc!
Czarnowłosa leniwie podniosła się, do pozycji siedzącej i popatrzyła zobojętniałym wzrokiem na siwego mężczyznę przed nią.
- Czy ty mnie w ogóle słuchałaś?!- pobłażliwy uśmieszek i wzdrygnięcie ramionami - Jak tak dalej pójdzie to nie zaliczę ci tego roku- wywrócenie oczami i przekrzywienie prowokacyjnie głowy. Tak, zdecydowanie lubiła ich wkurzać- Co ty sobie wyobrażasz?! Że jak masz mutyzm selektywny to wszystko ci wolno?! Nie płacą mi za....- Raven nie usłyszała już nic więcej. Dźwięk krwi wrzącej z nerwów w jej żyłach zagłuszył wszystko. Wstała z taką mocą, że krzesło na którym siedziała uderzyło o podłogę, jakby z chęcią doszczętnego zrujnowania przestarzałych paneli. Profesor zamilkł na chwilę, zdezorientowany hukiem, jaki przeszedł po klasie, po czym otworzył usta, chcąc zapewne coś jeszcze dodać, lecz nie zdążył uprzedzony przez trzaśnięcie masywnymi drzwiami.
Raven szła szybko. Bardzo szybko. Właściwie, można by powiedzieć, że biegła. Adrenalina pulsująca w jej żyłach ciągle zagłuszała wszystko inne, tym razem wraz z jej myślami.
"Jak. On. Do. Cholery. Śmiał. Tak. Powiedzieć?!"- Zgrzyt zębów dołączył do symfonii wściekłości w jej umyśle.
Już miała skręcić w korytarz prowadzący, do jej pokoju, kiedy kątem oka zobaczyła Lucy, wchodzącą do środka z plecakiem. "Świetnie, tylko tego mi jeszcze potrzeba."- pomyślała obierając inną drogę i kierując się w górę schodami, w tak dobrze już znane miejsce. Od wydarzenia z dzisiejszej nocy unikała dziewczynki. Na śniadanie wyszła specjalnie chwilę po niej, by nie musiały iść obok siebie, a na stołówce za wszelką cenę unikała prób nawiązania kontaktu wzrokowego ze złotowłosą.
Kiedy dotarła na dach budynku, złość po woli ustępowała już jej ciała, lecz zraniona duma, dalej miotała jej myślami ubliżając w myślach mężczyźnie.
"Czy nikt go nie ostrzegł?!"
 Cały ośrodek wiedział, że na słowa "mutyzm selektywny" Raven reaguje... tak jak reaguje.
"Pojebaniec... sugerował, że jestem chora?! Nie mam żadnej pieprzonej choroby... Potrafię nad sobą zapanować. Nie jestem jakimś psycholem, któremu podaje się leki. Zwyczajnie nie mówię- czy to zbrodnia?!"
Jej umysł wrzał od oburzenia. Mutyzm selektywny....tak właśnie określali to wszyscy dorośli, których spotkała. I każdy z nich trafiał momentalnie na jej czarną listę.
Bo przecież w mutyzmie, ma się wybór. Można mówić...
A jaki ona ma wybór?
Wszystkim kieruje jej mózg. To on decyduje- nie ona.... Tak rozumowała niebieskooka.
Bo nasza bohaterka była przekonana, że taki wybór został jej odebrany. I to bolało ją najbardziej.
***

08.09.2013r.
Nasze życie składa się jedynie z wielu wyborów.
Pamiętać- zapomnieć.
Patrzeć- odwracać wzrok.
Kochać- nienawidzić.
Wielu, wielu działań, które tworzą naszą historię.
Skąd mamy wiedzieć, które są te dobre, a które złe??
Skąd mamy wiedzieć, czy robimy dobrze??
Nie możemy. I to właśnie czyni nas ludźmi...
Podjęłam przez te trzy lata wiele wyborów. Niektóre nieświadomie- inne z premedytacją. Nad niektórymi jedynie myślałam, że podejmuję je świadomie; że to ja mam nad nimi władzę.
Czy się myliłam?
Czy wszystkie były dobre?
A może wszystkie co do jednego złe?
Nasze życie składa się jedynie z wielu wyborów.
Pamiętać- odtrącić.
Patrzeć- działać.
Kochać- milczeć.
Tak wiele wyborów...


Heeeej Motylki! :D
Po pierwsze:
ASDFGHJKJHGFDSDFGHJKHGFD DZIĘKUJĘ ZA TAKĄ LICZBĘ KOMENTARZY!!!SDFGHJHGFDSDFGHJHGFDSADFGHJK *-*
Serio, serio! KAŻDY czytałam 4567543245 razy i nawet się przyznam, że miałam szklanki w oczach ;P
Po drugie:
Przepraszam, że rozdział nie pojawił się w niedzielę jak zwykle. Nie było mnie w weekend w domu, także nie miałam jak napisać, a co dopiero wstawić rozdział. :< Teraz pisałam codziennie po troszku ile mi czasu starczyło i ostatecznie dzisiaj skończyłam, bo nie poszłam do szkoły... ogólnie to znowu jestem chora, ale nie bd Wam tuta o tym truć ;)
Poo trzecie:
To chyba najdłuższy rozdział jak dotąd ;o Wydaje mi się, że dość dużo się w nim dzieje, więc radzę go sobie zapamiętać ;) I czy w ogóle się podoba?? :D Mam nadzieję, że sprostał oczekiwaniom... Sama jestem z niego średnio zadowolona, ponieważ nie mogłam się na nim tak skupić, jak ma innych... no ale ocena należy do Was :)
I poooo czwarte! :D
Mam ogromną nadzieję, że liczba komentarzy nagle drastycznie nie spadnie, a nawet może ją podbijecie??? Proszę?? Ładnie, ładnie proszę? xD
Ale tak na serio- proszę abyście nie przestawali komentować ;> To na prawdę potwornie motywuje ;oo Tak motywuje, że przychodząc ze szkoły, zamiast odrabiać lekce, pisałam po kawałku rozdział aby wstawić jak najszybciej :)
Tak, więc jedynie proszę- Jeśli przeczytałeś- skomentuj, ok? :)
I... to by było chyba na tyle ;> Jak mi się coś przypomni, to zaktualizuję notkę :D Jeszcze raz DZIĘKUJĘ!! za komentarze ;3
Jak zwykle się rozpisałam, więc już kończę ;D
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.

sobota, 9 marca 2013

11. "Będziesz moim Piotrusiem, a ja twoją Wendy?"

Noc.
Ciemna, groźna, nieprzyjazna, tajemnicza.
Doskonała.
Raven stawia ciche kroki na korytarzu, owijając się szczelniej kocem w kratę, zabranym ze sobą z pokoju i ściskając mocniej łapkę ukochanego misia.
W końcu dochodzi na koniec ostatniego piętra i upewniając się, że wejście na dach jest nadal otwarte, wspina się po krótkiej drabince.
Zimne powietrze smyrga zacięcie jej delikatną twarz, jednak ona nie rezygnuje, tylko zamykając oczy, upaja się uczuciem znikomej wolności.
Odkąd znalazła to miejsce parę dni temu, przychodzi tu niemal codziennie, gdy tylko nikt nie patrzy.
Świadomość, że nie jest otoczona przez tak znajome już cztery ściany, jest dla niej jakby ukojeniem.
Tutaj dodatkowo nikt jej nie widzi. Nikt jej nie obserwuje. Przed nikim nie musi udawać.
Dziewczyna podnosi powieki, ukazując parę wyblakłych niebieskich tęczówek, w tej chwili z małymi iskierkami, które jednak znikają za każdym razem, gdy z powrotem powraca do okrutnego świata rzeczywistości.
Podchodzi spokojnie do murku, przy końcówce dachu i opiera o niego jedną nogę. Po chwili dokłada drugą i teraz stoi już, na przepaści. Wystarczyłoby zrobić maleńki krok w prawo, by spaść z budynku. Uśmiecha się sama do siebie, na swoje myśli i powoli zaczyna kroczyć w przód. Krok po kroku, przemieszcza się po niebezpiecznym ogrodzeniu ciągle trzymając za rękę zniszczonego już pluszaka, z kocem zarzuconym na ramiona. Jej ciemne włosy rozwiewane przez wiatr, upodabniają się do nocnego nieba, na którym migoczą złociste punkciki.
Czarnowłosa zaskakuje beztrosko z powrotem na podłoże dachu sierocińca i odchyla głowę do tyłu, by móc przyjrzeć się niebu.
Kiedyś gdy była małą dziewczynką, kochała książkę "Piotruś Pan", przypomina sobie, rozkładając koc na dachu i samemu kładąc się, tak by wygodniej było patrzeć na przepiękne niebo. Dostała ją na swoje szóste urodziny od starszej siostry Harry'ego, z którą się kolegowała i przeczytała w tę samą noc. Potem, każdego dnia przynosiła ją do chatki na drzewie, którą zbudowała wraz z Curly'm w pobliskim lesie i zmuszała go, by czytał chociaż rozdział dziennie. "Po co mam to robić?!"- marudził Harry, na co Raven za każdym razem odpowiadała, żeby po prostu przeczytał, bo to dla niej ważne i go o to prosi. Chłopak w końcu opornie- bo opornie, ale przeczytał książkę.
Wtedy czarnowłosa uśmiechnęła się do niego i zadała tylko jedno, jedyne pytanie: "Będziesz moim Piotrusiem, a ja twoją Wendy?"
"Okey"- odpowiedział z szerokim uśmiechem siedmiolatek, ukazując dołeczek w policzku. "I kiedyś, polecimy do Neverland'u i zostaniemy młodzi na zawsze..."- dodał z błyskiem w oczach, tak jakby mogłoby się to na prawdę kiedyś zdarzyć...

Raven leżała na kocu, lekko trzęsąc się z zimna, jednak nie miała zamiaru wracać do środka. Rozmyślała nad "drogą" do pamiętnego Neverlandu, którą niegdyś pamiętała bez problemu.
Teraz myliło jej się, za którą gwiazdą powinna skręcić... i czy w ogóle trzeba było skręcać??
Skrzywiła się, uświadamiając sobie, że nie ma pojęcia.
***
07.09.2013r.
Myślisz, że wróżki istnieją?
To znaczy... wiem, że to dość niedorzeczne i dziwne pytanie... ale jestem tego ciekawa. Kiedyś wierzyłam we wróżki. W końcu, czemu miałabym nie wierzyć? Nie było powodu, dla którego miałoby ich nie być. Ale czy ciągle są? Czy ciągle w nie wierzę?
Wierzę.
Wierzę bo się boję.
Boję się, że przeze mnie zginie ostatnia wróżka. W końcu, kto teraz wierzy w te magiczne stworzonka? Teraźniejsze dzieci, pozbawione są wyobraźni. Jestem pewna, że ponad połowa, gdybym zapytała "co sprawia, że możemy latać?", odpowiedziałaby "samoloty", zamiast "magiczny pył".
Czy to nie potworne?
A może tak jest lepiej... Te dzieci, chociażby nie rozczarują się w przyszłości odkrywając, że nic nie jest tak proste jak w ich książkach z dzieciństwa...
Wiesz, dobrze, że doktor Stand, jest na tyle leniwa, że nie sprawdza co tutaj wypisuję.
***
Tym razem nikt nie powstrzymywał Harry'ego gdy ten zmierzał do pokoju ciemnowłosej dziewczyny.
Wszystkie dzieciaki były aktualnie w szkołach, ale on wiedział od pani Agnes, że Raven w tym czasie najprawdopodobniej gapi się w ścianę obok łóżka, lub w krajobraz za oknem. Ciągle nie dochodziło do niego do końca, jak bardzo dziewczyna się zmieniła... Była zupełnie inna, od tej, którą pamiętał z dzieciństwa.
Jednak miała w oczach coś, z tamtej uśmiechniętej Rav, z którą spędzał całe dnie w domku na drzewie. I właśnie ta rzecz powodowała, że pomimo wszystko, nie mógł się doczekać na spotkanie z nią.
Lekko zapukał drzwi od pokoju, jednak gdy przez dłuższą nie było odzewu nacisnął delikatnie klamkę i wszedł do środka. Momentalnie napotkał spojrzenie stalowych oczu i mógłby przysiąc, że przez sekundę, pojawiły się wesoły iskierki, zaraz potem przyćmione przez zobojętniałe spojrzenie.
- Hej...- wymamrotał Harry podsuwając sobie krzesło, tak jak ostatnim razem i uśmiechając się nerwowo. Raven podniosła nieznacznie brew lekko zaskoczona, że chłopak postanowił ją znów odwiedzić. Była ciekawa, kiedy zorientuje się, że dziewczyna nie ma zamiaru odpowiadać mu na powitania i wszystko inne.
Przyglądała się, jak chłopak bierze do ręki kartkę papieru pozostawioną na brzegu szafki. Właściwie, niebieskooka nie wiedziała, po co ciągle ją tam odkładała, skoro nie chciała by Harry przychodził.
Szatyn przez dłuższą chwilę wpatrywał się w napis, mając świadomość, że każdy jego ruch obserwowany jest przez dziewczynę.
Nie mogę kłamać nic nie mówiąc...
Jego zielone tęczówki napotkały, zabłąkane oczy Raven sprawiając, że dziewczyna poczuła wątpić w napisane przez siebie zdanie.
Przez dłuższą chwilę, chłopak nic nie mówił, aż w końcu zaczął cicho nucić:
"Say those words, 
Say those words like there's nothing else, 
Close your eyes and you might believe,
That there is some way out yeah,...- Śpiewał cicho. Dokładnie jak za pierwszym razem, gdy Raven go usłyszała podśpiewującego, w wieku czternastu lat.
Ciągle patrzył prosto w jej oczy, a ona była zbyt zafascynowana, jak bardzo pogłębił się jego głos przez te wszystkie lata, by to przerwać. Jesienne słońce oświetlało go całego, sprawiając wrażenie, że jest tylko wymysłem w umyśle dziewczyny. Jednak gdy złapał ją delikatnie za rękę i poprowadził na środek pokoju, uświadomiła sobie, że dzieje się to naprawdę-
If your sky is falling, 
Just take my hand and hold it,
You don't have to be alone, alone, yeah,
I, won't let you go- zaczął śpiewać coraz głośniej, z przekonaniem, trzymając teraz obie dłonie niebieskookiej. Raven czuła się niczym omamiona jego głosem. Wiedziała, że nie powinna tego robić... Że powinna wrócić na łóżko i zignorować chłopaka, lub najlepiej wyjść z pokoju.'
Wiedziała... a jednak zamiast to zrobić, stała i patrzyła prosto w jego oczy gdy śpiewał już całkowicie głośno, z lekką chrypą w głosie, która wywoływała u niej ciągłe ciarki na plecach-
And if you feel the fading of the light,
And you're too weak to carry on the fight,
And all your friends that you count on have disappeared,
I'll be here, not gone, forever, holding on, Oh,

If there's love just feel it,
And if there's life we'll see it,
This ain't no time to be alone, alone, yeah,
I, wont let you go..."
Popołudniowe słońce wirowało pomiędzy nimi, gdy pod koniec piosenki chłopak znacznie zmniejszył pomiędzy nimi odległość. Raven nie widziała teraz niczego, poza tak dobrze znanymi już tęczówkami. Jej delikatne dłonie dalej były utkwione w silnych dłoniach chłopaka. Gdy jego czoło oparło się o czoło dziewczyny, jej serce znacznie przyspieszyło, jakby zapragnęło wyskoczyć z klatki piersiowej i uciekać jak najdalej od właścicielki.
Intensywny zapach perfum bruneta, połączony z zielenią jego oczu, bliskością ciała, i głosem ciągle błądzącym po jej umyśle, otumaniły ją na tyle, by odzyskać świadomość dopiero, gdy poczuła idealnie wykrojone usta Harry'ego na jej własnych. Chłopak lekko musnął jej wargi, po czym odsunął się z delikatnym uśmiechem, pochylił się ponownie, całując czubek jej nosa. Dziewczyna była tak bardzo zaskoczona tym co właśnie się wydarzyło, że nie zorientowała się, gdy Harry puścił jej dłonie i zaczął kierować się w stronę drzwi. Gdy miał już rękę na klamce, odwrócił się jeszcze...
- Przyjdę jutro... dobrze?
Raven przytaknęła jedynie głową, jeszcze nie do końca świadoma zaistniałej sytuacji.

Hej, Motylki :)
Noo.... To mam nadzieję, że jesteście choć trochę usatysfakcjonowane tym co się stało? :D
Chciałam w tym rozdziale pokazać inną stronę Raven- to prawdziwą, delikatną, fantazyjną i lekko zagubioną.
No i... była na reszcie love scena, na którą wiem, że wiele z Was czekało z utęsknieniem xd
A tak btw. czytała może, lub oglądała któraś z Was "Piotrusia Pana"?
......Bo ja nie xD
Jakoś tak mi spontanicznie się wepchnął w tok rozdziału :D
Pewnie jest tutaj tysiąc pięćset sto dziewięćset błędów stylistycznych, ortograficznych i Bóg jeden wie jeszcze jakich, za które przepraszam :)
Chciałam jeszcze poprosić, abyście KOMENTOWALI
Nie wiem jak jeszcze mogę to zaznaczyć abyście zwrócili swoją uwagę :D W ankiecie wyszło, że połowa czytających nie komentuje, co jest przykre bo każdy komentarz jest motywacją :>
Więc, na prawdę proszę, aby każdy kto przeczytał po prostu kliknął w okienko komentarza i napisał co sądzi :))
Jeszcze raz przepraszam za błędy ;D
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.

Ps. Dostałam 2 ze sprawdzianu z Krzyżaków :D Co jest nawet sukcesem, bo osoby, które przeczytały miały często 1+ xD

sobota, 2 marca 2013

10. "To my jesteśmy magiczni..."


Dziewczynka wspina się dzielnie po schodach  prowadzących na miejsce, gdzie zmierza każdy turysta, przebywający w Paryżu. Zaraz za nią idą jej rodzice, śmiejąc się z jakiejś historyjki, której sensu mała jeszcze co prawda nie widzi, jednak śmieje się wraz z nimi.
Gdy docierają na szczyt Wieży Eiffla, kruczowłosa nie może wyjść z podziwu. Stoi przez dłuższą chwilę patrząc w dół, niczym zahipnotyzowana. Ludzie z tej perspektywy przypominają jej mrówki, rozbiegające się na wszystkie strony świata. Ośmiolatka przymyka oczy, nabierając głęboko powietrza. Świadomość, że jest tak wysoko dodaje jej mocy; czuje, że w tej chwili może wszystko; że jest silna i że nic nigdy nie zmusi jej do upadku...
- Paryż podobno jest magiczny..- mówi tata, do mamy.
- Nie, to my jesteśmy magiczni- odpowiada kobieta, a dziewczynka powtarza po cichu jej słowa, uśmiechając się do ptaków przelatujących nad jej głową.
- To, kto chce deser lodowy?- pyta z uśmiechem mężczyzna, przerywając chwilową zadumę w umyśle dziecka.
- Jaaa!!- krzyczy radośnie dziewczynka, łapiąc rodziców za ręce i ciągnąc ich całą siłą na dół.
***

Pierwszym uczuciem po przebudzeniu Raven, gdy widzi, że krzesło przy jej łóżku jest puste, jest smutek. Brak kędzierzawego chłopaka, wywołuje w jej sercu wielki żal, jakby liczyła, że Harry już zawsze będzie tam siedział.
Jednak wszystko znika gdy zauważa kartkę, odłożoną na brzegu łóżka. Marszczy brwi, czytając dopisek chłopaka.
Dobrze wiesz, że nie potrafię kłamać. W odróżnieniu od Ciebie, Raven
Słowa, przemieniają jej smutek w zwyczajną złość.
Raven jest zła na samą siebie.
Przecież radziła sobie świetnie bez niego, przez ostatnie lata. Czemu nagle poczuła tak wielką potrzebę bycia obok niego?! Jeszcze teraz gdy, ten śmie sądzić, że ona kłamie. To śmieszne.... zważając na to, że nic o niej nie wie.
Nic o tym jaka jest teraz.
Nic o nowej Raven.
- Nareszcie wstałaś!- uśmiechnięta od ucha, do ucha Lucy zjawia się magicznie obok jej łóżka.
Ciemnowłosa posyła jej piorunujące spojrzenie, starając się przekazać telepatycznie jak optymizm dziecka ją denerwuje. Blondynka uśmiecha się niewinnie i jakby nigdy nic, kieruje się do wyjścia z pokoju.
- Chyba dobrze ci się dzisiaj spało... Zazwyczaj wstajesz jeszcze przede mną, a dzisiaj spałaś wyjątkowo długo- zauważa dziewczynka, przystając w drzwiach, po czym odwraca się na pięcie i wychodzi z pokoju.
Raven przeciąga się leniwie, sięgając po zegarek. Jest już po 8.00, co oznacza, że zielonooka spała aż dwie godziny dłużej niż zazwyczaj.
Dziwne, aczkolwiek zaskakująco miłe.
Wyjmuje z drewnianej szafy czarną bluzę i leginsy, a pod spód białą koszulkę z napisem "MAGIC PARIS". Przed oczami momentalnie pojawia się obraz z wakacji, gdy miała 8 lat. Mimowolnie uśmiech rozkwita na jej bladej twarzy. Zaraz jednak przypomina sobie o wiadomości i zaciskając pięści na materiale ubrań kieruje się do łazienki.
***
Harry siedział w studiu nagraniowym czekając na resztę zespołu. Dzisiaj kończyła się jego "taryfa ulgowa" i musiał powrócić do normalnego trybu życia. Takie przynajmniej było założenie, bo tak na prawdę, życie Harry'ego nie było już normalne i on doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Obracał nerwowo w rękach jasno-zielony kubek z kawą, którą otrzymał na recepcji.
Po głowie w kółko chodziły mu wydarzenia z wczorajszego dnia. Nie potrafił wyprzeć tego z głowy, a co gorsza był świadomy, że zapewne nie uda się mu to przez następne dni...
~retrospekcja~
Będąc już na końcu korytarza, poczuł nagle mocne szarpnięcie za ramie i zanim zdążył jakkolwiek zareagować zamykały się za nim drzwi od jakiegoś pomieszczenia...
Zszokowany wyrwał rękę z uścisku "napastnika" i odwrócił się w jego stronę.
- Co pani do diabła wyprawia?!- zawołał jeszcze bardziej zaskoczony, widząc grubszą opiekunkę, która wcześniej wyratowała go od nawiedzonej pani pedagog. Chłopak zaczął zastanawiać się, czy wychowawczynie na pewno nadają się do pracy z dziećmi, gdy kobieta odezwała się podirytowanym głosem:
- Poluję na dinozaury! Co się głupi pytasz?- widząc zupełnie już zdezorientowaną minę chłopaka, wywróciła oczami i kontynuowała spokojniejszym głosem- musimy porozmawiać, a nikt nie może się dowiedzieć, że tu jesteś... Jakbyś jeszcze nie zrozumiał nie powinno cię tu być- podkreśliła ostatnie słowa i uśmiechnęła się lekko, obserwując jak brunet przetwarza jej słowa.
- Ale... czego pani ode mnie chce?- spytał Harry niepewnym głosem, gotowy do nagłej ucieczki, w razie potrzeby.
- Usiądź i wtedy na spokojnie wszystko omówimy.
Dopiero teraz zielonooki zorientował się, że przebywa w pomieszczeniu, w rodzaju kuchni służbowej. Znajdował się tu mały czteroosobowy stolik, aneks kuchenny, mini lodówka, ekspres do kawy, czajnik elektryczny i mikrofalówka.
Niepewnie przysiadł na jednym z krzeseł, cały czas obserwując ruchy kobiety. Starał się też zlokalizować jakieś noże, lub inne niebezpieczne przedmioty, którymi blondynka mogłaby się przeciw niemu posłużyć.
- Kawy, czy herbaty?
- Ymm... obojętnie. Ja... czemu chce pani ze mną rozmawiać? I czemu nie mogła pani po prostu podejść, zamiast wciągać mnie tutaj siłą?
- Bałam się, że nie będziesz chciał rozmawiać, a nie mam za dużo czasu, aż skończą się zajęcia i wszyscy nas zauważą... To znaczy ciebie zauważą- odpowiedziała pani Agnes podłączając elektryczny czajnik i wkładając do dwóch kubków torebki herbaty. Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową, powoli przekonując się, że nie jest to mordercza zasadzka.
Taką miał przynajmniej nadzieję. W końcu w obecnych czasach, gdy fanki chowają się w śmietnikach, by być jak najbliżej nich, a ludzie chodzą za nim do toalety by zdobyć autograf wszystko było prawdopodobne.
Kobieta usiadła naprzeciw Harry'ego i spojrzała mu prosto w oczy, jakby oceniając prawdziwość jej domysłów.
- Skąd znacie się z Blanc?
- Ja i Raven mieszkaliśmy kiedyś obok siebie, właściwie wychowaliśmy się razem- odpowiedział bez namysłu Harry po czym dodał, już bardziej nieufnie- a do czego pani ta informacja?
- To znaczy, że znałeś ją jeszcze przed.... tym- powiedziała na wpół do siebie, na wpół do chłopaka.
- Co pani rozumie przez "to"?
- No przed... -przerwała na chwilę, patrząc z uwagą na Harry'ego- przed tym jak przestała mówić.
- Słucham?- zapytał, myśląc, że jedynie się przesłyszał. Jak to "przestała mówić"?! Przecież... przecież to nie możliwe...
- Czy odezwała się do ciebie chociaż raz, od kiedy cię zobaczyła?- spytała kobieta z pobłażliwym uśmiechem.
Chłopak zastanowił się przez chwilę, aż w końcu uświadomił sobie, że ani Raven ani razu przez ten cały czas nic nie powiedziała.
- No właśnie. Raven... Raven jest chora. Izoluje się od każdego, nie chcę się z nami w ogóle komunikować. Tak jest już od trzech lat- przerwała na chwilę, wstając z miejsca i zalewając herbatę. W tym czasie Harry ciągle trawił to co usłyszał. Raven nie rozmawia, ani nie porozumiewa się w jakikolwiek sposób z nikim... oprócz niego...Ale przecież słyszał jej krzyk tego dnia gdy występowali w sierocińcu. To od tego wszystko się zaczęło- Uwierz mi, że przez te trzy lata każdy stracił już nadzieję, że to kiedykolwiek się zmieni... Aż do dnia waszego występu. Wtedy coś w jej umyśle zaskoczyło... sądzę, że na skutek twojego głosu i odezwała się po raz pierwszy, odkąd tutaj trafiła. Margaret to zignorowała. Stwierdziła, że to nic nie zmienia i nie ma sensu iść tym tropem, ale ja wiedziałam. Wiedziałam, że to nie koniec...
- Zaraz...-przerwał jej Harry, starając się pozbierać myśli- chyba nie rozumiem. Co ja mam niby zrobić?
- Z tego co zauważyłam i co mówiła mi Lucy, tylko na ciebie Raven nie reaguje wrogo, a przynajmniej nie tak bardzo jak na wszystkich innych. Tak, więc głupstwem byłoby tego nie wykorzystać.... Sądzę, że ta dziewczyna może jeszcze przemówić. Nie wolno jednak ją do tego zmuszać, w końcu Raven pęknie i po prostu się odezwie. Chodzi po prostu o to, żeby jak najbardziej ją do tego zmotywować...
- Czyli, że co w końcu mam zrobić?- zapytał po raz drugi zielonooki upijając łyk gorzkiej i stanowczo za mocnej herbaty.
- Masz po prostu być. Ty jako jedyny kojarzysz się Raven z czymś pozytywnym. Znałeś ją jeszcze przed wypadkiem i jestem pewna, że ona podświadomie czuje, że nie musi przed tobą udawać tak jak przed nami... 
- No nie wiem, czy jestem dla niej tak pozytywną postacią...- mruknął pod nosem Curly.
- Jak to?
- Ona ma mi za złe, że nie było mnie przez cały ten czas. Nie wierzy mi... No i nazwała mnie kłamcą, więc...
- Czekaj, czekaj, czekaj- przerwała mu wychowawczyni, gestykulując przy tym ręką- jak to "nazwała"?! Jednak z nią rozmawiałeś?!
- Nie... Ona napisała mi na kartce...
Na słowa chłopaka, oczy kobiety roziskrzyły się z zapałem, jakby ktoś dolał benzyny do ognia w niej płonącego.
- Wiedziałam!- wykrzyknęła triumfalnie- wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam! Raven nawiązała z tobą jakiś kontakt. To... wspaniałe.
- Tak... tylko co teraz?
- Teraz, musisz po prostu przychodzić i kontynuować to, co teraz się pomiędzy wami dzieje. Tylko, nie mów jej o naszej rozmowie. Nie chciałabym, żeby źle to odebrała i znowu się od wszystkich odizolowała.
Kobieta uśmiechnęła się krzepiąco i wstała z krzesła zabierając swój pusty kubek i prawie nie ruszoną herbatę Harry'ego i symbolizując tym samym, że czas się zbierać.
                                                            ~koniec retrospekcji~
Do studia weszli po kolei wszyscy inni członkowie One Direction, śmiejąc się z czegoś i przekrzykując jeden przez drugiego. Zajęli swoje miejsca i dopiero teraz zauważyli zamyślonego Harry'ego pochylonego nad kubkiem kawy.
- Co jest, stary?- zapytał Niall, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Odnalazłem ją- wymruczał chłopak podnosząc wzrok i napotykając zmartwione tęczówki Louis'a.
***
Czarnowłosa leżała na łóżku, ciągle przypatrując się literom, na pogniecionej lekko kartce papieru...
Czy na prawdę Raven najzwyczajniej w świecie kłamie?
Okłamuje wszystkich w okół i samą siebie??
Czy można nazwać ją kłamcą???
Jedną z niewielu rzeczy, które się nie zmieniły, była niechęć do kłamstwa, ze strony dziewczyny. Raven mogła udawać, mogła trochę oszukiwać, jednak nie kłamać...
"Ale w końcu nie można kłamać, nic nie mówiąc"- pomyślała, uspokajając samą siebie... Tylko w takim razie, czemu słowa Harry'ego tak ją dotknęły? Czy on na prawdę uważał ją za kłamcę?.... A czy ona na prawdę tak o sobie nie myślała?
Zrezygnowana ukryła głowę w poduszce, przyciskając ją najmocniej jak potrafiła do twarzy. Stanowczo za dużo pytań, rodziło się ostatnio w jej głowie. I to wszystko przez niego.
Ostatni raz tego dnia spojrzała na kartkę, po czym wzięła do ręki długopis i po woli dopisała kolejne słowa.

No i mamy kolejny :)
To już dziesięć rozdziałów! Dacie wiarę? :D
Szczerze, to nie jestem nim jakoś specjalnie usatysfakcjonowana :< Chciałam jeszcze trochę więcej w nim zawrzeć, ale już nie zdążę nic dopisać.
Muszę wstać za 5 godz. i coś czuję, że będę wyglądać jak zombie, ale cóż... czego ja dla Was, Motylki, nie robię?! :>
A jak Wam mija weekend? :) Mam nadzieję, że owocnie ;)
Jeszcze raz zapraszam na nowe opowiadanie, które prowadzę z przyjaciółką :) Sądzę, że może Was zaciekawić, gdyż jest to równie nietypowa historia co ta tutaj :D <link>
Dziękuję za komentarze <3
I przepraszam za wszelkie błędy, ale nie mam czasu już sprawdzić :<
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.