sobota, 14 września 2013

23. I to jest moje miejsce



Kiedy się budzi jest wcześnie. Bardzo wcześnie. Za oknem jest ciemno jak w nocy, jednak zegar wskazuje równo piątą rano. Rozgląda się podejrzliwie po pokoju. Wczorajszy dzień był tak... ciężki. Przez cały czas czuła się jak ktoś zupełnie inny, uwięziony we własnej skórze. Jak po drugiej stronie lustra, lub w zupełnie innym wymiarze.
Spostrzega, że na leżance w rogu pokoju, Harry dalej pogrążony we śnie, pomrukuje coś niezrozumiałego. Czarnowłosa przygląda się temu widokowi, trochę dłużej niż powinna. Uśmiecha się delikatnie sama do siebie na ten obrazek. W końcu z powrotem przenosi wzrok na widok oknem. Światło latarni oświetla pomieszczenie upodobniając je choć trochę do jej pokoju w sierocińcu. I to prawdopodobnie sprawia, iż dziewczyna zaciska mocno powieki, chcąc nagle zniknąć.
Przecież to nie jest jej miejsce.
Już nie...
Jej miejsce jest w ciemności. W cieniu, w jej małym pokoiku. Jej miejsce jest ziemne i odizolowane. Jest straszne i przygnębiające i nienawidzi tego tak bardzo... A jednak chce już do niego wrócić. Pasuje tam. Musi pasować. Nie ma przecież wyboru...

Najciszej jak tylko może opuszcza łóżko, po czym ubiera się. Zaczyna czuć, że się dusi, że jej mózg ponownie ulega autodestrukcji, więc czym prędzej chce się wydostać na zewnątrz. Wie, że to jej pomoże.
Spogląda jeszcze na dalej śpiącego chłopaka i wychodzi z pokoju. Przy drzwiach wyjściowych zarzuca na siebie jedynie cienką, znoszoną kurtkę. Śpieszy się tak bardzo, że prawie upada, zakładając buty i w tym samym momencie otwierając drzwi.

***
Wolność.
Słodka, zapomniana, niebezpieczna.
W o l n o ś ć.
Lodowate powietrze napełnia jej płuca, rozprzestrzeniając się w krwi i docierając do każdego zakamarka ciała. Nabiera duże hausty, skupiając się na równym oddechu. Biegnie już dobre pół godziny chcąc całkowicie uciec od... sama nie wie od czego. Ale dalej biegnie, mijając domy, sklepy, ogródki... tak bardzo znajome, a tak bardzo obce. Już nie pamięta kiedy ostatnio mogła tak beztrosko biec. Na pewno nie od kiedy trafiła do sierocińca. Od tamtej chwili biegała jedynie w snach...

 Kiedy mija swój dom, nie ma w sobie na tyle odwagi by choćby na niego spojrzeć. Boi się co może tam ujrzeć. Wie, że na pewno ktoś tam teraz mieszka. Może jakieś młode małżeństwo z małą córeczką? Może ta córeczka codziennie bawi się w ogródku ze swoim przyjacielem? Może bawi się na huśtawce, która kiedyś była huśtawką niebieskookiej? Pewnie chodzi do jej dawnej szkoły. Może po szkole chodzi do lasku niedaleko? Ma marzenia, plany... Na pewno jest szczęśliwa i nawet nie myśli co by było gdyby wszystko straciła. Kto szczęśliwy chciałby o tym myśleć?


W końcu zatrzymuje się gwałtownie, stojąc przed budynkiem starej szkoły. Coś jakby żal, ściska jej serce, gdy głowa siedemnastolatki wypełnia się w jednej chwili tysiącami wspomnień... W większości z nich była... szczęśliwa. Czasem dobita nauką, pracami domowymi, sprawdzianami i nieznośnymi nauczycielami, jednak prawie cały czas się śmiała. Sama nie wie czy to boli ją tak bardzo, czy może sam fakt, że to już jedynie wspomnienia. 
Bez względu na powód Raven odwraca się równie gwałtownie, jak się zatrzymała, i tym razem już powoli kroczy do kolejnego celu jej spontanicznej wycieczki.

Śnieg chrzęszczy jej pod butami, co słyszy bardzo wyraźnie, przez ciszę panującą dookoła. Słońce zaczyna już wschodzić, rozjaśniając panujący mrok. Dochodzi do małej dróżki, odbiegającej po chwili w las. Bez wahania, wchodzi coraz dalej w pokryty śniegiem inny świat. Świat tak piękny i tajemniczy, że choć aktualnie wszystko pogrążone jest w paromiesięcznym śnie, dziewczynę przepełnia nie do opisania zachwyt. Tak wielki, że aż przygniata ją swym ciężarem. Wyciska całe powietrze z płuc, umysł wypełniając słodką melodią. Czuje się tak nieprawdopodobnie szczęśliwa tylko przez namiastkę tego co kiedyś miała na co dzień. Krąży ze spokojem pomiędzy drzewami, nadal znając na pamięć to małe, ukryte przed światem miejsce. W odróżnieniu do całego miasteczka tutaj dalej czuje się jak w domu. Tu nic się nie zmieniło. Wręcz przeciwnie, czuje, że to miejsce jeszcze bardziej do niej teraz pasuje.
Wkracza na małą polankę, zatrzymując się na chwilę, by przyjrzeć się jej dokładniej...

"- Pamiętasz jak mieliśmy siedem lat i znaleźliśmy w lasku niedaleko szkoły ukrytą polankę? - zaczął przysiadając się i czekając na reakcje dziewczyny. Pokiwała głową twierdząco, wzrok skupiając na swoich butach - Urządziliśmy sobie tam taki mały ogródek. Pamiętam jak podkradałem mamie nasiona i tak dalej, żebyśmy mogli je posadzić - delikatny uśmiech zabłąkał się na jego twarzy - kiedy skończyliśmy, nasz ogródek był jednym wielkim przekopanym kawałkiem ziemi.... Ale z czasem kiedy tam przychodziliśmy i dbaliśmy o nasze nasionka, one zaczęły rozkwitać... I wiesz, lubię to wspomnienie. Do dzisiaj pamiętam jaki dumny z nas byłem. Ty też byłaś z nas dumna."*

Słońce, całkowicie już wzeszło, przez co oczy bolą ją od dłuższego wpatrywania się w śnieg. Potrząsa głową, przechodząc przez polanę i wkraczając w drugi las. Po niedługim spacerze, szaroniebieskie oczy odnajdują mały domek zbudowany na drzewie. Pomimo paru lat, ciągle wygląda tak samo jak gdy ostatni raz tu była. Ostrożnie wchodzi na górę, nie mogąc opanować kilku łez spływających po jej policzkach.
Przez te dwa lata, jedyne szczęście dawały jej wspomnienia tego wszystkiego. Było to bolesne, jednak dawało szczęście. 
To trochę jak odnalezienie butelki wody na pustyni. Wiesz, że nie starczy na długo, a gdy woda się kończy czujesz jeszcze większy ból, jednak pijesz kosztując każdej z kropel.
Teraz gdy może zobaczyć, dotknąć i ponownie poczuć magie tych miejsc, jest tak oszołomiona, że nie potrafi nawet tego określić.

Siada na podłodze, by nie musieć się ciągle garbić (trochę urosła od ostatniego razu) i rozgląda się wokoło. Teraz jest tu całkowicie pusto, jedynie śnieg, który wpadł przez prowizoryczne drzwi i małe okienko, usypał się w małe zaspy, przykrywając podłogę.
Pamięta jak kiedyś z Curly'm znosiła to wszystkie niepotrzebne koce i poduszki... Nawet załatwiła małą szafeczkę w której trzymali najcenniejsze "skarby"! Całe lato potrafili potem siedzieć tutaj wymyślając najróżniejsze zabawy..
Gdy myśli o skarbach nagle coś przychodzi jej do głowy. Przypomina sobie, że jedną z ich zabaw było chowanie tych skarbów... A Raven miała jeden niezawodny schowek.
Na czworakach przechodzi do rogu pomieszczenia, zaczynając ze skupieniem ostukiwać wszystkie deski. W końcu gdy odnajduje tą jedną niepasującą, oczy rozszerzają się jej, a w uszach słyszy aż szum krwi. Po niemałym wysiłku udaje jej się wyjąc deskę, za którą jest minimalne wgłębienie.
A w wgłębieniu jej najcenniejszy skarb.

"Kiedyś gdy była małą dziewczynką, kochała książkę "Piotruś Pan", przypomina sobie, rozkładając koc na dachu i samemu kładąc się, tak by wygodniej było patrzeć na przepiękne niebo. Dostała ją na swoje szóste urodziny od starszej siostry Harry'ego, z którą się kolegowała i przeczytała w tę samą noc. Potem, każdego dnia przynosiła ją do chatki na drzewie, którą zbudowała wraz z Curly'm w pobliskim lesie i zmuszała go, by czytał chociaż rozdział dziennie. "Po co mam to robić?!"- marudził Harry, na co Raven za każdym razem odpowiadała, żeby po prostu przeczytał, bo to dla niej ważne i go o to prosi. Chłopak w końcu opornie- bo opornie, ale przeczytał książkę.
Wtedy czarnowłosa uśmiechnęła się do niego i zadała tylko jedno, jedyne pytanie: "Będziesz moim Piotrusiem, a ja twoją Wendy?"
"Okey"- odpowiedział z szerokim uśmiechem siedmiolatek, ukazując dołeczek w policzku. "I kiedyś, polecimy do Neverland'u i zostaniemy młodzi na zawsze..."- dodał z błyskiem w oczach, tak jakby mogłoby się to na prawdę kiedyś zdarzyć..."**

Dziewczyna delikatnie ociera okładkę książki wewnętrzną stroną dłoni. Bajka jest w dużo gorszym stanie niż, gdy ją tu zostawiła. Wilgoć odbiła na niej swoje piętno, jednak nadal spokojnie można z niej czytać.
Przerzuca delikatnie strony, prześlizgując wzrokiem po literkach, zlewających się w piękną opowieść. Każde słowo odnajduje się w jej pamięci, jakby miało już tam swoje stare zaklepane miejsce.
Nagle słyszy chrzęszczenie czyichś kroków na śniegu. W popłochu chowa książkę, pod kurtkę, jakby nadal ukrywała prawdziwy skarb.

W tej samej chwili widzi głowę Harry'ego siadającego w wejściu do domku.
- Tak myślałem, że tu będziesz - mówi z delikatnym uśmiechem - ale to nie znaczy, że się nie zmartwiłem kiedy zobaczyłem, że cie nie ma. Jak i cała moja rodzina z resztą. Pewnie gdybym ich nie uspokoił, już szukałaby cię połowa okolicznej policji.
Raven uśmiecha się widząc chłopaka i kręci z rozbawieniem głową. W ten wigilijny poranek, w środku lasu zdaje jej się, że czas magicznie się cofnął. Że nic się nie zmieniło...

***

24.12.2013r.
To nieprawdopodobne jak bardzo jesteśmy ślepi, gdy jesteśmy szczęśliwi.
Gdy niczego nam nie brakuje. Mamy jakieś małe problemy i smutki.. czasem je nawet wyolbrzymiamy. Jednak nawet nie zastanowimy się jak małe są one w porównaniu z szczęściem jakie dostajemy.
Dopiero po czasie rozumiemy naszą ślepotę.
Z drugiej strony trudno nie być ślepym. Trudno widzieć same pozytywy gdy naszą uwagę przykuwa choć jeden negatyw.
Jutro Boże Narodzenie. Pierwsze święta od dwóch lat, o których gdy myślę nie jest mi źle.
To nieprawdopodobne i niedorzeczne... Jednak w ogóle ni jest mi źle.
Czuję się jakby mały promyk słońca w końcu dotarł do mnie, oślepiając mnie swym blaskiem.
Jednak to oznacza, że nadal znajduję się w ciemności. I nie wiem czy kiedykolwiek będę mogła się z niej wydostać. Nawet jeśli wpuszczę tu całe słońce.
Ale teraz czuję się oświetlona. Czuję jak mienię się kolorami. I choć trochę mnie to przeraża, czuję że to jestem właśnie ja.
A to jest moje miejsce.
W oświetlona promieniem słońca, we własnej ciemności.
Bo kocham ciemność. Ale zostałam też obdarowana promieniem słońca, który we mnie pozostał.
I to jest moje miejsce.

***

- Raven, chodź tutaj!
Niebieskooka zamknęła zeszyt, chowając go do swojego plecaka. Wyszła z pokoju Harry'ego, kierując się do salonu, skąd nadchodziły nawoływania kędzierzawego. Był już wieczór. Cały dzień spędziła na pomaganiu Anne i Gemmie w przyrządzaniu rzeczy na jutrzejszy obiad świąteczny. Teraz Anne piekła jeszcze jakieś swoje specjalne desery, do których nikomu innemu nie pozwalała się dotykać.

Kiedy tylko weszła do salonu, a jej wzrok odnalazł chłopaka, zakryła usta ręką, niekontrolowanie wybuchając śmiechem. Curly ubrany w czerwony sweter z wielkim bałwanem, obwieszony łańcuchami i lampkami choinkowymi, leżał na podłodze, starając się odplątać z całego bałaganu.
- Harry, miałeś ubrać choinkę, a nie wszystko demolować - Anne stanęła w progu kiwając z politowaniem głową.
Chłopak nie odpowiedział jednak nic, nie mogąc oderwać oczu od czarnowłosej. Nie wiedział czy powinien zacząć krzyczeć, czy gdzieś to zapisać... 
Raven śmiała się.
Pierwszy raz odkąd ją odnalazł.
Prawdopodobnie pierwszy raz od wypadku.
Jakby nigdy nic, jakby nie widziała w tym niczego dziwnego, zginając się w pół i trzymając za brzuch, śmiała się, zarażając tym Gemmę i Anne.

Chłopak nie wiedział czy to ze szczęścia, ulgi czy może szaleństwa, jednak z tego wszystkiego również zaczął się śmiać.
Był w stanie istnej euforii tylko dlatego, że Raven w końcu wydawała się być szczęśliwa.

* Fragment rozdziału 16.
** Fragment rozdziału 11.
A, i jakby ktoś nie rozumiał: w Anglii obchodzi się święta inaczej niż w Polsce. Tam 24 grudnia nie jest zbytnio obchodzony. 25 grudnia jest dopiero obiad świąteczny i dawanie sobie prezentów i inne duperele :)
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.

sobota, 7 września 2013

Ważne ogłoszenie! Przykre, lecz prawdziwe...

Uh... Cześć, Motylki.
Jak już zdążyłyście zauważyć nie ma rozdziału.
Czemu?
Nie jestem w stanie go dzisiaj napisać.
Ale może o początku wszystko wyjaśnię:

Pisanie dla Was jest dla mnie naprawdę ważne. I mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z tego jak bardzo to kocham. Mogę spokojnie nazwać to moją pasją, zamiłowaniem i częścią życia. W każdy rozdział wkładam 10000% procent siebie. Wiem, że często wkradają mi się błędy i za każdym razem za to przepraszam. Ale w każdym moim rozdziale jest cząstka mnie.

Dlatego kiedy trafiłam na bloga pewnej osoby, po przeczytaniu pierwszych 3 zdań zaczęłam płakać.
Nie będę podawać nazwy bloga, bo nie sądzę, że jest to potrzebne. Jednak najprościej mówiąc osoba ta zerżnęła ze mnie każde zdanie, zmieniając jedynie imiona bohaterów.
Sądzę, iż wyrażenie "nóż w plecy" jest nawet za słabe, ponieważ znam tą... "autorkę" osobiście.
Najgorsze jest chyba to, że ta dziewczyna nawet nie pomyślała, że może mnie tym zranić. I skoro znalazła się jedna taka osoba, sądzę iż pewnie są inne.
Pisanie tego wszystkiego nie jest takie proste. To prawda, że są chwilę gdy cały rozdział wręcz magicznie wychodzi mi z palców, ale tak nie jest wcale zawsze. Częściej zarywam noce, żeby coś dodać. I martwi mnie, że nie umiecie tego uszanować. Uszanować mojej ciężkiej pracy.

Zresztą, nawet świadczy o tym ilość komentarzy - po wakacjach zmniejszyła się dwukrotnie, co również mnie zabolało. Nie wiem właściwie co zrobić, żebyście zrozumieli, że komentarze to również poszanowanie mojej pracy. Dla Was to parę słów szczerych uwag - może jakichś porad? 
Dla mnie jest to znak, że ktoś docenia to co robię, że to szanuje.
Jednak ostatnie wydarzenia wskazują na zupełnie odwrotny wniosek.

Dlatego myślę nad zakończeniem tego wszystkiego. Po co mam tak się starać jeśli Wy tego nie chcecie?
 Nie jest to dla mnie łatwe, bo pisanie jest częścią mnie, a ostatnia sytuacja z plagiatem jeszcze bardziej uświadomiła mi jak bardzo to kocham.
Jestem rozdarta.

Jeśli zależy Wam choć trochę, napiszcie proszę kom. pod tym postem. Nie wiem co tam umieścicie. Właściwie to sama nie wiem co chce tam znaleźć... ale po prostu potrzebuje teraz troszkę więcej czasu do namysłu.
Mam nadzieję, że mnie rozumiecie.
Przepraszam.

Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza i na zawsze Wasza Rose.

niedziela, 1 września 2013

22. Jego Wendy z domku na drzewie.

Minął tydzień, odkąd Lucy została adoptowana. Raven powoli przyzwyczajała się do nieobecności jedenastolatki. Za większą część tego, że czarnowłosa pogodziła się z odejściem Lucy odpowiadał oczywiście Harry, który ostatnimi czasy przechodził samego siebie, w liczbie godzin spędzanych z dziewczyną. Co prawda wiązało się to z workami pod oczami i lekkim spadkiem wagi, gdyż chłopak spał teraz po 3 godz. by pogodzić pracę i prawie całodobowe dyżury przy dziewczynie. Większość nocy spędzał czuwając na łóżku Lucy, na co opiekunki z przymknięciem oka pozwalały mu ze względu na dziewczynę.

I choć Raven zauważyła zmiany w chłopaku, potrzebowała by kędzierzawy był przy niej. Potrzebowała czuć, że jednak nie jest tak całkowicie samotna. Chociaż gdy tylko wychodziła z pokoju, znowu była twarda, w czterech ścianach kuliła się u boku chłopaka, który nucił nieznane jej piosenki do ucha i sprawiał, że pustka w pokoju choć trochę się wypełniała. Pustka w pokoju i w jej duszy.

Dziewczyna czasami obwiniała się za to. Dopadało ją ciągle to okropne uczucie, że jest tak słaba. Tylko teraz nie potrafiła już inaczej. Harry był niczym kotwica, która utrzymywała ją w jednym miejscu. Bezpieczny dom, w którym chowała się przed deszczem. Zwyczajnie się nią zaopiekował, a ona nie potrafiła odmówić. Teraz już dobrze wiedziała, że go potrzebuje. Nie było sensu udawać, że tak nie jest.

***

- Panno Blanc, proszę wrócić do sali!
Donośny głos nauczycielki roznosił się bo korytarzu, gdy Raven udając, że nic nie słyszy, spokojnie kroczyła w stronę pokoju. Czuła się zmęczona i przytłoczona lekcjami jeszcze bardziej niż zazwyczaj, chociaż dotarła jedynie do połowy pierwszych zajęć. Jakie szczęście, że miała prywatne nauczanie, inaczej musiałaby się dużo bardziej nagimnastykować, by uciec z lekcji... Tak jest dużo prościej dla niej i dla opiekunów. 
Wszyscy szczęśliwi.
Prawda?

Powróciła do pokoju, zamykając za sobą cicho drzwi, po czym westchnęła. Jeszcze trzy godziny zanim zjawi się Harry. Do tego czasu mogłaby zrobić dużo rzeczy, prawda? Mogłaby na przykład iść gdzieś, przeżyć przygodę... ale to nie jej świat. W jej świecie, pomiędzy czterema ścianami miała do wyboru spanie i leżenie. Zaprawdę, fascynujące.
Za oknem słońce prześwitywało przez chmury, jak przez podziurawioną zasłonę. W nocy napadało świeżej warstwy śniegu, więc wszystko jak przystało na tą porę roku skryło się pod puchatą kołdrą puchu.
Przysiadła na łóżku, opierając plecy o ścianę i pogrążając się w otchłani własnych myśli.
Ostatnio coraz więcej lekcji opuszczała. Sama nie wiedziała czemu, ale bierne siedzenie i udawanie, że rozumie już jej nie wystarczało. Miała ochotę coś zrobić. Nie chciała tylko siedzieć i słuchać w koło o rzeczach nie mających dla niej żadnego sensu. Właściwie i tak na testach dostawała całkiem zadowalające oceny (jeśli spojrzeć na nie przez pryzmat godzin które poświęciła na naukę, czyli w ogóle).

W końcu aby skrócić sobie czas oczekiwania zwyczajnie zasnęła, śniąc o tym, że lata. Wylatuje przez otwarte okno, tchnięta delikatnym podmuchem zimowego wiatru. Przelatuje nad różnymi budynkami, miastami, krajami. Krąży i wiruje, nie chcąc się zatrzymać. Jest szczęśliwa.

***

Obudziła się niedługo przed godziną 15.00, czyli czasem gdy zjawił się chłopak. Jej oczy zaświeciły się gdy go zobaczyła. Usiadł jak zwykle przy niej na łóżku witając się z szerokim uśmiechem. Nie trwało to długo, zanim leżeli już obok siebie wtuleni, z głową niebieskookiej na jego klatce piersiowej i jego ręką w j ciemnych włosach dziewczyny. Lubili tak spędzać czas. Nieraz gdzieś wychodzili, ale często po prostu leżeli w całkowitej ciszy, lub przy cichym akompaniamencie głosu Harry'ego. Dziewczyna starała się jak tylko mogła by zbytnio o tym nie myśleć, gdyż wtedy najczęściej nadchodziły dni gdy nie pozwalała się zbliżać chłopakowi. Na szczęście ostatni taki zdarzył się już dość dawno, jeszcze przed odejściem Lucy.

Wyglądał już trochę lepiej, prawdopodobnie było to spowodowane paroma dniami wolnego jakie teraz miał z zespołem. W końcu zaraz święta...
Raven nie obchodziła Świąt Bożego Narodzenia odkąd przybyła do ośrodka. Najczęściej przesypiała je, lub zwyczajnie barykadowała w swoim łóżku nie chcąc wychodzić. Był to dla niej ciężki czas z powodu wspomnień, które zalewały wtedy jej głowę i wprowadzały w jeszcze większy smutek. Oczywiście jednocześnie bardzo ją tym rozwścieczały, więc w tym okresie mało kto w ogóle się do niej zbliżał. Nie wiedziała jak będzie w tym roku, choć zakładała, że znowu po prostu schowa się gdzieś i przeczeka. Była więc zaskoczona gdy usłyszała, że może być inaczej:
- Mam dla ciebie pewną... propozycję.
Wyszeptał Harry, bawiąc się przy tym jej palcami, splatając je i rozplatając ze swoimi. Raven podniosła głowę, by spojrzeć w jego oczy z zaciekawieniem i lekką nutą nadziei, której nie potrafiła stłumić.
- Wiesz, rozmawiałem z twoją terapeutką i zgodziła się na dłuższy wyjazd. Na parę dni, rozumiesz. I dlatego pomyślałem, czy nie chciałabyś spędzić tych świąt w domu? W Holmes Chapel, z moją rodziną.
W pierwszym odruchu, gdy Raven pomyślała do powrotu w tamto miejsce, a w dodatku na spotkanie z wszystkimi ludźmi, którzy przecież byli przyzwyczajeni do starej jej, ogarnęło ją przerażenie. Skurczyła się w sobie i otworzyła szerzej oczy patrząc ze strachem na szatyna. Harry momentalnie pogłaskał uspokajająco jej dłoń i dodał:
- Cały czas będę przy tobie. Jeśli tylko będziesz chciała od razu wyjedziemy.
To trochę uspokoiło dziewczynę, na tyle by znowu spokojnie się rozprostowała i po chwili twierdząco pokiwała głową, wywołując ogromny uśmiech na twarzy Harry'ego.

***

23.12.2013r.
Stresuję się.
Boję się.
Ale też, zdaje mi się, że... możliwe, że się trochę ekscytuję. A to chyba pozytywne uczucie, prawda?
Zaraz przyjedzie po mnie Harry. Spakowałam się na te cztery dni, ale właściwie za dużo nie musiałam pakować. Cztery bluzki (jedna z Niemiec, druga z Hiszpanii, następna z Nowego Jorku i ostatnia z Paryża) i inne bzdety. Moja garderoba nie jest zbyt wykwintna.
Ale właściwie czemu się w ogóle przejmuje ubraniami?
Zachowuję się jak nie ja. Dziwne.

***

Parę godzin później samochód kędzierzawego chłopaka zaparkował pod sierocińcem. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo poszło. Na prawdę spędzi z Raven święta. Gdyby ktoś powiedział mu to cztery miesiące temu, raczej poszukałby mu dobrego psychiatry. A jednak...
Te święta muszą być wyjątkowe. I czuł, że właśnie takie będą.

Jazda minęła dość łagodnie. Raven na była bardzo podekscytowana, i sam nie wiedział czy powinien być aż tak zdziwiony, że nie próbowała tego zakryć. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie wie nawet w jakim momencie nastąpiła w dziewczynie taka zmiana. Może nie była jeszcze przyjacielsko nastawiona do świata i nie uśmiechała się jeszcze jak dawniej, ale przestała kryć przed nim swoje emocje. Nie wiadomo kiedy zniknęła granica, którą utworzyła na początku, gdy chłopak się pojawił.
I teraz, gdy ciekawością przypatrywała się krajobrazowi i z każdą chwilą gdy zbliżali się do celu, coraz częściej uśmiechała się, zauważając znajomy krajobraz, już wiedział.
Zmieniła się.
Stawała się znowu Rav...
Jego Wendy z domku na drzewie....
Jego Raven.

***

Gdy dotarli do domu, Raven na chwilę, jakby znowu spanikowała, lecz wystarczyło, by chłopak powiedział parę słów otuchy, a ta zgodziła się wyjść z samochodu, choć była lekko odrętwiała. Cała energia odpłynęła z niej i Harry musiał położyć rękę na jej plecach, by mieć pewność, że nie upadnie, lub co gorsza ucieknie. Gdy Annie otworzyła drzwi, przez dosłownie parę sekund świat zatrzymał się w oczekiwaniu, aż w końcu kobieta wybuchnęła donośnym płaczem, porywając dziewczynę w ramiona. Zawsze traktowała ją jak własne dziecko, a odkąd tylko porzuciła ją tamtego dnia w szpitalu, dzień w dzień targały ją wyrzuty sumienia. Teraz w końcu widziała Raven. Całą i zdrową, jednak coś w środku ukłuło ją boleśnie gdy czarnowłosa stała tylko osłupiała, nie oddając uścisku. Wiedziała wszystko o sytuacji w jakiej jest niebieskooka, jednak to i tak bolało.
Harry za to był mile zaskoczony tym, iż Raven nie odepchnęła jego mamy i nie dostała ataku. Nie sądził, by z kimkolwiek innym się udało. Lecz jednak pozostawiał fakt, że siedemnastolatka znała tą kobietę i poniekąd kochała ją...
Gemma obchodziła się z Rav dużo ostrożniej i z dystansem, bojąc się, że może ją niechcący skrzywdzić. Mimo to ona również miała szklanki w oczach gdy się witały. Siostra kędzierzawego, podobnie jak matka nie mogła sobie wybaczyć, że tak pozostawiły dziewczynę. W końcu kiedyś były jak przyjaciółki...
Na przywitanie wyszli również ojczym i babcia chłopaka, ciepło przyjmując dziewczynę.
To wszystko trwało zaledwie piętnaście minut, lecz dla czarnowłosej wszystko było jak w zwolnionym tempie. Starała się jedynie oddychać w miarę regularnie i nie uciec. Nie słyszała słów, które były do niej wypowiedziane, ledwo zarejestrowała, że Annie ją ściska, nie mówiąc o wszystkim innym. Na koniec dopiero zorientowała się, że przez prawie cały czas ściskała kurczowo rękę zielonookiego. Puściła ją starając się odzyskać czucie w dłoni, podczas gdy Harry witał się ze wszystkimi i oddawał rodzinnej paplaninie.

***
Strumienie wody mieszały się z łzami, gdy otępienie minęło, a emocje zaczęły brać górę. To wszystko było tak wielkim szokiem. Niekoniecznie negatywnym. Nie była pewna też czy do końca pozytywnym. Po prostu szokiem. Nie wiedziała jak się zachować, co zrobić...
Stała już pod prysznicem dość długą chwilę, nie mogąc zmusić się do wyjścia.
W końcu wzięła głęboki oddech, zakręcając wodę i szybko wycierając się ręcznikiem. Ubierała się powoli, odwlekając nieuniknione. Wiedziała, że teraz nie może zwalić już swojego zachowania na zaskoczenie. Musiała postanowić jak się zachowywać i wytrwać z tym. Jednak nie potrafiła tak po prostu się otworzyć lub zamknąć na tych ludzi. Ani jedno ani drugie nie wydawało się dla niej dobre.
Gdy naciskała na klamkę pomyślała jeszcze "raz kozie śmierć" i wyszła z łazienki. W końcu nie może być tak, źle prawda? Przecież Harry z nią jest. Z Harry'm nie może być źle...

Witam! Witam! Witam!
Boże, tak za Wami tęskniłam Motylki!
Jak obiecałam, tak jestem w koniec tych pięknych wakacji.
A właśnie jak Wam minęły wakacje? Mam nadzieję, że poszłyście za moją radą i wycisnęłyście z nich wszystko co najlepsze! :)
A teraz szkoła :(( Jezu jak ja nie chceee... ale chyba nikt nie chce roku szkolnego...
Mam dobry humor, więc rozdział też w miarę pozytywny :D Końcówka pisana już pod presją czasu, także nwm czy wyszła xd
A tak btw. wiecie co?
Dzisiaj czyli 1.09.2013r. jest dokładnie rok odkąd zaczęłam przygodę w świecie opowiadań! I dlatego chciałam ogromnie podziękować moim starym i oddanym czytelniczką, które czytały jeszcze mojego starego bloga (wiem, że są tu takie)!
A także chciałam podziękować wszystkim Wam, które jesteście ze mną nawet od niedawna, wspieracie mnie i to jest taak piękne, że aż się chyba zaraz popłaczę!
Także jeszcze raz massive thank you! xoxo

A! I jeszcze mam nadzieję, że o mnie nie zapomniałyście :D Więc jeśli nadal ze mną tu jesteś proszę nie olewaj mnie i napisz choć krótki komentarz ;)
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.