Kiedy się budzi jest wcześnie. Bardzo wcześnie. Za oknem jest ciemno jak w nocy, jednak zegar wskazuje równo piątą rano. Rozgląda się podejrzliwie po pokoju. Wczorajszy dzień był tak... ciężki. Przez cały czas czuła się jak ktoś zupełnie inny, uwięziony we własnej skórze. Jak po drugiej stronie lustra, lub w zupełnie innym wymiarze.
Spostrzega, że na leżance w rogu pokoju, Harry dalej pogrążony we śnie, pomrukuje coś niezrozumiałego. Czarnowłosa przygląda się temu widokowi, trochę dłużej niż powinna. Uśmiecha się delikatnie sama do siebie na ten obrazek. W końcu z powrotem przenosi wzrok na widok oknem. Światło latarni oświetla pomieszczenie upodobniając je choć trochę do jej pokoju w sierocińcu. I to prawdopodobnie sprawia, iż dziewczyna zaciska mocno powieki, chcąc nagle zniknąć.
Przecież to nie jest jej miejsce.
Już nie...
Jej miejsce jest w ciemności. W cieniu, w jej małym pokoiku. Jej miejsce jest ziemne i odizolowane. Jest straszne i przygnębiające i nienawidzi tego tak bardzo... A jednak chce już do niego wrócić. Pasuje tam. Musi pasować. Nie ma przecież wyboru...
Najciszej jak tylko może opuszcza łóżko, po czym ubiera się. Zaczyna czuć, że się dusi, że jej mózg ponownie ulega autodestrukcji, więc czym prędzej chce się wydostać na zewnątrz. Wie, że to jej pomoże.
Spogląda jeszcze na dalej śpiącego chłopaka i wychodzi z pokoju. Przy drzwiach wyjściowych zarzuca na siebie jedynie cienką, znoszoną kurtkę. Śpieszy się tak bardzo, że prawie upada, zakładając buty i w tym samym momencie otwierając drzwi.
***
Wolność.
Słodka, zapomniana, niebezpieczna.
W o l n o ś ć.
Lodowate powietrze napełnia jej płuca, rozprzestrzeniając się w krwi i docierając do każdego zakamarka ciała. Nabiera duże hausty, skupiając się na równym oddechu. Biegnie już dobre pół godziny chcąc całkowicie uciec od... sama nie wie od czego. Ale dalej biegnie, mijając domy, sklepy, ogródki... tak bardzo znajome, a tak bardzo obce. Już nie pamięta kiedy ostatnio mogła tak beztrosko biec. Na pewno nie od kiedy trafiła do sierocińca. Od tamtej chwili biegała jedynie w snach...
Kiedy mija swój dom, nie ma w sobie na tyle odwagi by choćby na niego spojrzeć. Boi się co może tam ujrzeć. Wie, że na pewno ktoś tam teraz mieszka. Może jakieś młode małżeństwo z małą córeczką? Może ta córeczka codziennie bawi się w ogródku ze swoim przyjacielem? Może bawi się na huśtawce, która kiedyś była huśtawką niebieskookiej? Pewnie chodzi do jej dawnej szkoły. Może po szkole chodzi do lasku niedaleko? Ma marzenia, plany... Na pewno jest szczęśliwa i nawet nie myśli co by było gdyby wszystko straciła. Kto szczęśliwy chciałby o tym myśleć?
W końcu zatrzymuje się gwałtownie, stojąc przed budynkiem starej szkoły. Coś jakby żal, ściska jej serce, gdy głowa siedemnastolatki wypełnia się w jednej chwili tysiącami wspomnień... W większości z nich była... szczęśliwa. Czasem dobita nauką, pracami domowymi, sprawdzianami i nieznośnymi nauczycielami, jednak prawie cały czas się śmiała. Sama nie wie czy to boli ją tak bardzo, czy może sam fakt, że to już jedynie wspomnienia.
Bez względu na powód Raven odwraca się równie gwałtownie, jak się zatrzymała, i tym razem już powoli kroczy do kolejnego celu jej spontanicznej wycieczki.
Śnieg chrzęszczy jej pod butami, co słyszy bardzo wyraźnie, przez ciszę panującą dookoła. Słońce zaczyna już wschodzić, rozjaśniając panujący mrok. Dochodzi do małej dróżki, odbiegającej po chwili w las. Bez wahania, wchodzi coraz dalej w pokryty śniegiem inny świat. Świat tak piękny i tajemniczy, że choć aktualnie wszystko pogrążone jest w paromiesięcznym śnie, dziewczynę przepełnia nie do opisania zachwyt. Tak wielki, że aż przygniata ją swym ciężarem. Wyciska całe powietrze z płuc, umysł wypełniając słodką melodią. Czuje się tak nieprawdopodobnie szczęśliwa tylko przez namiastkę tego co kiedyś miała na co dzień. Krąży ze spokojem pomiędzy drzewami, nadal znając na pamięć to małe, ukryte przed światem miejsce. W odróżnieniu do całego miasteczka tutaj dalej czuje się jak w domu. Tu nic się nie zmieniło. Wręcz przeciwnie, czuje, że to miejsce jeszcze bardziej do niej teraz pasuje.
Wkracza na małą polankę, zatrzymując się na chwilę, by przyjrzeć się jej dokładniej...
"- Pamiętasz jak mieliśmy siedem lat i znaleźliśmy w lasku niedaleko szkoły ukrytą polankę? - zaczął przysiadając się i czekając na reakcje dziewczyny. Pokiwała głową twierdząco, wzrok skupiając na swoich butach - Urządziliśmy sobie tam taki mały ogródek. Pamiętam jak podkradałem mamie nasiona i tak dalej, żebyśmy mogli je posadzić - delikatny uśmiech zabłąkał się na jego twarzy - kiedy skończyliśmy, nasz ogródek był jednym wielkim przekopanym kawałkiem ziemi.... Ale z czasem kiedy tam przychodziliśmy i dbaliśmy o nasze nasionka, one zaczęły rozkwitać... I wiesz, lubię to wspomnienie. Do dzisiaj pamiętam jaki dumny z nas byłem. Ty też byłaś z nas dumna."*
Słońce, całkowicie już wzeszło, przez co oczy bolą ją od dłuższego wpatrywania się w śnieg. Potrząsa głową, przechodząc przez polanę i wkraczając w drugi las. Po niedługim spacerze, szaroniebieskie oczy odnajdują mały domek zbudowany na drzewie. Pomimo paru lat, ciągle wygląda tak samo jak gdy ostatni raz tu była. Ostrożnie wchodzi na górę, nie mogąc opanować kilku łez spływających po jej policzkach.
Przez te dwa lata, jedyne szczęście dawały jej wspomnienia tego wszystkiego. Było to bolesne, jednak dawało szczęście.
To trochę jak odnalezienie butelki wody na pustyni. Wiesz, że nie starczy na długo, a gdy woda się kończy czujesz jeszcze większy ból, jednak pijesz kosztując każdej z kropel.
Teraz gdy może zobaczyć, dotknąć i ponownie poczuć magie tych miejsc, jest tak oszołomiona, że nie potrafi nawet tego określić.
Siada na podłodze, by nie musieć się ciągle garbić (trochę urosła od ostatniego razu) i rozgląda się wokoło. Teraz jest tu całkowicie pusto, jedynie śnieg, który wpadł przez prowizoryczne drzwi i małe okienko, usypał się w małe zaspy, przykrywając podłogę.
Pamięta jak kiedyś z Curly'm znosiła to wszystkie niepotrzebne koce i poduszki... Nawet załatwiła małą szafeczkę w której trzymali najcenniejsze "skarby"! Całe lato potrafili potem siedzieć tutaj wymyślając najróżniejsze zabawy..
Gdy myśli o skarbach nagle coś przychodzi jej do głowy. Przypomina sobie, że jedną z ich zabaw było chowanie tych skarbów... A Raven miała jeden niezawodny schowek.
Na czworakach przechodzi do rogu pomieszczenia, zaczynając ze skupieniem ostukiwać wszystkie deski. W końcu gdy odnajduje tą jedną niepasującą, oczy rozszerzają się jej, a w uszach słyszy aż szum krwi. Po niemałym wysiłku udaje jej się wyjąc deskę, za którą jest minimalne wgłębienie.
A w wgłębieniu jej najcenniejszy skarb.
"Kiedyś gdy była małą dziewczynką, kochała książkę "Piotruś Pan", przypomina sobie, rozkładając koc na dachu i samemu kładąc się, tak by wygodniej było patrzeć na przepiękne niebo. Dostała ją na swoje szóste urodziny od starszej siostry Harry'ego, z którą się kolegowała i przeczytała w tę samą noc. Potem, każdego dnia przynosiła ją do chatki na drzewie, którą zbudowała wraz z Curly'm w pobliskim lesie i zmuszała go, by czytał chociaż rozdział dziennie. "Po co mam to robić?!"- marudził Harry, na co Raven za każdym razem odpowiadała, żeby po prostu przeczytał, bo to dla niej ważne i go o to prosi. Chłopak w końcu opornie- bo opornie, ale przeczytał książkę.
Wtedy czarnowłosa uśmiechnęła się do niego i zadała tylko jedno, jedyne pytanie: "Będziesz moim Piotrusiem, a ja twoją Wendy?"
"Okey"- odpowiedział z szerokim uśmiechem siedmiolatek, ukazując dołeczek w policzku. "I kiedyś, polecimy do Neverland'u i zostaniemy młodzi na zawsze..."- dodał z błyskiem w oczach, tak jakby mogłoby się to na prawdę kiedyś zdarzyć..."**
Dziewczyna delikatnie ociera okładkę książki wewnętrzną stroną dłoni. Bajka jest w dużo gorszym stanie niż, gdy ją tu zostawiła. Wilgoć odbiła na niej swoje piętno, jednak nadal spokojnie można z niej czytać.
Przerzuca delikatnie strony, prześlizgując wzrokiem po literkach, zlewających się w piękną opowieść. Każde słowo odnajduje się w jej pamięci, jakby miało już tam swoje stare zaklepane miejsce.
Nagle słyszy chrzęszczenie czyichś kroków na śniegu. W popłochu chowa książkę, pod kurtkę, jakby nadal ukrywała prawdziwy skarb.
W tej samej chwili widzi głowę Harry'ego siadającego w wejściu do domku.
- Tak myślałem, że tu będziesz - mówi z delikatnym uśmiechem - ale to nie znaczy, że się nie zmartwiłem kiedy zobaczyłem, że cie nie ma. Jak i cała moja rodzina z resztą. Pewnie gdybym ich nie uspokoił, już szukałaby cię połowa okolicznej policji.
Raven uśmiecha się widząc chłopaka i kręci z rozbawieniem głową. W ten wigilijny poranek, w środku lasu zdaje jej się, że czas magicznie się cofnął. Że nic się nie zmieniło...
***
24.12.2013r.
To nieprawdopodobne jak bardzo jesteśmy ślepi, gdy jesteśmy szczęśliwi.
Gdy niczego nam nie brakuje. Mamy jakieś małe problemy i smutki.. czasem je nawet wyolbrzymiamy. Jednak nawet nie zastanowimy się jak małe są one w porównaniu z szczęściem jakie dostajemy.
Dopiero po czasie rozumiemy naszą ślepotę.
Z drugiej strony trudno nie być ślepym. Trudno widzieć same pozytywy gdy naszą uwagę przykuwa choć jeden negatyw.
Jutro Boże Narodzenie. Pierwsze święta od dwóch lat, o których gdy myślę nie jest mi źle.
To nieprawdopodobne i niedorzeczne... Jednak w ogóle ni jest mi źle.
Czuję się jakby mały promyk słońca w końcu dotarł do mnie, oślepiając mnie swym blaskiem.
Jednak to oznacza, że nadal znajduję się w ciemności. I nie wiem czy kiedykolwiek będę mogła się z niej wydostać. Nawet jeśli wpuszczę tu całe słońce.
Ale teraz czuję się oświetlona. Czuję jak mienię się kolorami. I choć trochę mnie to przeraża, czuję że to jestem właśnie ja.
A to jest moje miejsce.
W oświetlona promieniem słońca, we własnej ciemności.
Bo kocham ciemność. Ale zostałam też obdarowana promieniem słońca, który we mnie pozostał.
I to jest moje miejsce.
***
- Raven, chodź tutaj!
Niebieskooka zamknęła zeszyt, chowając go do swojego plecaka. Wyszła z pokoju Harry'ego, kierując się do salonu, skąd nadchodziły nawoływania kędzierzawego. Był już wieczór. Cały dzień spędziła na pomaganiu Anne i Gemmie w przyrządzaniu rzeczy na jutrzejszy obiad świąteczny. Teraz Anne piekła jeszcze jakieś swoje specjalne desery, do których nikomu innemu nie pozwalała się dotykać.
Kiedy tylko weszła do salonu, a jej wzrok odnalazł chłopaka, zakryła usta ręką, niekontrolowanie wybuchając śmiechem. Curly ubrany w czerwony sweter z wielkim bałwanem, obwieszony łańcuchami i lampkami choinkowymi, leżał na podłodze, starając się odplątać z całego bałaganu.
- Harry, miałeś ubrać choinkę, a nie wszystko demolować - Anne stanęła w progu kiwając z politowaniem głową.
Chłopak nie odpowiedział jednak nic, nie mogąc oderwać oczu od czarnowłosej. Nie wiedział czy powinien zacząć krzyczeć, czy gdzieś to zapisać...
Raven śmiała się.
Pierwszy raz odkąd ją odnalazł.
Prawdopodobnie pierwszy raz od wypadku.
Jakby nigdy nic, jakby nie widziała w tym niczego dziwnego, zginając się w pół i trzymając za brzuch, śmiała się, zarażając tym Gemmę i Anne.
Chłopak nie wiedział czy to ze szczęścia, ulgi czy może szaleństwa, jednak z tego wszystkiego również zaczął się śmiać.
Był w stanie istnej euforii tylko dlatego, że Raven w końcu wydawała się być szczęśliwa.
* Fragment rozdziału 16.
** Fragment rozdziału 11.
A, i jakby ktoś nie rozumiał: w Anglii obchodzi się święta inaczej niż w Polsce. Tam 24 grudnia nie jest zbytnio obchodzony. 25 grudnia jest dopiero obiad świąteczny i dawanie sobie prezentów i inne duperele :)
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.