niedziela, 24 lutego 2013

Laugh hides my wounds...

Witam Was po raz drugi, Motylki! :D
Tym razem pragnę zaprosić Was na noweeegooo blooogaa!! :D
Tak, tak wiem... ledwo co się wyrabiam i bla, bla, bla... xD
Ale!!! Ale, ale, aleee.... nie będę prowadzić go sama! :) Jestem jego współautorką, wraz z moją przyjaciółką, którą możecie znać z tego bloga :)
Mam nadzieję, że spodoba się Wam historia, którą tam opiszemy i będziecie komentować równie ślicznie co tutaj :>
Oto właśnie ten blog ----> http://laugh-hides-my-wounds.blogspot.com/ :)
Jeszcze raz zapraszam :)
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.

sobota, 23 lutego 2013

9. "Kto powiedział, że Raven Blanc kiedykolwiek miała silną wolę?"

05.09.2013r.
Czy to dziwne, że pisanie tutaj powoli zaczyna być moją rutyną? Chyba tak, zważając na to, że zostałam zmuszona do tej terapii.
Jednak chyba to nawet dobrze, że mam coś takiego, bo inaczej całkowicie bym już zwariowała.
Czuję się skołowana. Nie wiem już, czy Harry z przedwczoraj był tylko snem? Jedyne co mi pozostaje, by myśleć o tym, że tak nie jest, to jego znajome mi pismo na skrawku kartki.
Tylko czemu wczoraj go nie było? Czy przestraszył się po tym jak uciekłam z pokoju? A może, po prostu nie chce mieć już ze mną nic wspólnego? Tylko w takim razie czemu w ogóle się zjawił? Czemu po trzech latach, postanowił sobie o mnie przypomnieć?
Mam tyle pytań i żadnej odpowiedzi...
Byłam wczoraj znowu na dachu. Nie wiem czy to niedopatrzenie, czy ja wybieram właściwe momenty, ale znowu wejście było otwarte. Poszłam tam po tym jak znowu miałam ten sen. Czy to nie jest niesprawiedliwe, że koszmar, który przeżyłam na jawie, nawiedza mnie również w snach?
W każdym bądź razie wschód słońca pięknie się prezentuje z takiej wysokości. Tyle tylko, że było strasznie zimno... w końcu lato się już skończyło. Ale mało mi to przeszkadzało. Lubię jesień. Jest to czas gdy wszyscy pogrążeni są we własnych problemach, tym samym zostawiając moje.
Sama potrafię sobie poradzić. Nie potrzebuje nikogo do pomocy...
***
Ponownie poczuł lekki uścisk w żołądku, gdy parkował samochód przed ośrodkiem. Było już południe, ale dużo czasu zajęło mu wracanie nad ranem do domu, po nocy spędzonej w Holmes Chapel , na przeglądaniu starych zdjęć i pamiątek rodzinnym. Przełknął nerwowo ślinę i wyszedł z czarnego samochodu. Tym razem było trochę inaczej niż poprzednio- wiedział już po co tu jest i wiedział, że jego czyny są w takiej sytuacji normalne. W końcu musiał wyjaśnić sobie wszystko z dziewczyną. Musiał wyjaśnić jej to wszytko i wytłumaczyć się. Chciał po prostu z nią porozmawiać...  Tylko w takim razie, czemu ciągle czuł lekkie odrętwienie i skołowanie, jakby miał upaść prosto przed drzwiami sierocińca?
Wchodząc  do środka starał się za wszelką cenę powstrzymać drżenie rąk, które doprowadzało go do szału. Szedł przed siebie korytarzem myśląc co powinien powiedzieć Raven, gdy nagle usłyszał przyspieszone stukanie obcasów za jego plecami i damski głos nawołujący, by się zatrzymał. Zdezorientowany przystanął i odwrócił się na pięcie, lecz gdy tylko zobaczył osobę starającą się go powstrzymać, przeklął samego siebie, żałując, że nie zignorował nawoływań.
Pani Stand zwolniła kroku i podchodziła do chłopaka z typowym dla siebie, wyniosłym wyrazem twarzy.
- Chyba ostatnio już powiedziałam panu, czym grozi nawiedzanie osób na terenie ośrodka i ostrzegłam aby więcej pan nie przychodził- powiedziała pani psycholog mierząc zielonookiego lodowatym spojrzeniem.
Harry skrzywił się mimowolnie na jej słowa. Przypomniał sobie, ostatni raz (a za razem pierwszy) gdy był w pokoju czarnowłosej i "nakrycie go" przez kobietę. Zaraz po tym jak Raven wybiegła z pokoju Harry chciał biec za nią niestety do pokoju wparowała pani Stand. Nie zdążył się nawet wytłumaczyć zanim wypchnęła go za drzwi krzycząc, że nie zadzwoni na policję tylko z powodu dobroczynnego koncertu, który dawali w ośrodku parę dni wcześniej. Chłopak jednak, zapomniał o tak błahym zdarzeniu na tle wszystkich innych.
- Ymm...- zaczął kędzierzawy pocierając rozgrzaną skórę na karku- wie pani... To nie jest tak jak pani myśli. Raven i ja...
- Margaret!!- zielonookiemu przerwał kolejny damski głos, zbliżający się do nich. "Czy w tej placówce pracują same kobiety?" pomyślał, patrząc na pulchną kobietę zmierzającą ku nim z niewinnym uśmiechem. Kiedy tylko podeszła zwróciła się natychmiastowo do brunetki- Te dzieciaki są nie do wytrzymania!- zahuczała z taką mocą, że kręcone, krótkie włosy na jej głowie podskoczyły parę razy- Max i James znowu wdali się w bójkę, potrącając przy tym Toma, który teraz ma cały zakrwawiony nos! Musisz tam szybko iść, porozmawiać z tą dwójką, bo ja nie ręczę za siebie!
- Rozmawiam teraz z tym panem i...
- Bardzo dobrze, że rozmawiasz!- przerwała rozzłoszczona blondynka- Ty tu sobie gadu, gadu, a oni się tam pozabijają! Przecież ja nie mogę robić wszystkiego sama!
- Dobrze..- powiedziała zrezygnowana brunetka, pocierając z przyzwyczajenia już skronie- a ty- tutaj zwróciła się do bruneta, który przyglądał się całej rozmowie w nie małym szoku- znikasz i więcej cię tu nie widzę...
Harry przyglądał się jak blondynka pogania psycholog kierując się w drugą stronę korytarza i albo mu się przewidziało, albo grubsza z wychowawczyń odwróciła na chwilę głowę w jego stronę puszczając mu oczko.
Nie... na pewno mu się wydawało... prawda?
Kiedy kobiety zniknęły z pola widzenia, brunet nie myśląc zbyt wiele zaczął kierować się schodami w kierunku pokoju niebieskookiej.
Zapukał delikatnie, lecz nie dostając odpowiedzi uchylił drewniane drzwi, wchodząc ostrożnie do środka. Na pierwszy rzut oka, wydawało mu się, że w pokoju nikogo nie ma. Jednak gdy tylko przyjrzał się dokładniej, zauważył znajomą postać na łóżku, pochyloną nad zielonym zeszytem z słuchawkami na uszach. Zamknął za sobą drzwi i podchodząc bliżej, dziewczyny delikatnie odchrząknął.
Ciemnowłosa podniosła blado-niebieskie tęczówki, które znacznie rozszerzyły się gdy spostrzegła chłopaka. Zaraz jednak, dziewczyna zamrugała parokrotnie przybierając maskę obojętności.
- Hej?- odezwał się nie pewnie Harry. Bądź co bądź było to tak na prawdę ich pierwsze spotkanie i może nie spodziewał się fajerwerków, lecz jakieś słowa powitania byłyby mile widziane...
Raven zdjęła powoli słuchawki z uszu i z dokładnością zwinęła je w okół odtwarzacza. Myśli szalały w jej głowie, z taką siłą, jakby za moment miały ją rozsadzić. Odłożyła urządzenie wraz z zeszytem i długopisem na szafkę nocną, starając się ignorować natarczywe spojrzenie Loczka, który śledził każdy jej ruch. Nabrała głęboko powietrza, patrząc na własne dłonie i modląc się w duchu, aby chłopak zniechęcił się i odszedł. Bała się, że za moment nie wytrzyma i rzuci się mu w ramiona, lub zrobi coś równie niemądrego. Nie mogła teraz pozwalać sobie na takie chwile słabości. Nie teraz, kiedy wszystko co budowała zaczyna się walić. Musi pozostać nieczułą, irytującą Raven, byle żeby Harry zniechęcił się i odszedł zostawiając ją samą. Przecież właśnie tego chce- samotności. To tego potrzebuje.
Bo jak miałoby to wyglądać? Nagle Raven z aroganckiej ignorantki przekształci się w czułą i słabą osobę?! Nie, nie, nie...Z całą pewnością nie mogła do tego dopuścić.
Z resztą... nawet jeśli tak mogłoby się stać... przecież Raven jest pierdzieloną niemową. Co Harry'emu po kimś takim? No właśnie- nic.
Te myśli przewijały się przez jej umysł z prędkością światła, nie pozwalając zastanowić się nawet nad ich słusznością. Ostatnimi czasy miała coraz mniej czasu na swoje przemyślenia co bardzo ją martwiło. Była osobą, która wszytko z natury kalkulowała i każdą swoją decyzję podejmowała z premedytacją. Pewna tego, że jest to dla niej "dobre". Ale ostatnio, coraz częściej jest zdana na własny instynkt, który w takowej sytuacji potrafi być dla niej zgubny.
- Raven...- przemyślenia siedemnastolatki, przerwał Harry, przysuwając krzesło do jej łóżka i siadając na nim. Czuł się tak potwornie niezręcznie, że w pierwszym odruchu miał ochotę odwrócić się, uciec i zapomnieć o wszystkim, gdy osoba, z którą kiedyś dzielił wszystkie sekrety, po tak długiej nieobecności go ignoruje. Jednak przypomniał sobie, że to nie jest zwyczajna osoba, to jest Raven... I to był wystarczający argument by pozostać w pomieszczeniu- Sądzę... Sądzę, że powinniśmy sobie parę rzeczy wyjaśnić.
 Przełknął nerwowo ślinę, starając się patrzeć wszędzie, byle nie w oczy dziewczyny, pewny, że gdy tylko to zrobi nie wytrzyma i zamknie ją w żelaznym uścisku swoich ramion, nie wypuszczając do końca życia.
Raven słysząc te słowa prychnęła tylko cicho pod nosem i odwróciła głowę zaciskając drobne piąstki na pościeli łóżka.
- Wiem, że jesteś na mnie zła, że cię nie odwiedzałem, ani nic... Ale proszę zrozum, że nie mogłem. Ja... ja byłem pewny, że ty... Że ciebie już nie ma, rozumiesz?
Dziewczyna z powrotem skierowała wzrok na zielonookiego, zaskoczona tym co właśnie powiedział.
Jak to był pewny, że jej już nie ma?
Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, oboje poczuli szarpnięcie w okolicach klatki piersiowej, jakby ich serca marzyły tylko i wyłącznie o oderwaniu się od ciał właścicieli, by złączyć się w jedną, doskonałą całość. Harry delikatnie dotknął policzka dziewczyny, sprawiając, że Raven przeszły wzdłuż kręgosłupa nieznane wcześniej dreszcze.
- Na prawdę przepraszam- wyszeptał chłopak, wpatrzony w szaro-niebieskie tęczówki kruczowłosej. Raven oddychała ciężko, jakby wszystko co się w okół niej działo, przytłaczało ją, nie pozwalając oddychać. Wszystko działo się za szybko. Za szybko jak na jej pozbawiony czasu świat.
Przełknęła głośno ślinę i zrywając kontakt wzrokowy pokiwała delikatnie głową, ze zrezygnowaniem.
Dotknęła swoją zimną, jak zwykle dłonią, ciepłej dłoni Harry'ego spoczywającej na jej policzku i delikatnie zdjęła ją z tego miejsca, nie mogąc się powstrzymać przed trzymaniem jej dłużej niż powinna.
Położyłam głowę na poduszce, nagle potwornie przytłoczona całą sytuacją. Miała serdecznie dość myśli szalenie galopujących po jej głowie, niczym stado rozpędzonych koni.
Jednak nie starczyło jej na tyle silnej woli, by nie spojrzeć jeszcze raz w oczy zdezorientowanego chłopaka, zanim całkowicie je zamknie, powstrzymując łzy napływające do jej oczu. Nie chciała znowu uciekać, jednak była zmęczona tym jak Harry na nią działał. Jak niszczył jej twardą na pozór skorupę jednym dotykiem lub spojrzeniem. Widziała go drugi raz od trzech lat, a już przyniósł jej same kłopoty...
Silnej woli nie starczyło jej również, na powstrzymanie dłoni łapiącej dłoń chłopaka, jakby w prośbie aby nie odchodził. 
Ale kto powiedział, że Raven Blanc kiedykolwiek miała silną wolę?
Teraz już tylko jedna myśl krążyła po jej umyśle, nie dając do końca cieszyć się tą ulotną chwilą "Przecież ona właśnie chciała, żeby odszedł....więc czemu, trzymała się kurczowo jego silnej dłoni, jakby miało to wybawić ją ze wszystkich problemów?"
***
Harry zadziwiony był przemianą niegdyś otwartej i roześmianej dziewczyny. Siedział na krześle obok jej łóżka, zataczając bliżej nie określone znaki na jej dłoni. Raven zasnęła tak nagle, jakby w nocy nie zmrużyła nawet oka.
W pewnej chwili jego uwagę przykuł skrawek papieru delikatnie poruszany przez wiatr, wpadający z uchylonego okna. Harry rozpoznał kartkę i nie puszczając dłoni kruczowłosej wziął go do drugiej ręki.

Tęskniłem...
Kłamca...

Zmarszczył brwi widząc dopisek, pozostawiony przez niebieskooką. Wziął do ręki długopis i wahając się tylko przez chwilę dopisał:

Dobrze wiesz, że nie potrafię kłamać. W przeciwieństwie do Ciebie, Raven. 

Spojrzał jeszcze raz na miarowo oddychającą młodszą dziewczynę i najdelikatniej jak potrafił pochylił się, by wyszeptać zaraz przy jej lewym uchu "Tak bardzo cię przepraszam, że mnie nie było".
Wyszedł z pokoju, zmierzając po woli pustymi korytarzami. Zastanawiające było gdzie podziewają się wszystkie inne osoby, lecz sądząc po hałasach nad jego głową, na górze odbywały się jakieś zajęcia.
Będąc już na końcu korytarza, poczuł nagle mocne szarpnięcie za ramie i zanim zdążył jakkolwiek zareagować zamykały się za nim drzwi od jakiegoś pomieszczenia...

Dzień dobry, cześć i czołem, Motylki! :D
No i jak co tydzień- jest nowy rozdział! :)
Czy zadowalający? To pytanie pozostawiam Wam.... Mnie osobiście pozostawia dużo do życzenia, aczkolwiek nie jest chyba tragicznie xd Sądzę, że wyszedł ździebko chaotycznie, ale cała postać Raven jak i ta historia są chaotyczne, więc nie potrafiłam inaczej :D
Na koniec troszkę dramatyzmu... Jak myślicie, któż to "uprowadził" do tajemniczego pokoju Harry'ego i w jakich to niecnych planach to zrobił? xD
Chciałam Wam ogroooooooomnie podziękować za ilość komentarzy pod poprzednim rozdziałem!!! No buźka szczerzyła mi się do monitora, jakby mi 10000 zł oferowali! Chciałabym również podziękować MajciakLove1d za polecenie na swoim przecudownym blogu (którego jestem zresztą wielką fanką :D) tej oto popapranej historii ;3
A co tam u Was?? :)
Mi niestety ferie się już kończą i jutro do szkoły :< No me gusta!
Jeszcze mam sprawdzian z Krzyżaków, których nie przeczytałam (miałam na prawdę dobre chęci! Zaczęłam czytać, tylko jakoś tak samo wyszło, że nie potrafiłam nawet dziesięciu rozdziałów przeczytać... Utknęłam na 9. i nie potrafiłam się już zmusić, żeby dalej czytać xd)
I cóż jeszcze? Mam nadzieję, że nie zawiodłam Was tym rozdziałem i do następnego, Motylki! :)
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.

sobota, 16 lutego 2013

8. "Bo czymże byłby człowiek, bez łez?"

Dziewczyna idzie z rodzicami przez ruchliwą ulicę Manchester'u. Jest już późny wieczór. Od kiedy wczoraj się wprowadzili, czarnowłosa ani razu się jeszcze szczerze nie uśmiechnęła. Stać ją jedynie na sztuczne zadowolenie, z okazji urodzin mamy. Teraz wracają z restauracji, gdzie świętowali tą uroczystość. Rodzice gawędzą między sobą o nowym domu, pracy i innych rzeczach, których dziewczyna ma szczerze dość. Skręcają w boczną uliczkę i trafiają w ten sposób na mniej zaludnioną dzielnicę. Jedynym źródłem światła są rzadko ustawione latarnie. Nawet księżyc schował się za głęboką warstwą chmur, nie chcąc oglądać tego, co ma wydarzyć się za parę chwil. Zza rogu wyłania się czwórka głośno się śmiejących, barczystych mężczyzn. Po kręgosłupie dziewczyny przepływają niemiłe ciarki. Coś w głowie szepce aby jak najszybciej wzięła rodziców za ręce i uciekła. Jednak niebieskooka jest jakby nieczuła, na podpowiedzi wysyłane jej przez umysł. Ma złe przeczucia. Miała je odkąd wsiadła do samochodu, jednak teraz uczucie spotęgowało się do tego stopnia, że wręcz wryło ją w ziemię. Serce zaczęło bić tak szybko, jakby samo chciało wyrwać się z klatki piersiowej i uciekać stamtąd jak najdalej, kiedy jej wzrok skrzyżował się z ciemnymi tęczówkami jednego z mężczyzn. Wystarczyło parę sekund. Te parę sekund za dużo, aby zorientowała się, że w spojrzeniu ciemnookiego jest coś bardzo niepokojącego. Ten błysk, na który widok Raven głośno przełknęła ślinę. Kiedy spojrzała na rodziców, spostrzegła iż, również się zatrzymali, równie zmartwieni co ona. Tym bardziej, że grupa napastników, zaczęła zbliżać się do nich w zastraszającym tempie. I choć Raven wiedziała, że powinna biec teraz jak najdalej, nie potrafiła nic zrobić. Tak jakby dusza oddzieliła się od jej ciała, a ona mogła patrzeć na to wydarzenie, zupełnie nie mając na nic wpływu....
***
Otworzyła oczy tak szeroko i gwałtownie, że poczuła lekkie ukłucie z tyłu głowy. Ból jednak zniknął tak szybko, jak się pojawił i teraz czarnowłosa, skupiona była jedynie na uspokajaniu nierównego oddechu. Kiedy serce skończyło bić z taką mocą, że dziewczyna zaczynała obawiać się o dostanie zawału, poczuła się okropnie zmęczona. I to co gorsza nie w sensie fizycznym, gdzie aby poczuć się lepiej, wystarcza, od nowa zamknąć powieki i oddać się relaksującej krainie snów... Czuła się zmęczona psychicznie. I to bardzo zmęczona. Podsumowując, przez ostatni tydzień, jej dotychczasowe życie baaardzo się zmieniło. Może dla kogoś innego, nic właściwie się nie stało; jednak w porównaniu z dotychczasowym życiem dziewczyny, zmieniło się praktycznie wszystko. Tylu emocji co w ciągu tych siedmiu dni, nie odczuwała przez ostatnie dwa miesiące razem wzięte. Wcześniej jej dni wyglądały tak samo: obserwowanie okolicy przez okno, terapia z doktor Stand, drzemka, wpatrywanie się w ścianę, ponowne obserwowanie okolicy, sen... Oczywiście do tego jeszcze posiłki, toaleta, robienie na złość personelowi i znoszenie marudzenia byłej współlokatorki- Niny. Może i było to nudne, jednak...... bezpieczne.
Właśnie tak- było to bezpieczne. 
Raven nie musiała obawiać się, co stanie się jutro. Wszystko wyglądało tak samo. Miała nad tym kontrolę. Tak przynajmniej się jej wydawało.
Teraz wszystko stanęło na głowie. Zaczęła plątać się we własnych odczuciach i odruchach. A to mogło doprowadzić do tragicznych skutków- wiedziała to. Jednak nie wiedziała jak może powstrzymać tą samo-nakręcającą się maszynę... A może tego nie da się już powstrzymać? Podkuliła kolana pod brodę, opierając na nich ciężącą głowę. Wzięła do rąk przytulankę i przyjrzała się jej po raz kolejny. Podrapała ją lekko za uchem, jakby była żywą istotą i uśmiechnęła się z pobłażliwością do siebie.
Słońce zaczęło po woli wydostawać się ponad szare ulice Londynu, rozpoczynając kolejną, męczącą wędrówkę. Lato nieznacznie już odchodziło, zastępowane poprzez złotą, deszczową jesień. Zaraz mąż Madonny, powinien wyjechać do pracy. Chociażby to się nie zmieniło.
***
Chłopak jechał samochodem wystukując nerwowo rytm piosenki lecącej w radiu, na kierownicy. Obudził się zaraz przed wschodem słońca, co byłoby w normalnych okolicznościach nieprawdopodobne, jako że Harry był najzwyczajniej w świecie śpiochem. Tak.. ale to nie były normalne okoliczności. Ostatnie dni można określić bardzo różnymi przymiotnikami, ale na pewno w ich skład nie zaliczał się "normalne". Brunet zacisnął mocniej palce na kierownicy, starając się jak najbardziej skupić na drodze rozprzestrzeniającej się przed nim. Było to, na prawdę duże wyzwanie, zważając na to, że jego umysł był zatopiony w całkowicie innym świecie, rozpamiętując dokładnie wczorajszy dzień, jak i dni z przed trzech lat, kiedy wszystko było o wiele prostsze. O wiele, wiele prostsze...
Kiedy dotarł przed biało- brązowy dom, otoczony małym ogródkiem było już koło południa. Zatrzymał się i jeszcze raz głęboko odetchnął zbierając rozszalałe myśli. Dobra- nie przemyślał tego. Jak teraz o tym myślał przyjazd do rodzinnego domu bez jakiegokolwiek uprzedzenia nie był najmądrzejszy. Jednak jak w takich chwilach miał zachować zdrowy rozsądek? Zapewne każdy inny na jego miejscu zrobiłby to samo... prawda?
Przez chwilę zastanawiał się czy powinien zapukać, stojąc przed drzwiami od domu. Po chwili jednak odrzucił tę myśl od siebie- to w końcu nadal był również jego dom. Skoro kiedyś nie musiał pukać, czemu teraz miałby to robić?
Nacisnął lekko klamkę, która momentalnie mu uległa i wszedł do środka. Poczuł znajomy zapach. Zapach domu, którego nigdy-przenigdy się nie zapomina. Drzwi zamknęły się za nim, charakterystycznie skrzypiąc. Było to jednak przyjemne skrzypnięcie, przypominające mu dzieciństwo i te noce, kiedy drzwi sabotowały każdą próbę cichego wemknięcia się do domu.
- Gemma, to ty?
Kiedy Harry usłyszał głos swojej mamy z kuchni, przypomniał sobie po co tu jest. Przygryzł ze zdenerwowaniem dolną wargę, obmyślając w jaki sposób powinien dobrać słowa, by otrzymać oczekiwany efekt- prawdę.
- Gemma, czemu nie odpo...- Anne zamilkła orientując się, że to nie jej córka, postanowiła ją odwiedzić-a jej syn. Upuściła ścierkę do wycierania naczyń, którą trzymała w dłoniach, na podłogę, czym prędzej podchodząc do syna i bez słowa wtulając się w jej małego (aktualnie większego od niej o około 10 cm.) synka. Harry odwzajemnił uściska, jednak kobieta od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Zobaczyła to w oczach syna i nie wiedzieć czemu, poczuła nieprzyjemne mrowienie w kościach, zwiastujące coś niedobrego. Nie dała jednak tego po sobie poznać, robiąc dobrą minę do złej gry. Zaprowadziła bruneta do kuchni i wstawiła wodę na herbatę uśmiechając się przez cały ten czas.
- Tak się cieszę, że jesteś- wyznała siadając naprzeciwko niego, przy małym stoliczku przy oknie.
Harry posłał jej nerwowy uśmiech, splątując i rozplątując własne palce. Obydwoje wiedzieli, że coś jest na rzeczy. Zwykle gdy Harry przyjeżdżał, nie mogli się nagadać, wybuchając co chwila szczerym śmiechem. Teraz panowała pomiędzy niczym niezmącona cisza. Bardzo irytująca, niezręczna cisza.
- Harry czy coś się...-zaczęła Anne, lecz jej syn przerwał jej zanim zdążyła dokończyć.
- Czemu mnie okłamałaś?
Jego głos był spokojny i opanowany. Nie patrzył na swoją mamę, wypowiadając to oskarżenie. Przymknął oczy starając się za wszelką cenę opanować emocje, które wręcz w nim kipiały.
- Ja... ja nie wiem o czym mówisz
Anne starała się podchwycić spojrzenie syna, by móc wyczytać z jego oczu, o co mu chodzi. Kiedy jednak się jej udało, zobaczyła tylko chłodny gniew i.... smutek. Jej serce lekko ukruszyło się na ten widok. Chyba każda matka nie chciałaby widzieć, jak jej dziecko patrzy na nią w ten sposób.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi mamo- powiedział Harry, z żalem wręcz wylewającym się z jego ust- nie rozumiem tylko po co to zrobiłaś?
- Harry... ja na prawdę.... ja nie wiem...
- Masz pojęcie co przeżywałem przez ostatnie dni?!- brunet wybuchł, nie zważając na zdezorientowaną minę  kobiety- Wiedziałaś ile ona dla mnie znaczyła. Wiedziałaś, że ją kochałem, więc czemu tak podle mnie okłamałaś?! Czemu? Czemu powiedziałaś, że Raven nie żyje?!
Coraz głośniejszy głos zielonookiego komponował się z dokuczliwym dźwiękiem wydobywającym się z ujścia czajnika, zwiastując zagotowanie się wody. Anne cicho odsunęła krzesło i podeszła do kuchenki uciszając urządzenie. Stała dłuższą chwilę odwrócona plecami do syna, starając się zebrać rozszalałe myśli. W pomieszczeniu słychać teraz było, jedynie zdenerwowany oddech chłopaka, opartego dłońmi o stół i czekającego na jakiekolwiek wyjaśnienia.
W końcu kobieta odezwała się ściszonym głosem:
- To było dzień przed twoim kastingiem. Dostałam telefon... dzwonili ze szpitala w Manchester'ze- kobieta wypuściła nierówny oddech i odwróciła się przodem do chłopaka, kontynuując patrząc mu się prosto w oczy- rodzice Raven nie mieli żadnej, bliskiej rodziny, dlatego zadzwoniono do mnie. Powiedziano mi, że... że zdarzył się wypadek. Zostali napadnięci... Jej rodzice, oni zginęli na miejscu, a Raven zapadła w śpiączkę- głos kobiety załamał się przy ostatnim zdaniu, lecz po chwili mówiła dalej- ty byłeś już wtedy w drodze do studia. Postanowiłam pojechać, dowiedzieć się czegoś więcej. Nie było mi łatwo Harry, uwierz mi proszę. Ona... ona ciągle była w śpiączce kiedy przyjechałam. Wyglądała okropnie. Była cała poobijana.. Lekarz powiedział mi, że nie mogą w tej sytuacji nic zrobić. Gdy wróciłam do domu, nie dałam nic po sobie poznać. Nie chciałam cię martwić, nie chciałam, abyś zmarnował swoją szansę. Ja... ja robiłam to dla ciebie. Było mi ciężko, ale postanowiłam, że powiem ci o wypadku, kiedy wszystko się uspokoi. Ale im dłużej to odkładałam, tym trudnej było. Przeszedłeś dalej w X-factor, połączono was w zespół... Byłam taka dumna, gdy widziałam cię na scenie. Nie mogłam tego zepsuć, mówiąc ci o czymś tak okropnym. Kiedy zbliżał się finał, Raven wybudziła się ze śpiączki. Jednak... nie wszystko się powiodło. Nie była już tą samą osobą co przed wypadkiem. Potrzebowała interwencji psychologów... Wasza kariera zaczynała się wtedy rozwijać. Ja... uwierz mi, że zrobiłam to dla twojego dobra, skarbie. Musiałeś skupić się na zespole, na swoich marzeniach. Znam cię na tyle dobrze, aby wiedzieć, że gdybyś się dowiedział, nie opuszczałbyś szpitala na krok. Nie wiedziałam co robić. Nie myśl, że podjęłam taką decyzję z dnia na dzień, nie. Dużo nad tym myślałam i uznałam, że tak będzie dla ciebie najlepiej. Raven, którą znałeś umarła, więc tak też ci powiedziałam. Przepraszam cię Harry... Po prostu... ja chciałam dobrze...- kobieta zaczęła cicho szlochać, siadając na krześle i ukrywając twarz w dłoniach.
Nagle poczuła silne i opiekuńcze ramiona pochylające się nad nią i obejmujące jej drgające ciało. Harry również płakał. Płakał mocno obejmując, kobietę, którą pomimo tego co zrobiła kochał najmocniej na świecie. Nie chciała źle- nie mogłaby chcieć.
Teraz płakał razem z nią.
Nie wiedział właściwie czemu. Może po prostu emocje, które miotały nim przez ten czas, potrzebowały natychmiastowego uwolnienia? Może płakał za wszystkie razy, kiedy musiał zagryzać wargi i udawać, że wszystko jest w porządku?
A może, po prostu tego potrzebował. Jak każdy inny człowiek, potrzebował łez.
Bo czymże byłby człowiek, bez łez?

Łoł. To chyba jeden z najdłuższych rozdziałów, jak dotychczas :D
Jak tam u Was Motylki? ;3
Rozdział byłby trochę wcześniej, ale ktoś ciągle przeszkadzał mi w dodaniu go :D
Dziękuję, za wszystkie komentarze pod poprzednim rozdziałem ;3
A, i jeszcze coś! :D Przypominam, aby anonimki się podpisywały ;)
Następny zapewne za tydzień w niedzielę (ewentualnie jak bd miała czas w sobotę, tak jak teraz :))
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.

niedziela, 10 lutego 2013

7. "Kłamca..."

                                                                    Muzyka
03.09.2013r.
Zastanawiam się kiedy to się zaczęło.
Kiedy moje życie zaczęło powoli wywracać się do góry nogami? Kiedy rzeczy nieosiągalne, nierealne zaczęły być rutyną??
Chyba się w tym wszystkim pogubiłam. To tylko seria przypadków, czy może ktoś na górze ma za mało rozrywki i wykorzystuje moje marne życie, aby sobie jej zapewnić??
Nie wiem do cholery. I to jest najgorsze.
Ale może powiem co skłoniło mnie do rozmyślań nad tym wszystkim... Chociaż powinnam powiedzieć, nie co, a kto... 
Dobra, chyba w ogóle najlepiej będzie to opowiedzieć.
Kiedy otworzyłam oczy pierwsze co zrobiłam, to ponownie je zamknęłam przekonana, że jeszcze nie do końca się obudziłam i mam jakieś mary senne. Policzyłam do pięciu i z powrotem uniosłam te przeklęte powieki... tyle, że widok się nie zmienił.
Nie wiem jak opisać to co czułam. Raczej nie potrafię oddać tego zbyt wiernie.
Pamiętam jak oddech ugrzązł mi w płucach, a ręce zaczęły się niebezpiecznie pocić. Do głowy przyszła mi myśl, że już kompletnie zwariowałam. W końcu czy to możliwe, że widzę Harry'ego siedzącego paręnaście minimetrów od mojej twarzy, ze wzrokiem utkwionym w mojego misia?- nie, raczej nie.
I wtedy to się stało. Jego twarz powoli obróciła się w moją stronę, a mnie sparaliżowało. Nie potrafiłam robić nic innego, jak pochłaniać zieleń jego oczu, tak głęboką i realną jak nigdy wcześniej. Nie wiem czy minęły sekundy, czy godziny zanim uświadomiłam sobie co się dzieje. Właściwie to do tej chwili jeszcze nie dotarło to, do mnie do końca.
Ocknęłam się gdy poczułam jak jego dłoń delikatnie odgarnia kosmyk, moich czarnych jak heban włosów za ucho. I wtedy właśnie wszystko do mnie powróciło. Wtedy zabolało mnie coś tam w środku i wiedziałam, że jeśli czegoś nie zrobię łzy znowu przezwyciężą moją siłę woli. Znowu pokażę jaka jestem słaba. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Po prostu nie mogłam.
- Raven, ja..- ręka chłopaka spoczęła na moim policzku, a w brzuchu poczułam niebezpieczne ciepło, które w parę sekund zmieniło się w kolejne ukłucie bólu.
Jak on w ogóle śmiał, mówić do mnie tak miękkim i czułym głosem?!... Teraz?! Po tylu latach, w których jedyne o czym marzyłam to znów go usłyszeć?! Teraz sobie o mnie przypomniał?!
Pokręciłam nieznacznie głową i zrzuciłam rękę chłopaka, podnosząc się do pozycji siedzącej. Szczerze nie wiedziałam co zrobić. Z jednej strony, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie, mogąc go znowu zobaczyć. Prawdziwym, wyczekanym i wymarzonym. Z drugiej, jego widok przypomniał mi o tym jak bardzo potrzebowałam go przez ten czas. Jak bardzo zawiódł mnie swoją nieobecnością, gdy potrzebowałam go najbardziej.
Gdy teraz o tym myślę minęło zaledwie parę sekund, lecz wtedy wydawało mi się, że mijają godziny, zanim znów na niego spojrzałam. I to był chyba błąd, bo gdy tylko mój wzrok zatopił się w tych szmaragdowych tęczówkach poczułam trzecie już, najmocniejsze, ukłucie w sercu. Wystarczająco mocne, by łzy zaczęły zbierać mi się w kącikach oczu. Spanikowana zrobiłam to, co zwykle- uciekłam.
Właśnie tak. Zwyczajnie poderwałam się na równe nogi i wybiegłam z pokoju, pozostawiając w nim samego bruneta.
Pierwszym miejscem, do którego się skierowałam, była oczywiście łazienka. Tylko tym razem, na moje nieszczęście, była ona zajęta. Zaklęłam pod nosem i nerwowo otuliłam się szczelniej szeroką bluzą, którą miałam dziś na sobie. Nagle usłyszałam kroki na końcu korytarza. Ostatnim czego było mi w tamtej chwili potrzeba, było towarzystwo, więc nie mając innego wyboru, znowu zaczęłam biec. Tym razem zwyczajnie przed siebie. Dotarłam do schodów i biegłam nimi coraz wyżej. Sierociniec ma trzy piętra, a mój pokój znajduje się na pierwszym. Biegłam ile sił, aż dotarłam na samą górę. Łzy zaczęły już spływać swobodnie po moich polikach zamazując mi tym samym cały obraz. Słyszałam, że owy ktoś z korytarza, postanowił mnie gonić i czułam, że jest coraz bliżej. Rozejrzałam się w przerażeniu, aż na końcu korytarza, w małym zagłębieniu zauważyłam wejście na dach. Nie sprawdzając nawet, w jakim miejscu na schodach jest napastnik rzuciłam się do wyjścia. Nie wiem, czemu tak bardzo zależało mi na ucieczce, ale w głębi duszy po prostu bałam się, że ktokolwiek może odkryć, co czuję. Błagałam w myślach, aby było otwarte i chyba Bóg postanowił się nade mną choć trochę zlitować, pozostawiając wejście dostępnym. Wdrapałam się po metalowej drabince do góry i po chwili byłam już na dachu. Teraz, kiedy już nie biegłam, cała trzęsłam się tak niemiłosiernie, że nie mogłam spokojnie stawiać kroków. Osunęłam się na plecami o wywietrznik kanalizacji i starałam się wyrównać oddech. Ciągle nie mogłam uwierzyć w to co się stało. Dotknęłam drżącą dłonią prawego policzka, przypominając sobie, zatrzymującą się na nim rękę chłopaka. "A może to mi się tylko wydawało?"- przeleciało mi przez myśl. "A czy chciałabym, aby to tylko mi się wydawało?"- następna myśl wywołała całkowitą pustkę w mojej głowie.
Czy chciałabym, aby  to nie była prawda, aby całe zdarzenie okazało się tylko snem?...
Nie wiem. 
Na prawdę nie mam pojęcia.
Otarłam oczy, rękawem szarej bluzy i rozejrzałam się po dachu budynku. W pierwszej chwili, nie zauważyłam nic nadzwyczajnego, lecz kiedy się odwróciłam, spostrzegłam coś w podobie małej szklarni. Była pokryta, czymś w rodzaju osadu i na pierwszy rzut oka, widać było, że dawno nikt do niej nie zaglądał. Niepewnie wstałam i zaczęłam kierować się w jej stronę. Ostrożnie weszłam do środka. W kącie ustawione były jakieś zardzewiałe grabie, sporej wielkości konewka, beczka napełniona wodą, parę worków ziemi i paczki z przeróżnymi nasionami. Zamiast kwiatów rosło tu sporo chwastów. Po mojej prawej stronie, zauważyłam mały stoliczek z dwoma krzesłami, złożonymi na sobie. Były bardzo ozdobne i przywodziły mi na myśl staromodne kawiarnie. Westchnęłam i wyszłam z pomieszczenia. Słońce chyliło się już ku zachodowi, rzucając na wszystko w zasięgu widnokręgu pomarańczowo- czerwoną poświatę. Już przestałam się trząść, choć szczypiące ślady na policzkach, przypominały o powodzie, przez który się tu znalazłam. 
Usłyszałam jakieś zamieszanie na ulicy i z ciekawości podeszłam do barierki. Na dole stało od groma paparazzi, wykrzykujących coś w stronę osoby wychodzącej z budynku. Wychyliłam się trochę bardziej, aby dojrzeć kto to i w tej samej chwili osoba podniosła wzrok. Jego zielone oczy przeszyły mnie na wskroś. Szybko się cofnęłam i pokręciłam z niedowierzaniem głową. 
"Czyli jednak sobie tego nie zmyśliłam..."
Poczułam się całkowicie przeciążona tymi wszystkimi wydarzeniami. Zeszłam z pośpiechem z dachu i jak najszybciej powędrowałam do swojego pokoju. W środku nikogo nie było, na co odetchnęłam z ulgą. 
I wtedy zauważyłam kartkę niedbale odłożoną na mojej szafce....
***
Raven odłożyła zeszyt i z powrotem wzięła do ręki skrawek papieru.
Pismo Harry'ego w ogóle się nie zmieniło. Na kartce w pośpiechu napisane było tylko jedno słowo...
Tęskniłem...
Dziewczyna wpatrywała się w nie, jakby miało magiczne właściwości. Czuła na zmianę radość, złość, rozgoryczenie i zmęczenie.
Przygryzła dolną wargę i pod wpływem impulsu zapisała na kartce:
Kłamca...
Sama nie wiedziała po co to zrobiła. Jednak musiała przyznać, że przyniosło jej to w jakimś sensie ulgę.
W tym samym czasie Lucy weszła do pokoju, niosąc w jednej ręce talerz z kanapkami, a w drugiej parującą herbatę. Uśmiechnęła się ciepło do czarnowłosej i stawiając obie rzeczy na szafce nocnej.
- Nie było cię na kolacji, więc kolacja przyszła dziś do ciebie!- powiedziała wesoło blondynka, po czym wzięła pidżamie i przybory kąpielowe, udając się do łazienki.
Kiedy za zielonooką zamknęły się tylko drzwi, Raven poczuła jak bardzo jest głodna. Przez swoją dzisiejszą drzemkę przegapiła obiad, a potem.... tak jakby za dużo się działo, aby myśleć o jedzeniu.
Porwała pierwszą kanapkę i starając się jak najbardziej odpędzić myśli o Harry'm zaczęła napełniać swój brzuch.
***
Przyglądała się jak Lucy delikatnie odkłada tajemniczy przedmiot do szuflady i gasi lampkę.
- Dobranoc, Raven...
Ciemnowłosa uśmiechnęła się sennie, słysząc jak co wieczór melodyjny głos dziewczynki.
"Czemu moje życie jest tak bardzo poplątane?"- pomyślała jeszcze zanim zupełnie zasnęła.

Hej, Motylki :)
Jak tam u Was? Ja leniwie spędzam ferie siedząc do 4 w nocy przed laptopem, a potem śpiąc sobie do 12.00 ^_^
Nareeeszcie mam wolne i mogę leniuchować nie martwiąc się tak bardzo o lekcje ;D Wczoraj zrobiłam sobie z przyjaciółką mini maraton starych bajek Disney'a :) Dzisiaj będziemy chyba kontynuować :D W końcu z tych bajek nigdy się nie wyrasta, nie? ;)
Co o rozdziału, nie jestem z niego zbytnio zadowolona :/ Nie podoba mi się sam w sobie, ale nie chce Was już zbytnio męczyć czekaniem i dodaję :)
Chciałam jeszcze poprosić, aby anonimki się podpisywały :) Chciałabym wiedzieć, choć trochę móc Was odróżnić xD
Follujcie mnie na TT :) @blue_rosee :)
Do następnego! ;)
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.

niedziela, 3 lutego 2013

6. "Zdążyła pokochać ciemność..."

                                                     Muzyka do rozdziału *-*
W pomieszczeniu panuje jak zwykle szum i zamęt. Od incydentu z kaszą manną, nikt nie zaczepia już Raven. Dziewczynie jest to rzecz jasna na rękę. Im mniej osób ją zauważa tym lepiej. Im mniej osób słyszy bicie jej małego, zarośniętego bluszczem i pokrytego kurzem serduszka, tym również lepiej...
Jedząc powoli kanapkę z serem żółtym rozmyślała nad swoją małą współlokatorką. Lucy siedziała parę miejsc dalej opowiadając coś dwóm dziewczynkom, obok siebie i wywołując tym samym na ich twarzach szeroki uśmiech. Raven zmrużyła oczy przyglądając się jej w skupieniu. Była jak mały promyczek, rozświetlający pomieszczenie.
Może dlatego ciemnowłosa za nią tak nie przepadała?
Przez te wszystkie lata Raven zdążyła pokochać ciemność. Spokojną, samotną, skrytą ciemność...
Bała się tego, że blask jedenastoletniej dziewczynki zniszczy jej bezpieczny mrok.
Zwyczajnie się jej bała...

Po śniadaniu Raven skierowała się na umówioną wcześniej wizytę u doktor Stand. Kiedy tylko weszła do pomieszczenia wyczuła zapach, słodkich perfum psychologa. Stanowczo zbyt słodkich.
Skrzywiła się nieznacznie i z ociąganiem zajęła swoje ulubione miejsce, na kanapie.
- Dzień dobry, Raven.
Pani Stand odczekała chwilę, a nie doczekując się odzewu ze strony niebieskookiej, zanotowała coś tylko w grubym zeszycie i poprawiła okulary korekcyjne na nosie.
- Czy nastąpiły w tobie jakieś zmiany? Może zauważyłaś ostatnio coś dziwnego?- zapytała przyglądając się podopiecznej z zaciekawieniem.
Raven nie oderwała wzroku, od swoich czarnych tenisówek, doprowadzając tym samym kobietę do białej gorączki. Każda wizyta kończyła się tym samym... Psuciem biednych nerwów doktor Stand...
- Dobrze, lepiej będzie jak już pójdziesz...- oświadczyła zmęczona brunetka, opadając ciężko na oparcie obitego w jasną skórę fotela.
Czarnowłosa uśmiechnęła się pod nosem i dumnie wyszła z gabinetu. W przeciągu pół minuty znajdowała się już w pokoju. Lucy siedziała przy małym stoliku w przeciwległym rogu pokoju, zapewne odrabiając lekcję. Co prawda na Raven także czekały biologia, fizyka i cały ten piękny szereg innych przedmiotów, jednak dziewczyna zdecydowała odłożyć to na później... Tylko w jej przypadku "później" oznaczało dokładnie to samo co "nigdy". Ciemnowłosa ułożyła się na łóżku, włożyła do uszu słuchawki i sięgając po starego misia, oddała się temu jedynemu zajęciu, dzięki któremu mogła poczuć choć zalążek szczęścia- wspomnieniom.
***
Harry siedział 3. już godzinę w aucie, na przeciwko ośrodka i bił się z własnymi myślami. Loki, zazwyczaj świetnie się układające, teraz sterczały na wszystkie boki, przypominając ptasie gniazdo na głowie chłopaka. A co najdziwniejsze- pierwszy raz kompletnie go to nie obchodziło.
Nerwowo wystukiwał rytm własnego serca, na kierownicy, myśląc czy aby na pewno robi dobrze?
"Ogarnij się Styles, przecież i tak nie masz nic do stracenia!" - głos w jego głowie przywołał go do porządku. Już miał otwierać drzwi samochodu, kiedy drugi głos odpowiedział "Masz coś do stracenia- nadzieje!".
- Cholera!- krzyknął, waląc pięściami w maskę auta.
Od trzech dni te dwa głosy, szarpią nim na lewo i prawo. Harry zwyczajnie już sobie z nimi nie radził, a było mu trudniej o tyle, że nie wiedział, którego powinien posłuchać. Paul dał mu parę dni wolnego od prób, by ten mógł wszystko sobie poukładać- tylko jak miał to zrobić? Jak miał poukładać coś czego nawet nie było?
- W dupie mam taką nadzieję...- wyszeptał, wysiadając z samochodu.
Każdy krok wydawał się nie do osiągnięcia. Nogi miał za równo z ołowiu, jak i z waty. Czuł się jak na przesłuchaniu do X-factor. Tyle, że wtedy musiał tylko wyjść i zaśpiewać. Musiał zrobić coś co robić umiał. Do czego się przygotowywał tygodniami. Miał określony plan działania, a to co robił miało dla niego jakiś sens.
Teraz było zupełnie inaczej. Nie widział co dokładnie chce zrobić. Nie miał planu, a jego działania były nawet dla jego samego niezrozumiałe.
Kiedy był już w środku czuł jak serce wali mu z taką siłą, że bał się, że może doprowadzić do trzęsienia ziemi.
"Co teraz, co teraz..." powtarzał sobie w myślach, niczym życiową mantrę. Powoli zaczął panikować, nie wiedząc co powinien zrobić.
Znajdował się na początku korytarza. Po jego prawej stronie znajdowały się drzwi z napisem "dyrekcja ośrodka", po lewej różnego rodzaju sale.
Wiedział, że powinien skierować się do dyrekcji, jednak coś w środku mu tego zakazywało. Przełknął głośno ślinę i zaczął kierować się wzdłuż korytarza, starając się, przypomnieć sobie gdzie znajdował się pamiętny pokój. Nagle poczuł, że ktoś klepie go w plecy. Odwrócił się, prawie umierając na zawał serca, gdy zobaczył niską dziewczynkę, uprzejmie się do niego uśmiechającą. Miała blond włosy sięgające do ramion i przenikliwe, zielone oczy. Wyglądała na bardzo inteligentną i taka zapewne była.
- Jestem Lucy, w czymś panu pomóc?- zapytała, uśmiechając się grzecznie.
- Ja... ja..- Harry zająknął się, nie wiedząc co właściwie powinien powiedzieć- ja jestem Harry... i... wiesz może czy jest tutaj Raven Blanc?- ostatnie słowa wypowiedział z taką prędkością, że sam nie był pewny, czy dziewczynka zdołała je wychwycić.
- Jesteś Harry?- upewniła się, patrząc mu prosto w oczy.
Chłopak pokiwał potwierdzająco głową i nerwowo przystępując z nogi na nogę, czekał na dalsze słowa blondynki.
To zabawne, że w tej chwili jego dalsze życie zależało od uśmiechniętej jedenastolatki. Serce biło mu tak głośno, że ledwo usłyszał jak zielonooka, mówi do niego "chodź za mną" i łapie go za rękę, prowadząc schodami na pierwsze piętro.
Brunet musiał nieźle się napracować, aby nie wyrwać ręki z uścisku dziecka i nie uciec stamtąd jak najdalej. Tak okropnie bał się zawodu, który może go czekać, że gdyby nie stalowy uścisk dziewczynki, już by go tam nie było.
W końcu doszli pod drzwi, od których wszystko się zaczęło. Lucy otworzyła delikatnie drzwi i weszła do pokoju z taką lekkością, jakby była niesiona przez wiatr. Harry za to, miał problem z każdym krokiem.
Kiedy już znalazł się w pokoju, dziewczynka puściła jego dłoń i wskazała głową, na skuloną postać na łóżku, zaledwie parę kroków od chłopaka.
W pokoju panował lekki półmrok, lub może to oczy Harrego zaszły taką mgłą? Postać była co prawda skulona i leżała w pewnej odległości od lokowatego, jednak chociaż Styles jej nie widział, już wiedział, że to właśnie ona.
Czuł się jak w śnie. Nie miał kontroli nad tym co robi. Jego ciało ogarniało na zmianę zimno i gorąco. Z wielkim trudem podszedł bliżej łóżka, a gdy, promienie słońca, wpadającego przez okno padły na jej twarz, poczuł jak do oczu nabierają mu się łzy.
Łzy szczęścia.
Nie odrywając oczu od delikatnej twarzy Raven, usiadł po turecku przy łóżku, tak blisko jak tylko się dało.
W tej chwili czas stanął, a jego nie obchodziło już nawet czy jest we śnie, czy nie. Jednak jeśli był to sen- jego jedynym marzeniem było, aby nikt go z niego nigdy nie wybudził.
Bał się jakkolwiek ruszyć.
Bał się nawet oddychać, więc robił to najdelikatniej jak tylko potrafił.
Bał się, że zbyt gwałtowny odruch, może zakończyć sen i przywołać go do okrutnej rzeczywistości.
Siedział więc tylko, zaledwie parę centymetrów od twarzy dziewczyny, podziwiając każdy jej minimetr. Sprawdzając, czy liczba piegów na jej policzkach jest ciągle taka sama, czy rzęsy rzucają cień tej samej długości, co trzy lata temu.
Mógł powiedzieć tylko jedno- wypiękniała. Jej rysy twarzy były równie delikatne, jak gdy widzieli się po raz ostatni, a jednak teraz były bardziej pociągające, kobiece.
Kiedy skończył studiować, twarz czarnowłosej, jego uwagę przykuło coś, co postawiło "kropkę nad i" w stwierdzeniu, że odnalazł tą właściwą, jedyną i niepowtarzalną Raven.
Mały, bury miś, uwięziony pomiędzy żelaznym uściskiem z ramion, a klatką piersiową dziewczyny.
Kąciki ust Harrego, same uniosły się na widok przytulanki.
Ponownie spojrzał na twarz kruczowłosej i zamarł, gdy zobaczył jak szaro-niebieskie oczy, patrzą na niego w skupieniu.

Witajcie, kochane!! ^-^
Jak tam mija Wam weekend? :)
No i jak Wam się podoba rozdział :D
Ta-dam!! Stało się wyczekiwane- Raven i Harry się spotkali! :D
Muszę przyznać, że rozdział pisało mi się świetnie... co prawda ciągle musiałam przerywać pisanie, by wspierać na Facebooku kolegę (nie pytajcie xd), ale i tak pisało mi się wyjątkowo łatwo :D
Jeśli są jakieś błędy- wybaczcie mi proszę, ale nie chcę mi się ich sprawdzać xD Pisałam ten rozdział wczoraj do 4, a dzisiaj już tylko kończyłam, więc.. ;D
Chciałam jeszcze powiedzieć, że jeżeli coś nie jest dla Was jasne, lub czegoś nie możecie zrozumieć- pytajcie się mnie na ask'u  http://ask.fm/BlueRoseee :)
Mam nadzieję, że spadek komentarzy, pod poprzednim rozdziałem, nie jest spowodowany tym, że opowiadanie Wam się już nie podoba, tylko innymi czynnikami...
No, ale mam nadzieję, że dobijecie tutaj do 20? :)) Dacie radę? 
Zobaczymy <3
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.

piątek, 1 lutego 2013

#HappyBDayHarryFromPoland

Łuhuhuhuhu!!
Kolejny z naszych 5 mężów jest już staruszkiem kochanym :3
Dziewiętnaście lat...
Nie no, to niemożliwe przecież!!!! Dla mnie to jest ciągle ten słodziutki szesnastolatek!!!
To już trzy lata z tym idiotą... Według mnie zmienił się jak każdy... ale jednak kiedy tak na niego patrzę, to w tych zielonych paczadełkach ciągle można dostrzec te kochane iskierki, które zawróciły w głowach milionom dziewczyn na całym świecie <3
No i jak zwykle już... Muszę złożyć mu życzenia, chociaż dobrze wiem, że on tego i tak nie zobaczy xD
No to nasz drogi Haroldzie...
Życzę Ci abyś dalej był tym zboczonym i kompletnie demoralizującym własne fanki słodziakiem. Abyś wstawiał zdjęcia swojej komórki, kiedy ma 69 procent baterii, kiedy tylko będziesz chciał. Aby Twoje szekszi loczki się nie wyprostowały (i aby chłopakom nie przychodziły głupie pomysły z prostowaniem!!!!), aby dołeczki ciągle były takie rozkoszne i niewinne, bo to dzięki nim połowa rzeczy uchodzi Ci na sucho xD
Aby tatuaże nie przeżarły Ci skóry (nie to, że nie kocham Twoich soo szeszki dziar :3).
Życzę Ci też..... żebyś był zwyczajnie szczęśliwy...
Może z Lou, może z Taylor, a może z jakąś Polką (If you know what I mean? xd)...
Po prostu najzwyczajniej w świecie SZCZĘŚLIWY!!
I żebyś nie zapomniał o NAS. O Directioners, które bez względu na to co odwalisz, będą stały za Tobą murem.
No i jeszcze standardowo zdrowia, wszystkiego czego sb zażyczysz.... i niech Ci Louis nago tańczy xD
Coś się nie zrymowało, ale trudno :D

Z tego co mi wiadomo, to jest organizowana akcja na Twitterze #HappyBDayHarryFromPoland
Nwm czy startujemy od jakiejś określonej godz. czy tweetujemy all day... No ale cóż xD
Chciałam dzisiaj specjalnie napisać rozdział, z okazji urodzin Hazzy.... ale raczej mi się to nie uda, bo mama wprowadziła zasadę, że co godz. zmieniamy się z bratem kompem, a ona konfiskuje lapka -_-
Coś mi się zdaje, że to dlatego, że mama "lekko" uzależniła się od Pamiętników Wampirów i teraz w kółko to ogląda ._.