sobota, 20 kwietnia 2013

15. "Nie chciała grać w tą samą, starą grę."

Ciszę w pokoju przerywały jedynie grzmoty piorunów i deszcz rytmicznie uderzający o parapet. Raven siedziała na łóżku z zamkniętymi oczami, starając się powstrzymać złość krążącą wraz z jej krwią w żyłach. Nie odważyła się spojrzeć na Harry'ego, ciągle stojącego przy drzwiach z niepewnym wyrazem twarzy. Wiedziała, że wtedy eksploduje, a to nie byłoby dobre.
Wściekłość rozrywała jej komórki, kiedy uświadomiła sobie, że nie myśli już o nikim innym; że jeden cholerny tydzień bez jego twarzy był niczym męczarnie. Jednocześnie zła była na to jak chłopak się zachowuje. Obiecał - zawiódł, a teraz przychodzi i myśli, że czarnowłosa wpadnie mu w ramiona zapominając o tym co działo się gdy go nie było?!
Nienawidziła Harry'ego i siebie samą za to co się dzieje. Co się z nią dzieje. Wszystko było złe, niezrozumiałe i nowe. Nie potrzebowała nowości. Pragnęła stabilności. Poczucia bezpieczeństwa i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, że wszystko się ułoży. Nawet jeśli sama nie dopuszczała do siebie tych pragnień.
- Posłuchaj mnie chociaż.. - Harry został ponownie uciszony, przez podniesioną w ostrzegawczym geście rękę dziewczyny. Zielonooki zamilkł, oddychając nie równo. Mogła przysiąc, że aż ze swojego miejsca, może usłyszeć jak sie trzęsie. To również ją zirytowało. Po co tu przychodził w taką pogodę? No po co? Żeby znów namieszać w jej życiu? To miała być jakaś gra?!

Zacisnęła zęby wstając i podchodząc do szafy. Otworzyła jej drzwi i bez zastanowienia wyjęła największy ręcznik. Rzuciła nim w kędzierzawego przewracając oczami, gdy ten nie zorientował się w porę co dziewczyna robi i ręcznik wylądował na jego głowie.
Powróciła na swoje miejsce, skupiając wzrok na zeszycie, leżącym swobodnie na łóżku.
Harry wycierał się niespokojnie nie wiedząc do końca co ma teraz zrobić. Gdy chciał coś powiedzieć Raven zwyczajnie go uciszała, ale musiał jakoś się wytłumaczyć.... musiał, prawda?
Błyskawica znowu rozcięła granatowe niebo, rozświetlając na parę sekund pokój. Chłopak westchnął, powoli kierując się w stronę łóżka. Raven nawet nie drgnęła, gdy ten usiadł skrzyżnie przed łóżkiem. Chłopakowi zaczynało być z czasem coraz cieplej i na szczęście przestał się już tak trząść. Chciał coś powiedzieć, lecz ciągle bał się, że dziewczyna znowu go uciszy, więc zwyczajnie milczał, patrząc na krople deszczu spływające po szybie i pioruny z hukiem sunące po sklepieniu. Przypomniał mu się inny, również burzowy dzień...

Kręcono-włosy dziewięciolatek biegł ile sił w nogach obok czarnowłosej dziewczyny, śmiejąc się razem z nią, gdy zdyszani dopadli drzwi najbliższej kawiarni. Deszcz zastał ich w drodze do parku i teraz oboje byli cali mokrzy, zdyszani od uciekania przed zbliżającą się burzą, oraz rozbawieni całą sytuacją. Opadli na najbliższe siedzenia i przez chwilę nie odzywali się, uśmiechając tylko i stabilizując oddechy po biegu. Po chwili chłopak poszedł kupić im po gorącej czekoladzie, a gdy wrócił niebieskooka uśmiechnęła się szeroko, wskazując ruchem głowy na szybę, po której spływały obok siebie dwie krople deszczu.
- Stawiam, że ta większa będzie szybsza.
- Eee... ta mniejsza wygra - odparł brunet, marszcząc brwi w skupieniu.
- Idiota. Przecież, to polega na sile... no jakiejś tam sile, że skoro jest większa to będzie spływać szybciej! - czarnowłosa zaśmiała się, ukazując brak dwóch jedynek na górze.
- Nie prawda... Moja kropla jest chudsza i bardziej wysportowana, więc wygra! Dawaj Mała!
- Wygrasz Duża! Wyprzedzasz ją, szybciej!
- Hahaha moja wyprzedza twoją!
- Nie prawda, są równe!
- Oj cicho, nie ważne...
- Chciałabym, żeby tak było już zawsze - dziewczyna nagle zmieniła temat, patrząc z zadumą na kubek przed nią.
- Jak? - zapytał zdezorientowany chłopak, odwracając wzrok od "wyścigów" i kierując go na ośmiolatkę.

- Tak. Żebyśmy nie przejmowali się mokrymi ubraniami, zimnem i nie przyjściem na czas do domu. Żebyśmy pozostali tacy jak teraz... 
- A czemu miałoby tak nie być?
Dziewczyna spojrzała z pobłażaniem na przyjaciela, uśmiechając się delikatnie.
- Bo dorośniemy. Każdy dorasta. A gdy jesteś dorosły myślisz o pieniądzach, które trzeba wydać na czekoladę, którą teraz pijemy, czasie, który tracimy i uśmiechu, który marnujemy. Dorośli wszystko przedstawiają na zasadzie plusów i minusów. Jeśli coś musisz oddać masz minus. Ale w ich obliczeniach zapominają o śmiechu, radości, miłości i pięknie świata, które powinny stanowić plusy, eliminujące wszystkie minusy. Plus jest dla nich tylko wtedy, gdy coś dostajesz nie pozbywając się niczego. Ale dla nas to jest bez sensu. No bo gdzie równowaga? Mówiąc to teraz marnuję swój i twój czas, więc jestem na minusie. Ale tym samym wyrażam swoje myśli, pokazuję ci inny punkt widzenia i spędzam miło czas. Ale oni tego nie widzą, nie rozumieją. Oni są dorośli...
- W takim razie zostaniemy już na zawsze dziećmi... Jak w "Piotrusiu Panie".
- Obiecasz mi to? Że zawsze będziemy już tacy?
Chłopak poczuł, że coś ściska mu żołądek na te słowa. Wiedział, że nie może, nie potrafi. Nie potrafi jej okłamać. Powiedzieć, że już nigdy nic się nie zmieni, gdy czuł, że kiedyś wszystko będzie inaczej. Jeszcze nie wiedział jak, ale inaczej.
- Po prostu obiecaj, że nawet kiedy się zmienię... i ty też się zmienisz, przypomnisz sobie o tym i przy mnie zostaniesz, dobrze? Nie ważne jak źli i dorośli będziemy. Odnajdziesz mnie i będziesz dorosły razem ze mną.
- Obiecuję - powiedział chłopak, patrząc Raven głęboko w oczy i uśmiechając się lekko.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i dopiła swoją czekoladę.


Raven miała ochotę krzyczeć. Sprzeczne słowa miotały się po jej umyśle, tworząc wiele dróg i ścieżek  którymi mogłaby wyjść z tej sytuacji. Ale tym samym tworzyły pokrętny labirynt i czarnowłosa nie wiedziała, którą z nich iść by trafić do celu. Nie wiedziała nawet czym był cel.
Czy powinna dać się wytłumaczyć Harry'emu? Powinna mu jakoś wybaczyć i zacząć od początku?
Nie. Nie chciała tego. Nie chciała być po raz kolejny oszukana... Grać w tą samą, starą grę.
Więc czy powinna go wygonić? Kazać odejść i nie pokazywać się więcej? Zapomnieć i żyć jakby zielonookiego nigdy nie było?
Tak. Tak, powinna. Ale czy mogła? Czy była do tego zdolna i czy na prawdę tego chciała?
Raven nie wiedziała już nic, a świadomość, że przez ostatni miesiąc niczego nie wiedziała, niczego nie była pewna i coraz bardziej się gubiła, wcale jej nie pomagała.
Ból głowy, który pojawił się już kiedy weszła do pokoju, nasilał się z każdą chwilą, od ciężkich myśli. Miła wrażenie, że jej umysł jest jak balon, który z każdą niepewnością staje się coraz większy i niedługo pęknie... O ile sama nie weźmie szpilki i go nie przekuje, by pozbyć się balastu.

W pokoju panował mrok, jedyne co widziała, to twarz Harry'ego, która również nie była tak wyraźna. Deszcz trochę ustąpił na sile, a błyskawice pojawiały się rzadziej. Lecz, gdy już rozbłyskiwały Raven nie potrafiła odwrócić wzroku, od jaśniejących rysów twarzy bruneta. Jego wzrok był zamglony, jakby dusza oddzielona była w tej chwili od ciała i fruwała gdzieś daleko, ponad nimi. Złość wyparowała, lecz na jej miejscu powstał żal i zawód ciężące na sercu dziewczyny i choć nienawidziła w tej chwili chłopaka przed nią, nie miała siły tego okazywać, tak jak wcześniej. Po prostu i jak najzwyczajniej nie miała już siły.
Nie zauważyła kiedy zmieniła pozycję na leżącą, przyglądając się z zainteresowaniem twarzy Harry'ego, do chwili, w której nieświadoma i niewinna niczym małe dziecko zasnęła, ukołysana odgłosami uspokajającej sie burzy i równym oddechem chłopaka.
A kiedy Raven była już spokojna, pogoda za oknem również się uspokoiła. Bo "deszcz jest dokładnie jak człowiek"...

Niebo tej po-burzowej nocy było rozświetlone tysiącami maleńkich punkcików, gdy Harry spokojnym krokiem szedł w stronę domu. Był zawiedziony i zirytowany faktem, iż prawdopodobnie znowu straci zaufanie dziewczyny, wyłącznie przez wymagającą pracę. Przecież powinna go zrozumieć. Nie jest pępkiem świata, a Zielonooki również ma inne zajęcia...
Westchnął, kręcąc głową. Nie. Raven go potrzebowała. A jego nie było... Choć powinien być. Powinien być przy niej teraz, powinien być przez te lata i powinien być już zawsze.
Czemu, więc los mu na to nigdy nie pozwalał?
Harry był coraz bardziej zagubiony, idąc prostą drogą do pustego mieszkania z głową pełną myśli/

***
Następnego dnia Londyn powitał wszystkich kroplami smutnego, ciężkiego deszczu. Na zmianę zaczynało i przestawało padać, a wszystko skąpane było w tak przygnębiającej szarości, że nawet Raven była bardziej ponura, niż zwykle.

Kiedy się obudziła, było w pół do siódmej rano. Jak zwykle umyła się i ubrała, po czym usiadła po turecku na łóżku, patrząc znudzonym wzrokiem na bure niebo, burą ulicę, bure budynki, liście i ludzi. Wszystko było dzisiaj bure. Nawet zeszyt leżący posłusznie na szafce nocnej i miś siedzący w rogu łóżka. Każda rzecz taka sama i beznamiętna. Mózg dziewczyny był wyprany z większości myśli, których zresztą nie chciała nawet do siebie dopuszczać. Wszystko było dzisiaj smutne i nic a nic ją to z resztą nie obchodziło - jak zwykle.
- To zabawne - odezwała się nagle Lucy, siedząc już na swoim łóżku, i przeczesując palcami złociste włosy - w takie dni jak dziś, nic nie wydaje się kolorowe, prawda? - Raven niezauważalnie skinęła głową, odwracając wzrok. Poczuła dziwne uczucie pozytywnej energii, kiedy usłyszała głos dziewczynki. Oczywiście, zaraz po tym odrzuciła tą niedorzeczną myśl na kraniec swojego umysłu, z niechęcią słuchając dalszej wypowiedzi złotowłosej - A jednak... Wystarczy postawić sobie wyzwane: znajdę dziś pięć kolorowych rzeczy, czy czegokolwiek, by smutny i bezbarwny dzień zamienić w pozytywną przygodę. To trochę jak, z piratami odszukującymi kolorowy skarb, wiesz? Albo jak z superbohaterami, którzy....
Czarnowłosa wyłączyła się dalej na rozwody dziecka, myśląc o tym co Lucy powiedziała przed chwilą. Przypomniała sobie jak kiedyś bawiła się w piratów, czy poszukiwaczy skarbów, razem z Harry'm czy jego siostrą, szukając wyimaginowanych zdobyczy. Ale wtedy była inna. Teraz jest inna.
Czy przeszłość da się jakoś połączyć z teraźniejszością?

Szczerze mówiąc, choć nie dopuszczała tego do siebie, przez cały dzień czekała z obawą na Harry'ego. Czekała podczas śniadania, podczas rozmowy z doktor Stand, oraz zajęciami z nową nauczycielką. Czekała podczas spoglądania przez okno, oraz podczas obiadu.
I kiedy w czasie poobiedniego odpoczynku, zobaczyła loki, wyłaniające się zza drzwi pokoju, poczuła zarazem szczęście jak i ogromny niepokój.
Czuła, że dla chłopaka to wyłącznie gra. Zabawa na zabicie czasu. Dzisiaj jest, ale jutro i pojutrze znów ją zostawi by powoli umierała w ciszy swoich myśli.

Zielonooki uśmiechnął się na widok Raven i jak zwykle podsunął sobie krzesło zaraz obok jej łóżka. Dziewczyna odwróciła wzrok, chcąc pokazać, że ciągle ma mu za złe. Ciągle czuje ból, który jej zadał zjawiając się i znikając niczym ulotny sen. Za oknem w tej samej chwili słońce przebiło się zza chmur, oświetlając pływające w kałużach deszczu złocisto - rude liście. Mieniły się one niczym małe kolorowe łódki, dryfujące po życiodajnym oceanie. Niebieskooka zamrugała porażona jak kolorowo wyglądało to na tle szarej ulicy.
- Mogę śpiewać? - zapytał w pewnej chwili Harry, na co niebieskooka, nie przenosząc wzroku znad jaśniejącej kałuży, pokiwała głową na znak zgody.
Oczywiście, że ciągle mu nie wybaczyła!...
Po prostu tak bardzo brakowało jej tego lekko zachrypniętego głosu, że nie potrafiła się oprzeć..
Harry zaczął powoli nucić nieznaną jej piosenkę. Śpiewał cicho. Tak, że nikt poza nimi nie mógł tego usłyszeć. Dziewczyna zamknęła oczy rozkoszując się tym, jak jej całe ciało wypełnia się głębokim głosem. Nie zapamiętała, żadnego słowa z piosenki jaką śpiewał. Jego głos wystarczał. Zapełniał całą ciszę w sercu dziewczyny, tak jakby był dokładnie do tego stworzony. Dopiero gdy Harry był w pobliżu pustka wypełniająca ciało czarnowłosej znikała.
I dlatego dziewczyna była tak bardzo zła na bruneta. Nie chciała być od niego zależna. Nie chciała się przyzwyczajać do życia bez tej pustki, kiedy wiedziała, że prędzej czy później i tak nadejdzie.
A to jak uczyła się z nią żyć, zniknęło w jednej chwili, gdy poczuła jak wspaniale jest bez niej. I teraz gdy tylko się pojawiała, Raven nie była w stanie sobie z poradzić z brakiem tego czegoś w jej umyśle, sercu i całej duszy.
Nienawidziła nie móc sobie z czymś radzić...

***

15.09.2013r.
Pięć rozjaśniających mrok skarbów na dziś:
1. Miniaturowe statki na miniaturowym oceanie.
2. Uśmiech słońca między łzami deszczu.
3. Jego wzrok.
4. Jego głos.
5. Jego bicie serca.


No i jak tam, motylki? :>
Jestem po trochę dłuższej przerwie z nowym rozdziałem i szczerze mówiąc według mnie jest okej :) Jak zwykle Wam pozostawiam całkowitą ocenę, ale jestem z niego nawet zadowolona :P
Mam nadzieję, że przez te dwa tygodnie nie zdążyłyście znudzić się moim opowiadaniem i dalej na mnie czekacie? :)
A co tam u Was? Bo u mnie całkiem, całkiem... Dzisiaj byłam na pokazach motorów, wyciągnięta przez przyjaciółkę i nie licząc tego, że bałam się zarówno motocyklistów jak i motrów to było fajnie! :D
Korzystając z okazji chciałam poprosić, (lub zachęcić, jak tam wolicie) żebyście follownęły mnie na tt ;) @blue_rosee <--- klik i jesteście w moim profilu :D Jeśli tylko zapytacie zawsze możecie liczyć na follow back ;D
Noo... i to tyle :) Miłego tygodnia życzę :3
Pozdrawiam, ściskam i całuję.
Wasza Rose.

sobota, 13 kwietnia 2013

Niespodzianka - One Shot "I love you"

Hej... No, więc może zacznę od tego, że niespodzianka miała być wraz z rozdziałem, ale niestety rozdziału nie ma.
Przepraszaprzepraszaprzepraszaprzepraszaprzepraaaaszaaam.
Wybaczycie?? 
Po prostu w tygodniu ciągle sprawdziany i ugh, a teraz jest 00.30 a ja dopiero skończyłam tą głupią rozmowę z cleverbot, bo kolega mi to pokazał i nie potrafiłam od tego odejść przez przeklęte 4 godz....i jutro muszę zrobić tyle rzeczy, że szlak mnie trafia, a jeszcze nie mam kompletnie weny do pisania, a oczy same mi się zamykają i... po prostu przepraszam.

No, a teraz time for niespodzianka xd
Jest to One Shot, który napisałam już trochę dawno i tak sb leżał u mnie na laptopie i w końcu wstawiłam go na próbę, na mojego drugiego bloga i teraz wstawiam tutaj :)
Miłego czytania ;>

One Shot: "I love you"
Paring: Larry Stylinson
Uwagi: Nawet jeśli nie jesteś Larry Shipper możesz spokojnie czytać, nie ma tam nic 18+ ;D Smutnawy taki :<


MUZYKA I
KOCHAM CIĘ.
Dziewięć liter. Trzy sylaby. Dwa słowa.
Dwa pieprzone słowa, które samoistnie wydostały się z moich ust, niszcząc tym samym moje życie.
Nasze życie.
Rozbiły swoim oddźwiękiem nasz malutki świat na tysiące kawałeczków.
Jak teraz je posklejamy, Louis?
Co zamierzasz teraz zrobić?
Teraz, gdy gra dobiegła końca?
Ale zacznijmy od początku. Najlepiej samego początku...

- Idziesz, stary? - zapytał chłopak stojący w progu pokoju lokowatego.
- Już jesteś...- powiedział elokwentnie zielonooki naciągając koszulkę z napisem The Script.
Na ten dzień czekał od ostatnich dwóch miesięcy.
Dzisiaj właśnie miał iść na koncert.
Swój pierwszy koncert w życiu.
Z najlepszym przyjacielem - Tom'em, który teraz przyglądał się z rozbawieniem jak Harry poprawia krótkie loczki.
Czy ten wieczór może być lepszy?
- Wyglądasz jakbyś z podekscytowania miał wybuchnąć - zażartował przyjaciel, wychodząc za Curly'm z jego pokoju i schodząc po schodach.
- Może...- brunet uśmiechnął się szeroko ukazując charakterystyczne u niego dołeczki.
Czuł to specyficzne mrowienie na całym ciele i ściskający się z podekscytowania brzuch. Szczęście, że w końcu zobaczy swoich ulubionych wykonawców przepełniało go od palców u stóp, po końcówki kręconych włosów.

Na hali było bardzo tłoczno. Muzyka dudniła w jego uszach gdy wraz z tłumem śpiewał teksty piosenek. Jego lekko zachrypnięty głos ledwo przebijał się w śród tylu wrzasków. Basy przenikały przez całe ciało, zlewając się biciem serca. To właśnie w takich chwilach czujesz, jak muzyka w tobie ożywa.
Tłum podskakiwał w rytm jednej z jego ulubionych piosenek.
Zamknął oczy oddając się całkowicie chwili. Ciało synchronizowało się z tysiącami po jego bokach, a Harry czuł w tej chwili, że może wszystko. Że może osiągnąć co tylko chce...
Znacie to dziwne uczucie, jakby szósty zmysł? Zwyczajnie czujesz na sobie czyiś wzrok; wypala Twoją skórę i masz wrażenie, że osoba w tej chwili potrafi spojrzeć w głąb ciebie.
Lekko przerażające.
Właśnie to poczuł Harry. Z zamkniętymi oczami, dając się nieść muzyce, czuł na sobie jego wzrok. Zatrzymał się, odwracając dokładnie w jego kierunku, jakby rzeczywiście poczuł, skąd pochodzi spojrzenie.
Delikatne rysy twarzy; długie rzęsy rzucające cień, przez kolorowe światła koncertowe, na lekko zaróżowione policzki; karmelowa grzywka uroczo opadająca na oczy; wąskie, delikatne usta ściśnięte w wąską linię.
Był piękny.
W jednej chwili wszystko pozostało daleko za nim.
Muzyka zagłuszona została przez bicie serca, a obraz rozmazany.
Był tylko nieznajomy chłopak, stojący niczym zjawa pośród tłumu i wpatrujący się dokładnie w Harry'ego.
Ciarki przeszły wzdłuż kręgosłupa szesnastolatka, gdy nawiązał z nieznajomym kontakt wzrokowy.
Lazurowe tęczówki. Tak niezwykłe, głębokie, że brunet momentalnie w nich zatonął.
Nie potrafił złapać oddechu...
Zagłębiał się w nich coraz bardziej i bardziej...
Topił się...
Teraz też tak na mnie patrzysz.
Teraz - w chwili, gdy wszystko zepsułem.
Gdy nie dotrzymałem obietnicy. "Nikt się nie dowie" - tak powiedziałem Ci pewnej nocy.
Kłamałem. Wszyscy się dowiedzieli, Lou. Teraz wszyscy wiedzą, a ty zwyczajnie stoisz i patrzysz na mnie tak jak wtedy, po raz pierwszy.
Ale Twoje tęczówki są lekko zamglone. Tak jakbyś myślami był gdzie indziej.
Gdzie, Loueh?
Może też wspominasz?
Może to, jak wszystko tak na prawdę się między nami zaczęło?
Ale kiedy to było?
Wtedy gdy zobaczyłem Cię po raz drugi w życiu. Podczas drugiego tak ważnego dla mnie zdarzenia...

                                          MUZYKA II

Zielonooki bał się. Nogi miał jak z waty, nie potrafił przejść jednego kroku, a nawet stanie w tej niemiłosiernie długiej kolejce było przerażające. Czemu dał się namówić? Przecież to było oczywiste, że jedynie zbłaźni się idąc do X-Factor'a... A jednak jest tutaj. Wraz ze swoją rodziną.
Nie ma już odwrotu.
Nie może uciec, niezależnie od tego jak bardzo tego pragnie.
Kolejka znowu się poruszyła. Był coraz bliżej. Jeszcze tylko około 20 osób i nadejdzie jego kolej...
- Zraz wracam - wymamrotał niezrozumiale w stronę swojej mamy i czym prędzej oddalił się chwiejnym krokiem, nie chcąc by ta go zatrzymała.
Czuł jak brzuch skręca mu się w sposób od którego brunetowi robiło się słabo. W głowie huczało niemiłosiernie i zwyczajnie był przerażony występem dla tak dużej liczby osób.
Czym prędzej odnalazł męską toaletę, wpadając tam z impetem.
Miał ochotę się rozpłakać. Przecież on nie da sobie rady. Wyjdzie na scenę i zaniemówi. Nie będzie potrafił wydobyć z siebie żadnego słowa - stanie się pośmiewiskiem całej Anglii....
Zjechał plecami po zatrzaśniętych drzwiach, po czym ukrył głowę w roztrzęsionych dłoniach.
Ktoś się poruszył i Curly uświadomił sobie, że nie jest sam.
Powoli podnosił wzrok, tak jakby wiedział, że to co ujrzy odmieni jego przyszłe życie o 180'. I prawdopodobnie był to ponownie szósty zmysł, bo kiedy już jego oczy powędrowały ku górze ujrzał właśnie to czego się spodziewał.
Lazurowe tęczówki.
Te tęczówki, przez które nie spał przez ostatni rok.
Teraz wpatrywały się w niego z zaskoczeniem i czymś jeszcze, czego Harry jeszcze wtedy nie potrafił rozpoznać.
- Oops - wybełkotał, oszołomiony tym jak chłopak znowu genialnie wyglądał- przepraszam ja... ja powinienem zapukać i... eh... dobrze, że no wiesz... że skończyłeś- na jego policzki wypłynął momentalnie rumieniec, gdy uświadomił sobie co właśnie powiedział.
- Hi! - odpowiedział nieskrępowany niebieskooki, myjąc ręce - czy my... czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy?- przekrzywił słodko głowę, przyglądając się Harry'emu.
I chociaż nigdy już później się do tego nie przyznał, tak na prawdę tylko udawał, że nie jest pewny skąd zna młodszego chłopaka. Doskonale pamiętał ich spotkanie na koncercie i to jak nie potrafił oderwać wzroku od cudownego chłopaka...
- Ja... chyba... koncert Script'ów?- wymruczał Harry rumieniąc się jeszcze bardziej na to wspomnienie.
Louis pokiwał ze zrozumieniem głową, zakręcając kran i po woli usadawiając się obok lokowatego.
- Jestem Louis - przedstawił się wyciągając rękę w stronę szesnastolatka i uśmiechając się miło.
- Harry - odpowiedział zielonooki, za wszelką cenę starając się nie spojrzeć w oczy starszemu.
- Więc, Harry.... Jeśli zjada cię trema... mogę ci obiecać, że wszystko będzie dobrze. Dasz sobie radę... tylko musisz mi uwierzyć, ok?

Pomogłeś mi wtedy.
Dzięki Tobie dałem radę... Dzięki Tobie jestem gdzie jestem.
I nota bene dzięki Tobie wszystko się zaczęło...
Czy o tym właśnie myślisz?
Ciągle stojąc z mikrofonem zamarłym w dłoni, lekko rozchylonymi wargami i nieobecnym spojrzeniem?
A może wspominasz co innego?
Może wszystkie szczęśliwe chwile, które przeżyliśmy do tej pory?
Boot camp, w którym zaczęliśmy zdawać sobie sprawę z naszych uczuć? Leeds Festival w 2011? Wypad na narty? Nasze potajemne randki? Wymyślne znaki? Spojrzenia? Uśmiechy? Pocałunki za kulisami?
A może myślisz o tych wszystkich momentach, w których się poddawaliśmy?
W których przestawaliśmy wierzyć, że kiedyś będziemy szczęśliwi, mówiliśmy sobie, że lepiej będzie jak z tym skończymy, damy sobie spokój....A to wszystko przez ludzi, którzy nie pojmowali miłości.
Nie pojmowali tego czym siebie darzymy, Loueh.
I nadal nie pojmują.
Nikt nie pojmuje.
I nikt nie pojmie.
Wydaje mi się, że przez te parę minut wszyscy zamarli. Chłopcy patrzą się raz na mnie, raz na ciebie. Gdy podchwytuje spojrzenie jednego z nich widzę jedynie nieme oskarżenie.
Zasługuję na nie.
Nie powinienem. Nie mogę.
Fani nie wiedzą, jak zareagować. Niektórzy płaczą ze szczęścia... przynajmniej tak mi się wydaje.
Jednak większość z nich jedynie stoi, nie wiedząc co zrobić. Śmiać się? Czy to był tylko żart?
Nie.
Ale może powinniśmy obrócić to w dowcip? Kolejny wygłup kumpli.... Przecież już tak robiliśmy.
Daj mi tylko jakiś znak, a zacznę się jak zwykle śmiać i wygłupiać. Wtedy wszystko odkręcimy i będziemy mogli dalej żyć razem, w cieniu tego wszystkiego.
Nasza miłość pozostanie zignorowana...
Znowu.
Tylko daj mi ten przeklęty znak. Czemu tego nie zrobisz?

MUZYKA III

Tak na prawdę ta sytuacja trwa parę minut... Może nawet sekund. Obrazy przelatują przez moją głowę, kiedy Ty ciągle nic nie robisz. Zamykam oczy, tracąc nadzieję. To Twoja odpowiedź, prawda? Milczenie - tak jak milczeliśmy przez te lata.
Przecież za minutę któryś z chłopaków wszystko naprawi opowiadając jakiś kawał, a ja po koncercie będę Cię przepraszał, aż nie zmiękniesz i mi wybaczysz. A wtedy będziemy chwilowo szczęśliwi w naszym nieszczęściu... Nie wszystko stracone. Bo przecież tego chcemy...
I nagle coś jakby obezwładniający huk.
To Twój głos. Tylko tyle do mnie dociera w pierwszym momencie.
Następnie docierają do mnie słowa, które wypowiedziałeś.
Odbijają się głuchym echem w mojej głowie, dopóki nie zrozumiem ich sensu.
TEŻ CIĘ KOCHAM.
Dwanaście liter. Cztery sylaby. Trzy słowa.
Słowa, które zmienią wszystko.
Przekonamy się, czy na dobre - czy złe.
Czy zdołamy dzięki nim wszystko posklejać?
Czy może przez nie, odłamki naszego małego świata zostaną doszczętnie zniszczone, nie pozostawiając nam już nawet nadziei na naprawienie wszystkiego?
Nie wiem.
Patrzę w twoje oczy.
Znowu się w nich zatapiam.
Znowu okrzyki tłumu zagłuszone są przez bicie mojego serca, a wszystko inne poza tobą znika.
Widzę twoją niepewność.
Ty również nie wiesz. Nie wiesz co będzie dalej, ale to nic złego. Nasze życie zawsze było jedną wielką niewiadomą.
Zaraz potem jednak niepewność w Twoich oczach znika, zastąpiona przez szczęście.
Jesteś teraz szczęśliwy, Lou?
Podchodzisz bliżej. Zmniejszasz odległość pomiędzy nami, a tym razem to ja nie wiem co powinienem zrobić, więc zwyczajnie stoję, nie odwracając wzroku od lazurowych tęczówek, które przez te trzy lata były dla mnie ostoją.
Łapiesz mnie za rękę.
Splątujesz nasze palce ze sobą, uśmiechając się przy tym, tak jak kocham.
Kocham Twój uśmiech, Loueh.
Podnosisz nasze splecione palce ku górze i wiem, że już nie puścisz mojej ręki.
Zawsze ją trzymałeś... Tylko ja nie mogłem tego poczuć.
Krzyk na sali jest większy niż kiedykolwiek. Nawet moje serce nie jest w stanie go zagłuszyć...
Czy to dobry znak?
Teraz będzie wszystko dobrze?
Będziemy szczęśliwi razem, mogąc budzić się codziennie w swoich ramionach, tak jak marzyliśmy o tym przez cały czas?

Napotykam wzrok Liam'a. Widzę jego niepokój.
On wie. On wie, że nam na to nie pozwolą.

Odwracam wzrok.
Nigdy nie będzie dobrze.
Na kopule naszego małego świata zawsze pozostaną zadane nam ciosy, chociażby sklejali ją tysiąc razy.
A teraz... czy możemy być pewni, że nikt nie zabierze nam naszego świata?
 Zabłąkana łza spływa po moim policzku, a Ty ścierasz ją kciukiem drugiej ręki i opuszczasz nasze splątane palce, jednak ciągle mocno i pewnie trzymasz moją dłoń.
Twoje oczy ciągle są wesołe.
To boli. Boli mnie to, jak niewinny jesteś w tej chwili. Nie zdajesz sobie sprawy z tego co Oni teraz zrobią. Nie zostawią nas w spokoju, Tommo. Kochają nas krzywdzić.
Gra dobiegła końca, ale przedstawienie trwa dalej...
Pochylasz się i delikatnie łączysz ze sobą nasze wargi. Jedną dłonią gładzisz mój rozgrzany policzek, po którym spływają kolejne łzy. Całujesz mnie delikatnie, zapewniając, że wszystko będzie dobrze.
Nie będzie.
Tak właśnie napisana jest nasza historia, kochanie. Nie zależnie od tego co zrobimy, nie skończy się dobrze.
Nasza miłość jest najpiękniejsza ze wszystkich, bo tragiczna.
My jesteśmy bohaterami tragicznymi, Loueh.

Okey i może jeszcze od razu wyjaśnię:
Tak, jestem Larry Shipper.
Tak, piszę opowiadanie, w którym Harry interesuję się dziewczyną.
Czemu?
Ogólnie rzecz biorąc pomysł na to opowiadanie powstał kiedy to jeszcze nie shippowałam Larry'ego. Poza tym osobiście przyjmuję, iż Hazza jest biseksualistą, więc może kochać równie dziewczynę co i chłopaka. Do tego jest to jedynie fan fiction. To tak jak z Laniell. To normalne, że kibicujecie ich związkowi, bo jesteście Diectioners (chyba, że któraś z Was jest Ziam lub Niam Shipper), a jednak czytacie opowiadania gdzie Li jest z inną dziewczyną, nie Daniell :) To samo jest tutaj - Harry w opowiadaniu nie jest dla mnie równoważny z Harry'm z 1D ;)
I to tyle.
Jeszcze raz bardzo Was przepraszam, proszę postarajcie się mnie zrozumieć.
Kocham Was <3
Pozdrawiam, ściskam i całuję ;3
Wasza Rose.

sobota, 6 kwietnia 2013

14." To on jest powodem tego wszystkiego..."

Rozdział chciałam dedykować wszystkim kochanym osóbkom, które są i mnie wspierają. Tak samo jak tym, które po prostu od czasu do czasu piszą "Hej, co u cb?". Dziękuję :)

Czarnowłosa siedziała w ciszy upajając się widokiem drobnych kropel uderzających o parapet i rozbijających się na małe strumyki, skręcające w różne strony w znanym tylko im tańcu. Słońce schowało się za nabrzmiałe chmury pozostawiając Londyn w szarości.
Przez rozszczelnione okno wdzierał się zapach mokrych liści, charakterystyczny dla tej pory roku. Raven nabrała głęboko powietrza, mrużąc przy tym powieki. Przeczesała pofalowane włosy szczupłymi palcami, zdając sobie sprawę z tego, że znowu o Nim myśli.
Harry siedział w jej głowie od ich ostatniego spotkania, kiedy... stało się coś co stać się nie powinno.
Chwila omamienia, którą Raven pamiętała jak przez mgłę. Słowa piosenki śpiewane przez zielonookiego, a potem delikatne złączenie ich warg ze sobą.
Bo właściwie nie powinno nazywać się tego pocałunkiem. Nie był to przekaz jakichkolwiek głębszych uczuć. Nie było to też, oczywiście obojętne i nieważne.
Coś jak powiedzenie "Jestem przy tobie, pomogę ci." - tylko bez użycia słów.
I może dlatego Raven poczuła się tak bardzo oszukana, gdy przez następne pięć dni Harry nie zjawił się? Nie był przy niej i nie pomógł jej... chociaż obiecał. Bez słów - ale obiecał.
Ciemnowłosa otworzyła zielony zeszyt, przejeżdżając opuszkami palców po swoich ostatnich wpisach.


10.09.2013r.
Od wczoraj nie potrafię pozbyć się pustki wypełniającej moje ciało.
Tak jakby kawałeczek mojej duszy zniknął. Wyparował sprawiając, że cierpię, choć nie powinnam.
Czemu tak się dzieje?

11.09.2013r.
Londyn całkowicie pokrył się w kolorowych liściach, mieniących się od osiadłych kropel deszczu.
Mówiłam już, że jesień jest moją ulubioną porą roku? A ta przyszła wyjątkowo wcześnie.
Szkoda tylko, że nawet złote słońce oświetlające mokre ulice, nie cieszy mnie tak jak powinno.Ciągle go nie ma. 
To on jest powodem pustki w sercu. To on jest powodem tego wszystkiego...

12.09.2013r.
Lucy udaje, że parę dni temu nic się nie wydarzyło. Zaprzestała starań wyjaśnienia powodów jej snu i zwyczajnie zapomniała.
To dobrze.
Nie chcę wiedzieć. Im mniej ludzie wiedzą o sobie na wzajem tym lepiej.... Prawda?
Deszcz znowu rozgościł się w mieście. Pani Agnes mówi, że ma tak zostać do końca tygodnia, albo i dłużej.
Deszcz również lubię.
Potrafi być spokojny i kojący, swym bębnieniem usypiając nocą.
Jest życiodajny. Może być zbawieniem, czymś wyczekiwanym i utęsknionym.
Ale potrafi również być nieprzewidywalny. Groźny, zimny i niszczycielski.
Dokładnie tak, jak człowiek.
Przez pogodę nie wychodzę ostatnio na dach budynku. Dni spędzam w łóżku, patrząc na wolno spływające krople po szybie okna, lub na zajęciach.
Mam nową panią. Pan Hans-Wiem-Wszystko-Najlepiej odszedł tłumacząc wzgląd na własne zdrowie. Ciągle nie wiem czy na myśli miał fizyczne, czy psychiczne.
Kobieta, która teraz mnie uczy (a przynajmniej się stara) nie wyróżnia się niczym.
Dosłownie - ubiera się przeciętnie, mówi przeciętnie, wygląda przeciętnie... nawet pismo ma przeciętne.
I okey... działa mi to na nerwy.
Staram się nie myśleć o Harrym.
Tak, właśnie napisałam jego imię, choć wcześniej podświadomie wolałam tego uniknąć. Ale przyznaję - to o Harry'm myślałam przez te dni.
Bo to Harry najpierw magicznie zjawia się w moim życiu niszcząc wszystko co tak długo budowałam, by zwyczajnie bez słowa pożegnania odejść... zabierając ze sobą cząstkę mnie.

13.09.2013r.
Nie ma go już prawie tydzień.
Nie wiem czy jestem zła, przygnębiona czy zadowolona z tego powodu. Okey, może nieraz mówiłam, że lepiej jak odejdzie.... Ale czy rzeczywiście jest lepiej?
Powinno.
Powinnam nie myśleć o intrygujących iskierkach w tych zielonych oczach.
Powinnam nie myśleć o debilnym uśmiechu, który nie zmienił się przez tyle lat.
Powinnam zapomnieć o tym, że kiedykolwiek pojawił się przy moim łóżku, patrząc na mnie tak... wyjątkowo.
I stanowczo nie powinnam przez cały czas wyglądać go zza okna.
Po prostu....... nie zawsze robię to co należy.
Ale teraz chyba nie mam wyboru.
Nie ma go cztery dni. I widocznie tak właśnie musi być.

Dziewczyna zacisnęła nieświadomie zęby, gdy w skupieniu zaczęła kreślić pochyłe cyferki w górnym rogu, następnej kartki. Deszcz padał coraz mocniej. Niebo lekko pociemniało, a z oddali zaczęły dochodzić pierwsze odgłosy zbliżającej się burzy.

14.09.2013r.
Nie potrzebuję go.
Wręcz przeciwnie.
Lepiej, że odszedł. Nawet jeśli to okropne uczucie opuszczenia zagnieździło się w moim ciele - nie chcę już, żeby je zastąpił.
Wszystko jego wina.
Zaufałam mu bardziej niż innym, bo zapamiętałam go takim jakim był kiedyś. Sądziłam, że się nie zmieni - a jednak. Nie wzięłam pod uwagę faktu, że jest tylko człowiekiem. A ludzie zawsze się zmieniają.
Teraz mam po prostu nauczkę. Nie na darmo jestem jaka jestem. Przez chwilę zaczęłam powracać do dawnej postaci i co z tego wyszło?
Obiecał... i zawiódł mnie.
I to po raz kolejny...
***
Chłopak czym prędzej opuścił lotnisko, żegnając się z przyjaciółmi i wsiadając do swojego samochodu, który znalazł się tu za prośbą ich menadżera.
Deszcz padał z każdą chwilą coraz mocniej, gdy jechał przez puste ulice. Wszyscy w Londynie pochowali się w domach, z kubkiem herbaty w dłoni, pogrążeni we własnych myślach.
Jego myśli w tej chwili szalały, pustosząc przy tym umysł, osiemnastolatka. Zastanawiał się, jak Raven zareagowała na jego nieobecność przez te ostatnie dni. Czy w ogóle o nim myślała? Jeśli tak co myśli o chłopaku teraz?
A może za dużo sobie wyobraża... może dziewczyna nawet nie przejęła się jego nagłym zniknięciem?

W samochodzie panowała cisza mącona jedynie dudnieniem kropli deszczu o przednią szybę samochodu, oraz jego niespokojnymi oddechami.
Nagle, coś krótko piknęło pod maską i auto po woli zaczęło się zatrzymywać. Harry nacisnął parę razy pedał gazu, jednak na marne. Zjechał, a raczej doczołgał się samochodem na pobocze i zgasił silnik.
Przeklął pod nosem patrząc na duże krople deszczu siarczyście spływające po przedniej szybie.
Wyjął telefon, by zadzwonić po taksówkę, jednak jedynie ze zdenerwowaniem odrzucił go na fotel pasażera, uświadamiając sobie, że bateria jest wyczerpana.
- Po prostu świetnie - mruknął pod nosem, zamykając na moment oczy by się uspokoić.
Złapał się za włosy, biorąc głęboki oddech i zbierając myśli. Spróbował ponownie odpalić pojazd, jednak nic to nie dało. Zrezygnowany, spojrzał raz jeszcze na widok za okiem, po czym zapinając szczelniej bluzę otworzył drzwiczki auta.
Wzdrygnął się, gdy zimne krople zaczęły przesiąkać materiał ubrania... Teraz wiedział, że powinien założyć kurtkę...
Jednym szybkim spojrzeniem zlustrował urządzenia pod otwartą maską pojazdu. Nigdy nie był dopbry w te klocki.
Westchnąwszy, opuścił klapę i szybkim krokiem zaczął kierować się w stronę sierocińca.

Kiedy paręnaście minut, kilkadziesiąt przekleństw i  trzy ulicę później przechodził przez drzwi, był przemoknięty do suchej nitki. Jego loki w tej chwili, przyklejone były do czoła i spływała z nich woda, usta zaciśnięte w cienką linię były bardziej niż sine, a całe jego ciała trzęsło się niczym galareta.
I jednym słowem wyglądał bardziej niż żałośnie....
***
- Raven... czemu nic nie narysowałaś?
Dziewczyna tylko przewróciła oczami, nawet nie zadając sobie trudności spojrzenia na doktor Stand.
Serio, jakby ją to obchodziło... W ogóle po co ta cała szopka, zwana potocznie "terapią grupową"? Raven nie rozumiała, tak wielkiego znaczenia prac plastycznych co wszyscy w koło jej.
Każdy coś rysował, malował, lub ugniatał z modeliny. Jedynie niebieskooka siedziała zgarbiona, przy jednym ze stołów i tępo wpatrywała się w białą kartkę przed sobą.
- Poprzez prace ręczne jesteśmy w stanie oddać własne uczucia. Narysuj to co czujesz - poleciła kobieta, patrząc wyczekująco na ciemnowłosą.
Dziewczyna popatrzyła z lekceważeniem na wychowawczynię, biorąc do ręki papier i drąc go na tysiące małych kawałeczków, które powoli zaczęły opadać na podłogę, zataczając przy tym małe obroty w okół własnej osi.
Już miała wstać i udać się z powrotem do pokoju, kiedy zauważyła jak drzwi od sali otwierają się, a zza nich wyłania się nieśmiało sylwetka chłopaka.
Serce czarnowłosej zamarło, by po sekundzie zacząć bić tysiąc razy na minutę. Poczuła suchość w ustach i mimowolnie z powrotem opadła na krzesło nie spuszczając wzroku z bruneta.
Cholera.
Z Harry'ego woda ściekała strumieniami i wyglądał co najmniej śmiesznie z rozbieganymi oczami i włosami w kompletnym nieładzie, trzęsąc się lekko z ziemna.
Kiedy chłopak wszedł już do pomieszczenia, Raven zauważyła wchodzącą za nim Lucy. Blondynka uśmiechnęła się do niej niewinnie, na co niebieskooka zgromiła ją momentalnie mrożącym krew w żyłach spojrzeniem.
Jej tęczówki przeniosły się na niechcianego gościa i wtedy właśnie ich spojrzenia skrzyżowały się, a dziewczyna mogła przysiąc, że w całym pomieszczeniu atmosfera stała się cięższa o co najmniej sto kilogramów.
Czy zawsze Raven musi mieć tak wielkiego pecha?!
Co najdziwniejsze, nikt zdawał się nie zauważać jednego z pięciu bożyszczy nastolatek w pomieszczeniu. Może wszyscy byli zbyt pochłonięci swoimi pracami.... a może po prostu nie poznali chłopaka, gdy z jego charakterystycznych loków, ciurkiem ciekła woda, idealny uśmiech zastąpiony był nerwowym uśmieszkiem, a nienaganne ubranie w tej chwili przypominało wyjęte prosto z pralki.
Po woli zaczął kierować się w stronę stanowiska Raven, po drodze zabierając kawałek rozrobionej modeliny.
Usiadł na miejscu obok dziewczyny, starając się nie patrzeć jej w oczy. Wiedział, że słowa nic tu nie dadzą. Wiedział też, że dziewczyna najprawdopodobniej jest na niego zła. I teraz już wiedział co zrobić.
Raven przyglądała się ze skupieniem, jak Harry obraca sprawnie, w smukłych dłoniach modelinę, kreując ją na kształt pluszowego misia, po czym biorąc patyczek ryje w nim po kolei każdą literkę, na brzuszku modelinowego stworzonka.
Wybaczysz?
Chłopak wpatrywał się w szaro-niebieskie oczy Raven, szukając w nich jakiejkolwiek odpowiedzi. Ciemnowłosa wytrzymała spojrzenie, w końcu biorąc pracę Curly'ego i bez zawahania waląc w nią pięścią. Ta rozpłaszczyła się na blacie stolika, na co chłopak skrzywił się nieznacznie, zaś niebieskooka uśmiechnęła się pod nosem.
Harry westchnął patrząc z powrotem na młodszą dziewczynę. Okey... na pewno była na niego zła.
- Na prawdę mi przykro. Nie przychodziłem, bo nie mogłem... Zrozum. Obowiązki i tak dalej. Uwierz, że nie było mi łatwo. Nie chciałem tam jechać, ale musiałem. Inaczej zapewne Paul skopał by mi dupę, zresztą gdyby mnie tam nie było chłopcy nie mogliby dokończyć scen do filmu i...- chłopak wyrzucał z siebie słowa jedno po drugim, szczękając przy tym zębami. Ciągle było mu strasznie zimno, ale nie to było teraz ważne.
Raven przewróciła oczami, dokładając rękę do nie zamykających się ust Harry'ego, tym samym uciszając go. Nie wyrażając żadnych emocji wstała i wolno skierowała się w stronę drzwi. Harry momentalnie podążył za nią, jak się okazało, do jej pokoju...

Proszę nie zabijajcie mnie za skończenie w tym momencie xD
Przepraszam.... ale jest już w pół do trzeciej, a ja mam jutro dużo do zrobienia, więc stwierdziłam, że dalszą część opiszę w następnym rozdziale :D
Z rozdziału jestem właściwie dość zadowolona. Zresztą - Wam pozostawiam opinię :)
Jeśli są jakiekolwiek błędy - przepraszam :)
I jeszcze powiem Wam, że jeśli będziecie tak ładnie komentować jak ostatnio to mam dla Was taką małą niespodziankę. Nie wiem, czy jakoś bardzo udaną xD Po prostu niespodziankę :>
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.