sobota, 26 stycznia 2013

5. "Ostatnio jakoś bardziej tęsknie"


                                                                      Muzyka :)
Dziewczyna idzie z rodzicami przez ruchliwą ulicę Manchester'u. Jest już późny wieczór. Od kiedy wczoraj się wprowadzili, czarnowłosa ani razu się jeszcze szczerze nie uśmiechnęła. Stać ją jedynie na sztuczne zadowolenie, z okazji urodzin mamy. Teraz wracają z restauracji, gdzie świętowali tą uroczystość. Rodzice gawędzą między sobą o nowym domu, pracy i innych rzeczach, których dziewczyna ma szczerze dość. Skręcają w boczną uliczkę i trafiają w ten sposób na mniej zaludnioną dzielnicę. Jedynym źródłem światła są rzadko ustawione latarnie. Nawet księżyc schował się za głęboką warstwą chmur, nie chcąc oglądać tego, co ma wydarzyć się za parę chwil....
***
Raven budzi się cała zlana potem. Chwilę musi odczekać, aby uświadomić sobie, że to był tylko sen.
Tylko kolejny sen...
Psikus wyobraźni...
Jedno i to samo prześladujące ją wspomnienie...
Księżyc w pełni króluje na niebie, a potężne krople deszczu bębnią o parapet okna, nadając sercu ciemnowłosej coraz spokojniejszy ton. Kiedy oddech całkowicie już powraca do normy, dziewczyna z powrotem układa się na łóżku, lecz nie jak na złość nie może zasnąć. Błądzi znudzonym wzrokiem po pokoju, wystukując rytm kropel deszczu na lewym nadgarstku. Lucy śpi, co pewien czas mamrocząc zrozumiałe tylko dla niej słowa. W końcu dziewczyna poddaje się i sięga po zeszyt wraz z długopisem, leżące na szafce. Światło księżyca jest na tyle mocne, że bez problemu zapisuje kolejne wyrazy...

31.08.2013r. 01.09.2013r.
Zapomniałam, że już po 24.00... mamy nowy dzień. Uhuu... 
Nie pisałam trzy dni, bo... Bo tak.
Doktor Stad i tak mnie nie sprawdza czy piszę, czy nie, więc co za różnica?
Ale teraz pewnie myślisz (zakładając oczywiście, że w ogóle myślisz) "W takim razie czemu wróciłaś?".
Odpowiedź jest dość krótka: nie wiem.
Ale skoro już zaczęłam pisać to skończę.
Co się działo u mnie przez te 3 dni?
 Doktor Stand stwierdziła, że idziemy w dobrym kierunku, jednak wystarczy tylko czekać. Nie sądzę, żeby cokolwiek się zmieniło, ale cóż... czekać to czekać.
Co do Lucy, incydent z przytulaniem jak na razie się jeszcze nie powtórzył, co bardzo mnie cieszy. 
Jednak to drobne stworzonko dalej stanowi dla mnie tajemnice, co nie powiem- okropnie działa mi na nerwy. Nie cierpię wręcz, uczucia nieświadomości. Czuję wtedy, że ktoś ma nade mną władzę. Irytuje mnie jej cały sposób bycia. Uśmiecha się jakby to, że jest w sierocińcu było najlepszym co ją w życiu spotkało. Jeszcze w dodatku te jej dziwne nawyki. Codziennie wieczorem klęczy przed łóżkiem jak do modlitwy zapisując coś w swoim zeszycie. Nie wiem skąd jej się to wzięło i zupełnie jej nie rozumiem. Jeszcze ten tajemniczy przedmiot, który ukrywa w szafce. Codziennie po zapisaniu czegoś w swoim zeszycie wyciąga to "coś" i się temu przygląda.
Intryguje mnie, ale za razem te wszystkie jej tajemnicze zachowania przeraźliwie mnie drażnią...
A, jest jeszcze coś..
Ostatnio jakoś bardziej tęsknie.
Nie wiem tylko jeszcze za czym...
Chyba po prostu za życiem.

***

Brunet siedział przed zimną już kawą i nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w obraz za oknem. Od kiedy dwa dni temu występowali w sierocińcu, nie mógł myśleć o niczym innym, niż ona... Coś mówiło mu, że to naprawdę była Raven...Z drugiej strony wiedział, że to nie możliwe. Pamiętał dobrze, jak zaraz po przesłuchaniu nie mógł się do niej dodzwonić.. Pamiętał te długie dni i noce, spędzone w nieświadomości, czemu nie odpisuje mu na Twitterze i Facebooku....
Ale najbardziej pamiętał tą chwilę, w której jego matka powiedziała mu o tym, że Raven nie żyje...
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk dzwonka do drzwi. Poprawił niesforne loki i powolnym krokiem skierował się w stronę wejścia. Lekko zdziwił się, kiedy po drugiej stronie zobaczył uśmiechniętego przyjaciela, w bluzce w paski.
- Gotowy?- Lou darował sobie zbędne słowa przywitania i przecisnął się pomiędzy futryną, a przyjacielem.
- Ale na co?
- Jest już po 11.00. Mieliśmy dzisiaj z chłopakami zająć się Lux.*
- Ah... zapomniałem...- odpowiedział osiemnastolatek, przeczesując lekko przetłuszczone już włosy.
Louis przyjrzał się uważnie przyjacielowi. Widząc cienie pod oczami i nieobecne spojrzenie, westchnął bezradnie i wyciągnął z kieszeni czerwonych spodni, telefon komórkowy. Powiadomił Liam'a żeby sami zajęli się dzieckiem, po czym skierował się w kierunku sypialni Loczka, do której przed minutą powędrował chłopak. Harry leżał na niezasłanym łóżku patrząc się w biały sufit. Przez zasłonięte rolety światło ledwo dostawało się do środka. W pokoju panował lekki bałagan. Na podłodze gdzie-niegdzie leżały kupki ubrań, a na małym stoliku, pod oknem w równych rzędach kubki po kawie.
- Harry... powiesz w końcu co się dzieje?
Pasiasty usiadł na łóżku obok przyjaciela, na co tamten zmienił pozycję na siedzącą i przez chwilę nie mówił nic, tylko bawił się własnymi palcami.
- Lou... w tym rzecz, że... nic.. właściwie to nic się nie stało- powiedział, nie patrząc na chłopaka.
- Jakby nic się nie stało, nie zapomniał byś o swojej małej ulubienicy... Jakby nic się nie stało, nie chodziłbyś przez ostatnie dwa dni jak żywy trup... Jakby nic się nie stało, to bym się nie zapytał...
- To była Raven!- Harry przerwał brunetowi, zrywając się przy tym na równe nogi i przeczesując nerwowo włosy- to była ona Lou... To była ona...
Stanął na środku pokoju, patrząc na przyjaciela z żalem. Oddychał ciężko i nierówno. Nigdy nie był tak rozdarty jak przez ostatnie dwa dni. Nigdy nie czuł tak wielkiej pustki w środku. Świadomość, że dziewczyna, którą kochał... a może nawet kocha do dzisiaj, żyje sprawiała, że Harry nie potrafił normalnie funkcjonować. Niepewność zabijała go od środka, a za razem strach przed tym, że nadzieja może okazać się złudna był zbyt wielki, by cokolwiek zrobić.
- Spokojnie Harry... Spokojnie...- Louis złapał zielonookiego za ramiona, zwracając na siebie jego uwagę.
Dopiero w tej chwili lokowaty zorientował się, że cały drży.  Wziął parę głębokich wdechów, po czym spojrzał na Pasiastego zaszklonymi lekko oczami.
- Harry...- Louis starał się odnaleźć w oczach przyjaciela, jakąkolwiek wskazówkę, która pozwoliłaby mu pomóc Loczkowi...- chodź do kuchni... Zjesz coś może, uspokoisz się i porozmawiamy... dobrze?
Zielonooki pokiwał głową na zgodę, po czym razem skierowali się do pomieszczenia.
~~ pół godziny później~~
- Harry... musisz sobie to uświadomić. Ona NIE ŻYJE. Umarła, Harreh.... Nie możliwością jest żeby wzywała cię zza grobu, prawda?- Louis starał mówić się spokojnie, ale dobitnie. Teraz, kiedy wiedział już co martwi przyjaciela musiał wybrać najbardziej racjonalne wyjście z sytuacji. Chciał lokowatego przyjaciela jak najlepiej i czuł się za niego w jakiś pokręcony sposób odpowiedzialny.
- Wiem... Ale mam coraz większe wątpliwości. Gdybym był chociaż na pogrzebie, miałbym pewność, że to już na prawdę koniec. Jednak dowiedziałem się już po fakcie... Ja nawet nie wiem gdzie jest jej grób... Wszystko potoczyło się tak jakby wyparowała. Ostatnie lata były jedną wielką pogonią za sławą. Nie zauważyłem kiedy minął cały ten czas. Teraz kiedy usłyszałem jak mnie woła, dopiero uświadomiłem sobie, że jej nie ma. Że ona wcale nie czeka na mnie w Holmes Chapel- chłopak przetarł dłońmi zmęczoną twarz. Poczuł ulgę kiedy opowiedział wszystko przyjacielowi. Jednak nie pomogło to pozbyć się przeczucia, które prześladowało go od występu.
Wiedział, że najlepiej byłoby odpuścić. Pogodzić się z faktem, że ciemnowłosa odeszła. I tak właśnie chciał zrobić. Jednak jakaś jego cząstka nie potrafiła się z tym pogodzić. Gdzieś w głębi serca wiedział, że to był głos Raven.
Jego Raven.
Raven, która go wołała... która go potrzebuje...

* Lux Atkin- córka stylistki One Direction 
Hello!!!
I jak tam Motylki? :D
Po pierwsze i najważniejsze... chciałam Wam ogromnie podziękować za komentarze pod poprzednim rozdziałem!!!! Wiedziałam, że sobie poradzicie, a jednak czytając to wszystko czułam... Nie potrafię tego opisać :D Musicie sobie wyobrazić jak się czułam. I to wszystko dzięki Wam. Dzięki paru słowom wpisanym w okienko komentarza.
Dziękuję też za ponad 3400 wyświetleń :') Może dla niektórych to nie jest dużo, ale jednak, dla mnie każde wejście się liczy.
Dzięki Wam robię, to co robię :>
A tak btw. uczestniczyłyście w akcji  19-21? :) Ja specjalnie ogarnęłam Twittera i oczywiście tweetowałam all day, all night xD Nawet w szkole... ^^
No i skoro już mam tego Twittra to Wam podam xD
@blue_rosee   <--- it's me!! :D Nie spodziewałybyście się takiej nazwy, nie? :D
I jak coś to piszcie do mnie śmiało na TT, czy tam na GG :)
Bardzo chętnie z Wami pogadam, więc jakby się Wam, Motylki, nudziło to pisać ;)

Jeszcze ze spraw organizacyjnych, to tyle, że dodałam ankietę, więc klikajcie :3
No i to by było już wszystko ode mnie :)
Dacie radę pobić te 22 komentarze? ^^

Liczę na Was! :D
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.
Ps. Tak skoro już w rozdziale było wspomniane o Lux to walnę tutaj zdjęcia najszczęśliwszego dziecka na Ziemi xD Ostatnio mam na nią lekką "fazę" :D No, ale jak można jej nie kochać?!

środa, 16 stycznia 2013

4. "To nie powinno tak być.."

                                                                    Mjuzik ;3
Raven kręciła się na łóżku, błądząc gdzieś na granicy snu i jawy. Ciągle leżała na podłodze sali gimnastycznej, przyciśnięta ciężarem sukienki. Ciągle widziała Harrego, który z każdą sekundą może odejść i dalej nabierała powietrza, by zrobić coś co odmieni jej życie o 180 stopni...
***
- To była już ostatnia piosenka na dzisiaj...
Po sali w sierocińcu rozszedł się pomruk niezadowolenia. Pani Finc podziękowała jeszcze raz menadżerowi One Direction, z którym rozmawiała przez cały czas występu i nadszedł czas na pożegnanie.
- Miło było dla was występować!- Liam Payne, przez wszystkich zwany Daddy Direction podziękował skromnej publiczności i wraz ze swoimi przyjaciółmi, zaczął kierować się w stronę wyjścia z sali. 
Zaraz za nim szedł uśmiechnięty brunet, o kręconych włosach i przenikliwych zielonych oczach. Kiedy wycofali się już i przeszli na korytarz, mogli nareszcie trochę ochłonąć. Uśmiechali się do siebie, gratulując w myślach udanego występu.
- Haaarryyyy!!!!
W jednej chwili butelka, którą trzymał w dłoniach zielonooki, wyślizgnęła się na podłogę, tworząc małą rzekę wody mineralnej.

***
Dziewczyna zerwała się do pozycji siedzącej  i zaczęła krztusić się własnym krzykiem. Czuła jak jej gardło rozrywa miliard niewidzialnych sztyletów. 
Zrobiła to.
Wydobyła z siebie jakiś dźwięk. A nawet, więcej. Wykrzyczała coś co cisnęło jej się na usta, za każdym razem gdy przywoływała wspomnienia.
***
Znał ten głos.
Nawet więcej niż znał.
Codziennie słyszał go w swoich snach, ale teraz był zbyt wyraźny, jak na marę senną.
Nawet nie zorientował się, gdy biegł w kierunku, z którego doszedł go krzyk. Z każdą chwilą jego serce biło coraz szybciej. Do uszu przestały dolatywać mu nawoływania przyjaciół, których zostawił dawno za sobą w odmęcie korytarzy. Był niemal pewny, że to ona. Że nareszcie ją zobaczy. Zarazem całe zajście było tak niedorzeczne, że z każdą sekundą coraz bardziej bał się, że to tylko umysł spłatał mu okrutnego figla. Słyszał jak ktoś wyraźnie się krztusi. Starał się namierzyć, skąd pochodzą odgłosy. Zaczął biec coraz szybciej, bojąc się, że wszystko może ucichnąć. Po chwili wiedział już skąd pochodzi głos.
Drzwi na końcu korytarza.
Nie minęły dwie sekundy, a był już przed nimi. Słyszał wyraźnie, że ktoś jest w środku. Obecność w pomieszczeniu zdradzały głośne oddechy, jak po przebiegnięciu maratonu. Ciągle był przekonany kogo zobaczy w środku. To musiała być ona. Tylko jej głos sprawiał, że Harryego przechodziło tysiące ciarek na plecach. Rozpoznałby go wszędzie i rozpoznał i tutaj.
Jeszcze nigdy ręce tak mu się nie trzęsły. Z trudnością objął dłonią metalową klamkę i bardzo powoli zaczął na nią naciskać.
Nagle poczuł, że coś jest nie tak. Coś, a raczej ktoś odciągał go od drzwi. Otworzył oczy i zaczął się szarpać.
- Co to miało być, Harry?!
Paul.
Ich menadżer i od teraz wróg chłopaka nr 1.
Odciągnął go na bezpieczną odległość od drzwi i nie przestając trzymać za tył marynarki, zaczął mówić.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Zostaliśmy tutaj zaproszeni, by dać tym dzieciakom trochę frajdy, a nie włamywać im się do pokoju!
- Puść mnie! - Harry zaczął od nowa się wyrywać. 
Paul pokiwał z niedowierzaniem głową, jednak nie zdecydował się uwolnić chłopaka. Przez dłuższą chwilę mierzyli się wzrokiem.
- Harry- zaczął spokojnie menadżer- za pół godziny mamy wywiad. Musimy iść. Nie wiem co ci się stało, ale jeżeli znowu coś takiego odwalisz, twoi przyjaciele będą mogli podziękować ci za stratę menadżera.
Brunet wiedział, że Paul nie żartuje. Umowa właśnie im się kończyła, a teraz ich zespół nie mógł sobie pozwolić na choćby krótką przerwę w wywiadach i koncertach. Nie, jeśli chcieli do czegokolwiek dojść w tej branży. Zrezygnowany, powoli zaczął iść w stronę wyjścia budynku. Zaraz obok menadżera, który ciągle dyskretnie trzymał go za marynarkę, bojąc się, że ucieknie.
Przez całą drogę do studia nikt się nie odzywał. Wszyscy zastanawiali się nad dziwnym zachowaniem Harrego, a sam chłopak starał wmówić sobie, że to był tylko kolejny sen. Tylko, tym razem na jawie.
 ***
Jeszcze zanim Raven przestała się krztusić, do jej pokoju wpadła przerażona, a zarazem rozradowana doktor Stand.
- Raven, odezwałaś się! To wielki krok w przód! Teraz............
Reszty słów czarnowłosa już nie usłyszała. Wielki szum w uszach i mroczki przed oczami, były jedynym na czym mogła się skupić. Nie minęła jednak chwila, a nie widziała, jak i nie słyszała nic. 
Na skutek szoku straciła przytomność.
***
Kiedy otworzyła oczy jasne światło, wpadające do pokoju, przez otwarte okno, lekko ją oślepiło. Chwilę zajęło jej uświadamianie sobie, co się stało. Kiedy wszystko sobie przypomniała, jedyne co była w stanie zrobić, to sięgnąć po zeszyt, oraz długopis, leżące na szafce obok łóżka.

29.08.2013r.
Zrobiłam to.
Nie wiem jak do tego doszło.
Ten sen był tak prawdopodobny. Czułam jego obecność. Słyszałam jego głos. Nie mogłam go ponownie stracić.
Nie wiem co teraz będzie. A może to również był sen?
Może wcale nie wykrzyczałam jego imienia, na cały ośrodek?
Mam taką nadzieję. Boję się sprawdzić, co się stanie gdy otworze usta. Czy wyjdą z nich jakieś słowa?
Chyba wolę się nie przekonywać. I tak już za wiele pytań kłębi się w mojej głowie.
Boże, ręce trzęsą mi się tak, że ledwo trzymam długopis.
Boje się.
Nie wiem czego, ale się boję.
Nie wiem też co powinnam teraz zrobić, jak się zachować.?
Ten sen nie był przypadkiem. Ja go widziałam. To on sprawił, że po dwóch latach milczenia, ja...... ja znowu się odezwałam.
Tak bardzo chcę aby sen był prawdą. Abym mogła go zobaczyć, poczuć, dotknąć.
Ja go ciągle 

Długopis zastygł jej w dłoni, gdy poczuła czyjś ciepły oddech na swoim policzku. Lucy wgramoliła się nieporadnie na łóżko Raven i siedziała teraz na wprost niej, patrząc przenikliwie w jej szaro-błękitne tęczówki. Ciemnowłosa była tak oszołomiona jej zachowaniem, że nie potrafiła wykonać najmniejszego ruchu.
- Jestem z ciebie dumna, Raven...- wyszeptała dziewczyna po czym delikatnie ją przytuliła, ścierając wewnętrzną stroną dłoni, łzy spływające po twarzy niebieskookiej.
I właśnie wtedy do Raven dotarła sytuacja, w której się znajduje. Odepchnęła lekko dziewczynę i wyskoczyła z łóżka jak oparzona, z szeroko otwartymi oczami.
"To nie powinno tak być..."- powtarzała sobie w myślach, kręcąc przecząco głową.
To nie powinno tak być!
Wybiegła z pokoju, z wściekłością ocierając pozostałości kropel słonej wody na swojej twarzy.
To nie powinno tak być...
Zatrzymała się w połowie korytarza myśląc co teraz. Nie wiedziała gdzie powinna pójść. Przecież wie jedynie gdzie znajduje się łazienka, gabinet psychologiczny i stołówka...
Gabinet odpadał- nie miała zamiaru patrzeć w tej chwili na tą psychopatyczną psycholog.
W stołówce, na pewno ktoś by ją zauważył...
Te rozmyślenia zajęły jej zaledwie parę sekund, lecz dla niej i tak straciła już zbyt dużo czasu. Czym prędzej puściła się biegiem w stronę łazienki. Kiedy dopadła do drzwi szybkim ruchem, otworzyła je i zatrzasnęła zaraz za sobą, upewniając się, że nikogo nie ma w środku.
Była cała roztrzęsiona. Zdarzenia z przed paru godzin, jak i te sprzed chwili krążyły po jej głowie, niczym poszczególne huragany, niszczące wszystko na swojej drodze.
Wszystko co budowała przez ostatnie dwa lata.
Jakaś wrodzona intuicja podpowiadała jej, że teraz nic nie będzie takie jak dawniej.
Teraz wszystko się zmieni.
Kiedy doktor Stand, już wie już, że Raven "jak chce to potrafi" nie da jej tak łatwo spokoju.
Kiedy Lucy pozwoliła sobie już raz na taki "wybryk" jak zbliżenie się do ciemnowłosej i naruszenie jej bariery obronnej, może chcieć to powtórzyć.
A dziewczyna wiedziała, że nie może do tego dopuścić.
Podeszła do umywalki i oparła się o nią ciężko dysząc. Odkręciła zimną wodę i parę razy opłukała zarumienioną od emocji twarz. Kiedy oddech powrócił do normy, a ręce przestały się już tak bardzo trząść, spojrzała w lustro wiszące przed nią.
Szczerze przeraziło ją to co, a raczej kogo zobaczyła po drugiej stronie. Dolna warga, dalej lekko jej drżała, a chociaż ślady po łzach w większości były już zmyte, ona dalej czuła ich piekące ścieżki.
Nie pamięta kiedy ostatnio płakała.
Chyba w dzień tragedii.
Potem przysięgła sobie, że będzie twarda. Była twarda...
Tak przynajmniej zawsze jej się zdawało. Teraz patrząc na swoje odbicie, uświadomiła sobie dopiero jak bardzo słaba jest, była i będzie.
Zacisnęła usta w jedną, prostą linię i zamknęła powieki. Poczuła jak jeszcze jedna łza spływa po jej policzku.
Już chciała otrzeć ją wierzchem dłoni i zapomnieć o jej istnieniu, kiedy w ostatniej chwili powstrzymała się i zacisnęła mocniej dłonie, na umywalce.
Czuła jak łza podąża po jej twarzy, tworząc własną, oddzielną trasę, aż w końcu spływa i ginie w głębi odpływu umywalki. Po tej łzie, spłynęła jeszcze jedna. I jeszcze jedna, a za nią kolejna. Paliły jej delikatną skórę, zrobioną jakby z pergaminu, który w tej chwili rozmiękał, jak skorupa, którą utworzyła.
Po 10. łzie otworzyła oczy i znów spojrzała na swoje odbicie. Chociaż obraz tym razem był zamazany, zauważyła w nim dla odróżnienia siebie. Przez chwilę, ułamek sekundy, widziała w swoich oczach prawdziwą Raven, która nie bała się swoich uczuć.
Po chwili jednak, 'stara Raven' ustąpiła miejsca 'teraźniejszej Raven'.
Zebrała od tyłu swoje długie i lekko poplątane teraz włosy i odkręcając zimną wodę, włożyła pod strumień twarz. Zanurzyła ją tylko do połowy, tak że woda nie dostawała się do ust, które mogły pozostać otwarte. Przez chwilę miała problem z oddychaniem. Organizm odruchowo nie pozwalał swobodnie nabierać powietrza, z obawy przed zakrztuszeniem się przez wodę. Po pewnym czasie jednak, zdążyła się przyzwyczaić i choć nie była dobra w rachubie czasu, wiedziała że spędziła nad umywalką bardzo dużo czasu.
Otarła twarz, rogiem swetra i głęboko odetchnęła. Ostatni raz spojrzała w lustro, po czym wycofała się z łazienki.
Tym razem nie biegła, szła spokojnie patrząc prosto przed siebie.
Kiedy weszła do pokoju, zorientowała się dopiero ile czasu spędziła nad umywalką.
Słońce prawie całkowicie już zaszło, pozostawiając w pokoju szarawą poświatę. Lucy nie było w pokoju. Możliwe, że była na kolacji, na której Raven nie miała zamiaru się dzisiaj pojawić.
Usiadła na łóżku, pustym wzrokiem wpatrując się w obraz za oknem.
Mąż Madonny właśnie wchodził do kamienicy. Nawet w pokoju dało się słyszeć radosne powitanie kochającej żony. Piekarz zdążył zamknąć już piekarenkę i odjechać samochodem, co oznaczało że jest już po 18 i utwierdzało, zarazem Raven w swojej teorii, na temat zniknięcia współlokatorki.
Ta dość cicha i oddalona od centrum dzielnica Londynu szykowała się już do snu.
W oddali, kiedy Raven dobrze wytężyła wzrok, dało się zobaczyć, podświetlony już Big Ben.

29.08.2013r. godz. około 18.30
Tak... teraz wiem już co robić.
Nic.

No i witam Was, Motylki, w ten środowy wieczór... a właściwie noc, ale ciii :P
Ta-dam! Pojawiam się wcześniej niż zwykle z nowym rozdziałem! ^^
Szczerze, to nie jestem zadowolona z jego początku, dużo bardziej chyba udała mi się dalsza część :)
Może to dlatego, że początek pisałam już wcześniej... ale nie chce mi się zmieniać :P
A Wy, co myślicie? :>
Raven przemówiła! A raczej wykrzyczała xD
No, ale czy to znaczy, że teraz będzie już gadać jak najęta? Nie wiem, nie wiem ^^
Szczerze mówiąc to, lubię robić Wam lekko na złość, kochane <3 :D
Oczywiście liczę się z Waszym, zdaniem! Ale tak czasem fajnie się z Wami podroczyć <33
A właśnie! Co do Waszego zdania:
Dziękuję za 16 komentarzy pod poprzednim rozdziałem!!!!! Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy :))
No i widzicie? Tak to, gdyby nie Wasza motywacja, rozdział byłby pewnie dopiero w weekend :>
Opłaca się? Mam nadzieję :D
A może dacie radę dobić do 20??
Dacie, dacie! Wy macie nie dać rady? :)
Wierzę w Was Motylki! <3
Tak, więc określać swoje zdanie co do rozdziału i okienko komentarza czeka :3

Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.

sobota, 12 stycznia 2013

3. "Kolorowych snów, Raven"

                                                                 Muzyka :)

Stołówka składała się z trzech długich stołów umieszczonych w przestronnej, odnowionej niedawno sali. Przy pierwszym stole jadali opiekunowie, oraz najmłodsze dzieci, nie potrafiące się jeszcze dokładnie odnaleźć. Przy drugim i trzecim siedziała reszta wychowanków. Chociaż stoły były dwa, łatwo dało się zauważyć oddzielne grupki, które jadały razem. 
Niesforne dzieciaki, rzucające we wszystkich jedzeniem, zbuntowana młodzież, zdemoralizowana do granic możliwości młodzież, na pozór "normalna" młodzież, która najczęściej jest tutaj tylko tymczasowo i wiele, wiele innych.
Kiedy Raven weszła do pomieszczenia wszystkie twarze automatycznie zostały skierowane w jej stronę. Starała się to zignorować i podeszła do pierwszego wolnego miejsca, które zobaczyła.
Na dzisiejszą kolację przewidziana była kasza manna, polana skąpo syropem malinowym. Na stołach porozstawiane były jeszcze bochny chleba, sery żółte, dżemy i tego typu rzeczy. Raven nie podnosząc wzroku zabrała się za jedzenie.
- Te, czarna! - wiedziała, że słowa skierowane są do niej, jednak nie podnosiła dalej wzroku i starała się ignorować zaczepki - czupiradło, słyszałaś kiedyś o lustrze? Halo, pani wyniosła! 
Przygryzła wewnętrzną stronę policzka, by w jakiś- co prawda dość nielogiczny sposób- odreagować. Jednak nie powstrzymała samej siebie i spojrzała na napastnika. 
Był to chłopak, ogolony prawie, że na łyso. Ubrany w ciemny dres, oraz koszulkę na krótki rękaw, z nazwą jednego z popularnych, tutaj klubów sportowych, która odsłaniała do połowy tatuaż na przedramieniu, w postaci zwykłego "kręcioła", jak to w myślach nazwała bohaterka. Po jego mało inteligentnym spojrzeniu, stwierdzić było można, że najzwyczajniej w świecie szuka punktu zaczepienia, w kimś tak "nieszkodliwym" jak czarnowłosa.
- No do ciebie mówię, brzydulo!
Jego znajomi, siedzący zaraz obok, zawtórowali mu głupkowatym śmiechem.
- Co się tak gapisz, myślisz, że co?! Może ja ci się podobam, hę?!
Szóstka, podobnie wyglądających do niego osób, wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem, zwracając tym samym uwagę, reszty osób.
- Nie bój, nie bój! I dla ciebie znajdę w nocy czas. Tylko weź ze sobą torbę na głowę, jak będziesz szła do mojego pokoju....
Tego już było, dla Raven za wiele. Wstała tak gwałtownie, że krzesło na którym siedziała, niebezpiecznie się zachwiało, po czym z hukiem upadło na podłogę. Tym samym, przyczyniło się do tego, że jeśli ktokolwiek, nie przyglądał się jeszcze całemu zajściu, teraz robił to z przynależną uwagą. 
Chłopak siedział po przeciwnej stronie stołu, jakieś 2 miejsca w bok. Jednak odległość była wystarczająca, by po dosłownie pół minuty, po głowie chłopaka spływała słodka "ciapa".
Raven uśmiechnęła się krzywo do wszystkich wpatrzonych w nią w skupieniu, osób, po czym dumnie wyszła z pomieszczenia. W stołówce było w tamtej chwili tak cicho, że jej kroki odbijały się głuchym echem po żółto- pomarańczowych ścianach.

***
Kiedy dziewczyna opuściła pomieszczenie, trójka opiekunek sierocińca, przez dłuższą chwilę nie odzywała się ani słowem. Wszyscy powrócili do jedzenia, a pani Agnes odprowadziła zszokowanego chłopaka do łazienki, rozprawiając przy tym o jego niewłaściwym zachowaniu przy stole.
Gdy większość osób skończyło już jeść, nadszedł czas aby obwieścić wychowankom, co się jutro stanie.
Pani Finc wstała i poprosiła wszystkich o minutę uwagi po czym zaczęła mówić:
- Jutro, z samego rana zacznie się sprzątanie i przygotowywanie sali głównej na występ One Direction, o którym mówiłam wam wczoraj- na stołówce przez chwilę ponownie zapanował harmider. W końcu nie codziennie sławny boys band zgadzał się na występ dobroczynny w ich placówce. Kiedy entuzjazm lekko opadł, brunetka kontynuowała- pani Stand rozdziali was w małe grupy, które zajmą się poszczególnymi zadaniami. I proszę was- podniosła głos składając ręce, jak do modlitwy- postarajmy się, aby ten zespół zapamiętał nas dobrze. Przyjmijmy ich bez zbędnych wyzwisk i tym podobnych....
Kiedy pani Finc skończyła przemawiać, dzieci, oraz młodzież, rozdzieleni zostali w pięcioosobowe grupy i przydzielone zostały im poszczególne zadania.
- A co z Raven?- spytała Agnes, kiedy opiekunki zostały już same na stołówce.
- Uważam, że nie powinna brać udziału w całym zajściu. Nie jest jeszcze gotowa- Margaret Stand wyraziła swoje zdanie, dopijając chłodną już herbatę.
- I tak pewnie nie wyszłaby nawet z pokoju - dodała Kate Finc.
- W takim razie, nie ma co jej o wszystkim mówić. Znając ją i tak wszystko prześpi. W końcu zespół ma być tutaj o 12.00, bo o 13.30 mają już umówiony wywiad...

***
28.08.2013r. godz. 19.07
Złość. 
Czuję jedynie złość. I może z lekka rozżalenie.
Chociaż, nie. 
Czuję jeszcze jedno- satysfakcję.

Czarnowłosa odłożyła z powrotem zeszyt na swoje miejsce i usiadła po turecku na łóżku. "Może i ten cały pomysł, z wylewaniem uczuć na papier, nie jest taki okropny?" - pomyślała i wzięła do ręki ukochanego pluszaka.  I albo jej się zwyczajnie wydawało, albo na prawdę zobaczyła cień pokrzepiającego uśmiechu w jego czarnych, jak węgielki oczkach.
- Ale miał minę...
Raven podniosła wzrok z nad misia i utkwiła go w uśmiechniętej twarzy Lucy, stojącej w progu pokoju. I ponownie poczuła irytację zmieszaną ze zdumieniem na widok jej pogody ducha. Było to wręcz niedorzeczne, aby ktokolwiek tutaj tak często się uśmiechał. A jednak blondynka jakby na przekór zniesmaczonemu spojrzeniu dziewczyny, uśmiechnęła się jeszcze promienniej i usiadła na swoim łóżku, nie spuszczając z niej swoich zielonych oczu. Czarnowłosa poczuła de jawu. Lucy po raz drugi już, tego dnia przeszywała ją swoim wszechobecnym spojrzeniem. Po iskierkach w jej trawiastych tęczówkach, od razu widać było, że jest inteligentną dziewczyną. W takim razie co tak ją cieszyło w tym miejscu?
- Masz bardzo ładnego misia- powiedziała po dłuższej chwili milczenia blondynka. Raven spojrzała na nią w skupieniu po czym skierowała spojrzenie na niedźwiadka, zastanawiając się, czy miała to być drwina, czy może nietrafny komplement? Pluszak miał już parę szwów na łapkach, oraz lekko przybrudzone futro w niektórych miejscach. Miał jednak jeden wielki plus, który przysłaniał wszelkie niedociągnięcia- kiedy dziewczyna mocno go przytuliła i do tego jeszcze zamknęła oczy, dawała sobie rękę uciąć, że miś dalej pachniał słodkawą watą cukrową, wymieszaną z perfumami. JEGO perfumami.
I choć czasami wolała nie pamiętać o jakiejkolwiek przeszłości, do misia przytulała się niebezpiecznie często.

***
Równo o 22.00 głos pani Finc obwieścił całemu domu, że nastała "cisza nocna".  Raven akurat w tej samej chwili zamknęła drzwi od pokoju, powracając z łazienki. Idąc w stronę łóżka, spojrzała w stronę połowy pokoju Lucy i na chwilę musiała przystanąć, by zorientować się co robi jedenastolatka.
Blondynka klękała przy łóżku, na którym ustawiony był mały obrazek Matki Boskiej. Jednak zamiast odmawiać jakąkolwiek modlitwę, zapisywała coś w swoim pomarańczowym zeszycie. Światło lampki nocnej oświetlało jej prawy profil, sprawiając, że wyglądała jakby była namalowana promieniami zachodzącego słońca, które Raven tak bardzo uwielbiała. Kiedy pierwszy szok ustąpił i Raven mogła znów trzeźwo myśleć, powróciła na swoje łóżko, starając się nie zauważać poczynań dziewczynki. Ułożyła się wygodnie, jednak zamiast jak zazwyczaj odwrócić się do ściany i czekać na sen, przez dłuższy czas przyglądała się jeszcze kruchej blondynce.
W końcu Lucy odłożyła zeszyt i wyjęła coś z dolnej szuflady szafki nocnej. Chociaż Raven wytężała wzrok, aby dojrzeć co to może być, nie była w stanie, ponieważ dziewczyna klęczała tyłem do niej. W końcu światło lampki nocnej zgasło i złotowłosa, ułożyła się na własnym posłaniu.
Raven zamknęła powieki i starała się odpędzić od siebie wszelkie myśli by szybciej zasnąć. Jednak po niecałej minucie lampka nocna znowu się zapaliła. Raven odworzyła delikatnie oczy i zauważyła, że Lucy przygląda jej się z delikatnym uśmiechem.
- Chciałam Ci tylko powiedzieć dobranoc. Kolorowych snów, Raven.
Czarnowłosa przewróciła tylko na te słowa oczami i odwróciła się plecami do współlokatorki. Jednak kiedy światło z powrotem zgasło, poczuła jak kąciki jej ust samoistnie podnoszą się ku górze. Zaraz jednak się opanowała,  i przybrawszy kamienny wyraz twarzy starała się odpłynąć do krainy sennych marzeń.
Niestety, jak na złość tej nocy nie mogła zasnąć.
Przekręcała się z boku na bok, jednak nic nie pomagało. Czuła się identycznie jak przed jakimś ważnym testem, czy wycieczką klasową. Tylko nie wiedziała jeszcze czym było to spowodowane.
Kiedy zasnęła, było już w pół do piątej.
A co dziwniejsze, ostatnią rzeczą o jakiej pomyślała przed snem, było to, że nigdy jeszcze nie była na balu szkolnym...

***
Jest u siebie w domu. Obraca się parę razy w lustrze, aby sprawdzić, czy aby na pewno wygląda dobrze. Po chwili namysłu musi przyznać, że w sukience, którą wybrała dla niej mama wygląda zniewalająco. Wręcz nie potrafi poznać siebie samej. Słyszy jak tata, woła ją do samochodu. Ostatni raz spogląda w lustro i z uśmiechem schodzi na dół. Materiał sukni ciągnie się za nią przy każdym kroku, jednak jest na tyle lekki, aby nie przeszkadzało to kruczowłosej.
Kiedy są już na miejscu, dziewczyna czuje, że coś jest nie tak. Nie wie jeszcze co, ale jest pewna, że to coś niedobrego. Stara się zbagatelizować uczucie i niepewnie otwiera drzwi szkoły. Z sali gimnastycznej słyszy przytłumione dźwięki muzyki, oraz głosy jej znajomych. Idzie powoli w tamtą stronę, a odgłos jej obcasów stykających się z posadzką, rozbrzmiewa głuchym echem, które w jej uszach jest dziesięć razy głośniejsze. Tak, że prawie zagłusza całą muzykę.
Kiedy wchodzi na salę gimnastyczną, ma wrażenie, że na chwilę, dosłownie sekundę, wszystkie oczy skierowane są w jej stronę.
I tutaj znowu coś jej nie pasuje.
Wszystkie barwy są zbyt przesycone. Nie potrafi odróżnić poszczególnych ludzi. Wszystko zlewa się w jedną kolorową masę. Zamyka oczy i zdaje się na zmysł słuchu. Ludzie mówią do niej ze wszystkich stron. Muzyka wydaje się teraz bardzo daleko, a w okół niej królują strzępki słów, wyrwanych z ust, wszystkich zebranych na sali. Głowa zaczyna jej pękać od nadmiaru dźwięków. Rozpoznaje prawie każdy głos. Słyszy swoich rodziców, babcie, koleżanki z klasy, nauczycieli..... Wszyscy mówią wprost do niej, ale ona nie może zrozumieć sensu ich słów.
Nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko cichnie. Słyszy tylko bicie swojego serca, które jest nieprawdopodobnie głośne.
".......... Dzisiaj odwiedzili nas, nie kto inny, a One Direction!!!......"
Głos pani Finc odbija się echem po jej skołowanej czaszce. Otwiera oczy i znowu widzi jedną wielką tęczową masę. Wszystkie zdarzenia wprawiają ją w całkowitą dezorientację. Ma ochotę uciec jak najdalej od tego miejsca, lecz w ostatniej chwili zmienia zamiary.
Słyszy coś co każe jej przedzierać się, przez zmieszanych ze sobą ludzi, przed nią.
Jest to JEGO głos.
Brzmi zupełnie jak wtedy gdy śpiewał dla niej po raz pierwszy, u niej w pokoju. Jedyną różnicą jest to, że teraz nie śpiewa sam. Raven odróżnia jeszcze 4 inne głosy, lecz to nie jest już ważne.
Przepycha się pomiędzy ludźmi, by dojść do sceny ustawionej, na końcu sali gimnastycznej. Tym razem sukienka zdaje się ważyć 10 ton, utrudniając każdy krok dziewczynie. Czuje, że jest coraz bliżej. Głos Harrego, jest coraz bardziej wyraźny, lecz jeszcze nie może go dojrzeć.
Nagle, potyka się o własną kreacje i upada z hukiem na parkiet. Jednak nikt nawet nie zauważa jej upadku, nikt nie pomaga jej się podnieść.
- To była już ostatnia piosenka dzisiaj...- głos chłopaka działa niczym ostre noże wbijające się w jej serce.
Przecież on nie może teraz odejść- myśli- przecież już tak mało brakowało...
Stara się podnieść, jednak materiał sukienki jest zbyt ciężki.
- Miło było dla was występować...
Widzi go jak schodzi ze sceny. Jest to zaledwie parę metrów przed nią, ale on jej nie zauważa. Nie może. Raven ciągle leży na zimnej podłodze, pośród kolorowego tłumu ludzi.
Spostrzega, że chłopak powoli się oddala.
Zaraz zniknie za kurtyną i nigdy go już nie zobaczy.
Ponownie słyszy jedynie bicie swojego serca, jakby  sekundnik, odliczający czas zanim straci go ponownie.
Ale chłopak jest jeszcze na tyle blisko, że może ją usłyszeć....
Bierze głęboki wdech i.....

I witam Moje Motylki!!!!!!!! :D
I jak rozdzialik? :>
Według mnie nie najgorszy, chociaż przyznaję się bez bicia, że kompletnie nie potrafię opisywać snów :D
Ogl. to trochę przeszkadzała mi w pisaniu gorączka, bo oczywiście gdzie grypa tam i Rose! xD
I teraz leżę w łóżeczku chora :((
A jak tam u Was? Dałyście się przeziębieniu, czy trzymacie się dzielnie? :)
Kochane, komentujciee!! 
Proszę Was, no!
Każdy komentarz jest dla mnie bardzo ważny i każdy czytam tysiąc razy, bo dzięki nim motywuje się do dalszego pisania ;)
Oczywiście, nie chcę teraz marudzić, czy narzekać... ale to dla mnie na prawdę ważne :)
Nie chcę stosować szantażu komentarzowego, ale jeśli nie będziecie mi tu komentować to nie będę miała wyboru :D
Tak, więc... jeśli przeczytałeś/łaś rozdział- skomentuj!
Każda opinia się dla mnie liczy!
Napiszcie co Wam się podobało, a nad czym powinnam jeszcze popracować! :)
A! No i dodałam dwie nowe zakładki :)
Jedna pt.: "Zwiastun"...
Tak właściwie, jest ona dla osób, które dopiero tu trafiły, aby mogły się zorientować o czym jest opowiadanie, ale jak chcecie to looknijcie :3
A, druga ważniejsza: "Informowani" :))
Jeżeli chcesz być informowany/na o nowych rozdziałach zostaw tam swoje GG, maila, bloga...
Tylko od razu mówię, że nie posiadam Twittera, więc nie podawajcie, bo i tam Was nie powiadomię :D

Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.
I jeszcze taki Zayn, no bo w końcu dzisiaj jego urodzinki ;)

Happy B-Day From Poland The Human Echo!

Właśnie tak!
Hmmm.... powiedzcie mi proszę co dzisiaj mamy?
A no tak! Dzisiaj dwudzieste urodzinki DJ Malik'a!!!! :D

Jak zwykle mnie to rozwala xD
Ale do rzeczy:
W związku z tym świętem, polskie directioners organizują akcję na TT:
HAPPY BDAY FROM POLAND THE HUMAN ECHO.
Więc jeśli macie coś takiego jak Twitter (ja nie mam, jest to zbyt skomplikowana technologia, jak na mnie xD) tweetujcie to hasło!

A jeśli nie wiecie czemu "Human Echo", obejrzyjcie sb ten filmik ;)
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=vTqi1CA-hVU
Ogólnie, to wiąże się to jeszcze z czasami X-factor'a, gdzie miał właśnie taką ksywę ;D

No, a teraz coś ode mnie (tak, wiem, że on tego nigdy nie zobaczy, ale mam to gdzieś :P):
Ekhm... a więc... życzę Ci abyś na zawsze pozostał tym Bad boy'em z Bradford, abyś mógł sobie spać do 17 i znajdywał coraz to nowsze miejsca na swoje tatuaże xD
Aby Ci się powodziło z Perrie :3
Abyś nigdy nie zapomniał o NAS, czyli directioners, które bez względu na wszystko będą z Wami i nigdy Was nie opuszczą <3
Aby trasa wypaliła :D
Abyście przyjechali do Polski!!!
I jeszcze życzę:
wielu lusterek,
wielu "Vas happenin?!" :D
dużo śmiechu,
I przede wszystkim:
ZDROWIA I SZCZĘŚCIA!
Bo jeśli Ty będziesz zdrowy i zadowolony z życia, my też będziemy szczęśliwe! xD

Noooo....  I to by było na tyle :P
A oto pierwsze zdj. dwudziestoletniego Zayn'a!!
Czyż to nie słodkie? xD





I po raz drugi już powtórzę:
JAK TE DZIECI SZYBKO ROSNĄ! :")

Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Kiss You!!! :D

Aaaaaaa!!!!!!
TELEDYSK DO KISS YOU!!!
Boże, Boże, Bożeeeeenkooooo!!!!!!!!!!!!!!!
Jaram się jak ksiądz nowym ministrantem *_*
Dawajcie Directioners! Musimy pobić ilość wyświetleń w 24 godz.!!!
Ja stworzyłam osobną playlistę, tylko z tym teledyskiem, żebym nie musiała klikać "powtórz" (lenistwo górą!) i teraz oglądam w kółko... i w kółko.... i znowu!!!! *o*
Odtwarzajcie motylki i pokażmy na co NAS stać!!!!! <333
JESZCZE RAZ LINK xD
http://www.youtube.com/watch?v=T4cdfRohhcg&list=PLYkv-0oY5MUuL6J0ZmuI2YtV_guN5g9od

Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.

piątek, 4 stycznia 2013

2. "Mały intruz"

                                                    Muzyka do rozdziału
Kiedy pierwsze promienie słońca wpadają do pomieszczenia, Raven już dawno nie śpi. Jak codziennie obudziła się z niemym krzykiem na ustach, spowodowanym kolejnym koszmarem. Ostatnio złe sny zdarzają się coraz częściej. Nieraz nawet cztery razy w tygodniu, doprowadzając tym dziewczynę do obłędu. Przez ostatnie godziny zdążyła się już uspokoić i teraz siedzi po turecku na łóżku, wpatrując się tępo w obraz za oknem. Elegancko ubrana kobieta paraduje po ulicy z psem, przypominającym szczura, mężczyzna otwiera piekarnię na przeciwko sierocińca, grupka chłopców brnie dzielnie przez ulicę kopiąc między sobą piłkę, kobieta ubrana w ciasną spódnicę i opinającą piersi bluzkę, zmierza z teczką w ręce w kierunku pobliskiego biurowca. Dziewczyna jest już całkowicie przyzwyczajona do tego widoku. Za zaledwie cztery dni, do parady codzienności dołączą dzieci i młodzież zmierzająca do szkoły. Raven uczyła się w ośrodku. Lekarze i opiekunowie stwierdzili, że nie jest jeszcze gotowa na kontakt z rówieśnikami, czym nie za bardzo się zresztą przejęła. Ogólnie nie za wieloma rzeczami się przejmowała. No bo i po co? Przecież i tak nic nie będzie już jak dawniej, więc co to za różnica?
Madonna- bo tak Raven nazywała kobietę z psem- zniknęła już w otchłani bramy kamienicy, w której mieszkała. Za jakieś pięć minut powinien przyjść do niej kochanek. Mąż, który pracował widocznie dość daleko- gdyż codziennie jeździł samochodem- wróci dopiero po południu, więc do tego czasu Madonna zdąży się nacieszyć towarzystwem "przyjaciela".
- Raven, czemu jeszcze w piżamie? Za dwadzieścia minut masz spotkanie z panią Stand. Idź szybko się ubrać.... Czy ciebie trzeba nieustannie pilnować?- głos pani Finc, wybudził dziewczynę z rozmyślań. Dla odróżnienia od pani Agnes, ta kobieta była szczupła jak patyk, miała proste, brązowe niczym mahoń włosy i nie denerwowała się praktycznie nigdy. Nawet na nieposłuszną i niemiłą Raven. I chyba to było w niej najbardziej irytujące.- No już! Raz, raz- zaszczebiotała z wielkim uśmiechem jak do niesfornego dziecka. Raven odpłaciła się kobiecie ukazaniem jej środkowego palca, po czym leniwie zeszła z łóżka i po wzięciu byle jakich ubrań i przyborów do mycia, poczłapała do łazienki na korytarzu. Oczywiście napotkała się tam z niemałą kolejką, więc po jakichś 10 minutach była dopiero w pomieszczeniu. Znajdował się w niej dość obskurny prysznic, ubikacja, prawie że rozpadająca się umywalka, oraz półka i gwóźdź wbity w ścianę, robiący za stylowy wieszak.
Dziewczyna nie lubiła się rozbierać. Nie lubiła swojego ciała. Tym bardziej, że kiedy na nie patrzyła przypominało jej się to czemu tutaj jest.
Wzdrygnęła się na samo wspomnienie i czym prędzej weszła pod prysznic. W ekspresowym tempie wyszorowała całe ciało po czym jeszcze szybciej się ubrała. Na bieliznę założyła czarne rurki i błękitną koszulkę napisem " I <3 Italia".
W głowie od razu pojawiły się obrazy roześmianej kruczowłosej, jako ośmiolatki, wraz z rodzicami na wakacjach. Co roku wyjeżdżali do innego kraju i przywozili z niego koszulkę. Łącznie miała ich 10.
Mimowolnie poczuła łzy na wspomnienie rodziców i wszystkich beztrosko spędzonych z nimi dni. Jednak uporczywe pukanie w drzwi innych podopiecznych z sierocińca, przywołało ją do porządku. Opłukała twarz zimną wodą, a na koszulkę narzuciła ciepły sweter, którym szczelnie się owinęła, jakby materiał miał ją uchronić przed całym światem. Leniwie wyszła z łazienki nie patrząc na nikogo na korytarzu. Większość dzieciaków nawet nie znała jej imienia, ponieważ Raven wychodziła z pokoju tylko kiedy nie miała wyboru. Szła przez wszelkie zawiłości korytarza, potrącając co jakiś czas inne osoby i nie reagując na wyzwiska padające pod jej adresem. W końcu ujrzała drzwi z plakietką "Psycholog- dr. Stand". Nie siląc się na pukanie otworzyła drzwi i weszła do środka. Doktor Stand już na nią czekała, miło uśmiechając się na krześle za starym, antycznym biurkiem. Blanc usadowiła się na kanapie w rogu gabinetu podkulając kolana pod szyje i zaczęła przyglądać się wszelakim gazetką psychologicznym, rozrzuconym niedbale na stoliku do kawy. Kątem oka zauważyła jak doktor Stand nerwowo wywraca oczami i ponownie przybierając wymuszony uśmiech, podchodzi w stronę fotela ustawionego na skos od kanapy.
- Dzień dobry, Raven
Na dźwięk jej miłego i przesadnie wypełnionego troską głosu Raven odruchowo się skrzywiła. Kiwnęła ledwie zauważalnie głową w odpowiedzi i wbiła swoje blado-błękitne oczy w brązowe tęczówki terapeutki.
- Jak się dzisiaj czujesz?- zapytała kobieta na co dziewczyna nawet nie zareagowała - Posłuchaj... Nie możesz mnie przez cały czas ignorować. Mnie i reszty przełożonych. Słyszałam, że nie było cię wczoraj na kolacji. Śniadanie będzie za pół godziny i osobiście sprawdzę ile zjadłaś. Skoro nie chcesz nam pomóc to chociaż się nie zagłódź- sfrustrowana kobieta przerwała na chwilę swój wywód, by pomasować obolałą głowę, po czym kontynuowała- Jak sprawdza się zeszyt, Raven? Zapisałaś już w nim coś?
Dziewczyna delikatnie skinęła głową, ściągając usta w jedną, cienką linię.
- To świetnie! Mogłabym zobaczyć? - spytała rozentuzjazmowana psycholożka. Raven uśmiechnęła się z pobłażliwością i wstała z kanapy z zamiarem zakończenia bezsensownej wizyty. Kiedy była już przy drzwiach odwróciła się na chwilę by drugi raz tego poranka zaprezentować wymowny środkowy palec. Wyszła z gabinetu i czym prędzej wróciła do własnego pokoju. Po przekroczeniu progu stanęła jak wryta. Na środku pomieszczenia postawiona była średniej wielkości pomarańczowa walizka, a na dawnym łóżku Niny ktoś siedział.
 Dziewczyna zmarszczyła brwi kiedy zorientowała się że nie jest to dawna współlokatorka, a drobna dziewczynka z ciemnymi blond włosami. Stała dłuższą chwilę przyglądając się poczynaniom intruza. Bo tak właśnie postrzegała blondynkę- jako małego intruza. Nagle dziewczynka podniosła wzrok znad przedmiotu, którego Raven nie mogła zidentyfikować, ponieważ ciągle znajdował się pomiędzy bladymi rękami dziewczyny. Ich spojrzenia skrzyżowały się. W spojrzeniu blondynki można było wychwycić ulgę, jak również swego rodzaju nutę zadowolenia. Jednak w spojrzeniu naszej bohaterki wyraźnie malowała się pogarda i chłodna obojętność do dziecka.
- Och, widzę że już wróciłaś Raven - pani Finc zmaterializowała się ni stąd ni zowąd obok dziewczyny, powodując lekkie wzdrygnięcie się, na dźwięk jej wesołego głosu - to twoja nowa współlokatorka, Lucy.
Lucy uśmiechnęła się nieśmiało i skinęła delikatnie głową, w stronę Raven. Ta, jakby tego nie zauważyła, wyminęła opiekunkę i udała się prosto do własnego łóżka. Wyjęła z dolnej szuflady szafki nocnej MP3 i po włożeniu słuchawek, odwróciła się plecami do osób w pokoju, chcąc zademonstrować jak bardzo jest na nie obojętna. I chociaż korciło ją aby odwrócić się jeszcze na chwilę i przyjrzeć dziewczynie, nie zrobiła tego i utkwiła wzrok w beżowej ścianie pokoju.
Nie zorientowała się kiedy sen wziął górę, i ukołysana melodią rozbrzmiewającą w jej uszach, dała się pochłonąć zdradzieckim ramionom Morfeusza.
Kiedy otworzyła oczy było wczesne popołudnie. Przeciągnęła się leniwie i upewniła się, że w pokoju nikogo nie ma. Jej nowa współlokatorka widocznie gdzieś zawędrowała.... i bardzo dobrze. Przecież Raven nie potrzebuje NIKOGO.
Zauważyła jednak coś dużo ciekawszego, od drobnej dziewczynki. Na szafce obok łóżka leżała taca, a na niej śniadanie. Nie wiedziała skąd posiłek się tutaj wziął, jednak była ogromnie wdzięczna temu kto je przyniósł. Dopiero teraz zaczęła odczuwać silny głód zasysający jej żołądek od środka.
Postawiła sobie tacę na kolanach, a sama oparła się plecami, o ścianę przyległą do boku łóżka. Jadła kanapki z wędliną i żółtym serem, uśmiechając się lekko pod nosem, na wyobrażenie zbulwersowanej doktor Stand, uświadamiającej sobie, że Raven nie ma na śniadaniu. Swoją drogą... dziwne, że nikt nie przyszedł jej obudzić.
Ale dla niej lepiej. Odespała wczesną pobudkę i najadła się teraz.
Kiedy wszystko zniknęło już z talerza, Raven odłożyła tacę i dopiła chłodną już herbatę.
Kiedy popijała- lekko za słodki jak na jej gust- napój, jej wzrok utkwił w zielonej okładce, niedbale rzuconego na szafkę zeszytu.
"Przecież to głupie" pomyślała, jednak nie powstrzymała się przed wzięciem go do ręki, wraz z dołączonym długopisem i otworzenia na wolnej stronie.

26.08.2013r.
Nie myśl sobie za dużo, (o ile przyjmuję, że jesteś zdolny do myślenia) robię to tylko i wyłącznie dlatego, że nie mam nic do roboty, a jeśli ta psycholożka dowie się, że nie zapełniam Twoich kartek, wymyśli coś jeszcze głupiego.
Dzisiaj znowu śnił mi się ten koszmar. Ale to nic, prawda? Podobno tutaj często to się zdarza. Przynajmniej tak mówiła pani Finc do jakiegoś zasmarkanego dziecka, które uczepiło się do jej nogi i nie chciało zejść, tydzień temu. Niektórzy mają nawet gorzej. Wiesz, moczenie łóżek itp. 
W końcu doktor Stand po coś tutaj jest. Raczej nie pracuje tylko dla mnie. 
Jest jeszcze coś......A raczej ktoś...
Mam nową współlokatorkę- Lucy
Nie jest to powód dla, którego chcę skakać pod sam sufit, z radości.
Kiedy nikogo w pobliżu nie ma, łatwiej jest mi się odizolować. Nawet jeśli jestem na siebie wtedy zła. Mogę chociaż zapaść się w złości i nie myśleć o przeszłości.
Nawet mi się zrymowało...
Ale co w tym dziwnego, skoro moje całe życie wygląda jak powtarzający się wers piosenki?
Nawet widok za oknem nie traci jednego rytmu.

- Widzę, że Ty też dostałaś pamiętnik - Raven odwróciła wzrok znad do połowy zapisanej kartki i przeniosła go na źródło dość cichego, dziecięcego jeszcze głosu.
Lucy stała nie daleko niej i uśmiechała się przyjaźnie, trzymając w ręce identyczny zeszyt. Tyle, że jej był koloru zachodzącego słońca.
Kruczowłosa zmrużyła oczy starając się rozszyfrować dziewczynkę. Nie wyglądała jak te wszystkie zapłakane dzieciaki, które widywała na korytarzu, zmierzając do gabinetu pani Stand, lub toalety. Nie przypominała też zbuntowanej lub zdemoralizowanej.... co oznaczało, że była inna.
Inna niż reszta tutejszych popaprańców.
Czy to dobrze?
Z jednej strony w Raven pojawił się cień optymizmu, na myśl o "odmieńcu". W końcu ona również nim była.
Z drugiej jednak, poczuła narastającą irytację.
Nie wiedziała jakiej taktyki powinna użyć, co znacznie pogarszało jej pozycję.
- Kiedy było śniadanie spałaś, więc pomyślałam, że przyniosę Ci tutaj.
Ten fakt zdenerwował ją jeszcze bardziej. No bo, co powinna teraz zrobić?
Wyrazić jakoś swoją wdzięczność? Uśmiechnąć się?
A może lepiej będzie to zignorować?
- Pani Finc mówiła, że jesteś... małomówna - powiedziała wyrozumiale blondynka, siadając na swoim łóżku i wpatrując się w nią, wesołymi tęczówkami, koloru intensywnej zieleni.
Raven starała się wytrzymać jej spojrzenie, lecz po niedługim czasie zrezygnowała i ponownie położyła się spać, odwracając tyłem do blondynki.
Jednak tym razem sen nie przychodził. Leżała patrząc tępą w małą rysę na ścianie.
Robiła tak bardzo często, kiedy starała się o czymś nie myśleć. Rysa przywodziła jej na myśl, ją samą. Z daleka- nie zauważalną i nieszkodliwą.
Z bliska- szpecącą idealną ścianę i niepotrzebną.
Lekko pustą w środku, samotną, niechcianą, źle się kojarzącą...
Odwróciła się dopiero gdy usłyszała jak drzwi się zamykają, a czyjeś kroki cichną na korytarzu. Spojrzała za okno i stwierdziła, że musi być już po osiemnastej, ponieważ piekarz zamyka drzwi od budynku i kieruje się w stronę zadbanego samochodu.
Raven policzyła do dwudziestu pięciu i tak jak przewidziała, usłyszała głos pani Agnes wzywający na kolację.
Zastanawiała się chwilę czy powinna iść, aż w końcu postanowiła, że dostarczy innym jakiejś rozrywki i pojawi się na posiłku.
Owinęła się szczelniej swetrem, po czym skierowała się spokojnym krokiem, na stołówkę.

Trutututu!!! :D
Nooo hejooo, Motylki!!! <33
No i mamy 2 rozdział....
Jak wrażenia?
Pojawia nam się nowa postać- Lucy :)
Już dodaję ją do bohaterów naszego opowiadania, więc będziecie mogli zobaczyć o niej jakieś podstawowe informacje :>
Chciałam Wam podziękować za komentarze, pod poprzednim rozdziałem <3
Niektóre aż miałam ochotę oprawić i powiesić sobie nad łóżkiem xD
Jesteście na prawdę wspaniałe :')
No i mam parę pytanek, jeśli to dla Was nie problem:
1. Co myślicie o Lucy?
2. A jak odbieracie Raven? :D
3. Mam dodawać do rozdziałów muzykę, tak jak dotychczas, czy nie warto?? :)

Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.