Muzyka :)
Dziewczyna idzie z rodzicami przez ruchliwą ulicę Manchester'u. Jest już późny wieczór. Od kiedy wczoraj się wprowadzili, czarnowłosa ani razu się jeszcze szczerze nie uśmiechnęła. Stać ją jedynie na sztuczne zadowolenie, z okazji urodzin mamy. Teraz wracają z restauracji, gdzie świętowali tą uroczystość. Rodzice gawędzą między sobą o nowym domu, pracy i innych rzeczach, których dziewczyna ma szczerze dość. Skręcają w boczną uliczkę i trafiają w ten sposób na mniej zaludnioną dzielnicę. Jedynym źródłem światła są rzadko ustawione latarnie. Nawet księżyc schował się za głęboką warstwą chmur, nie chcąc oglądać tego, co ma wydarzyć się za parę chwil....
***
Raven budzi się cała zlana potem. Chwilę musi odczekać, aby uświadomić sobie, że to był tylko sen.
Tylko kolejny sen...
Psikus wyobraźni...
Jedno i to samo prześladujące ją wspomnienie...
Księżyc w pełni króluje na niebie, a potężne krople deszczu bębnią o parapet okna, nadając sercu ciemnowłosej coraz spokojniejszy ton. Kiedy oddech całkowicie już powraca do normy, dziewczyna z powrotem układa się na łóżku, lecz nie jak na złość nie może zasnąć. Błądzi znudzonym wzrokiem po pokoju, wystukując rytm kropel deszczu na lewym nadgarstku. Lucy śpi, co pewien czas mamrocząc zrozumiałe tylko dla niej słowa. W końcu dziewczyna poddaje się i sięga po zeszyt wraz z długopisem, leżące na szafce. Światło księżyca jest na tyle mocne, że bez problemu zapisuje kolejne wyrazy...
Zapomniałam, że już po 24.00... mamy nowy dzień. Uhuu...
Nie pisałam trzy dni, bo... Bo tak.
Doktor Stad i tak mnie nie sprawdza czy piszę, czy nie, więc co za różnica?
Ale teraz pewnie myślisz (zakładając oczywiście, że w ogóle myślisz) "W takim razie czemu wróciłaś?".
Odpowiedź jest dość krótka: nie wiem.
Ale skoro już zaczęłam pisać to skończę.
Co się działo u mnie przez te 3 dni?
Doktor Stand stwierdziła, że idziemy w dobrym kierunku, jednak wystarczy tylko czekać. Nie sądzę, żeby cokolwiek się zmieniło, ale cóż... czekać to czekać.
Co do Lucy, incydent z przytulaniem jak na razie się jeszcze nie powtórzył, co bardzo mnie cieszy.
Jednak to drobne stworzonko dalej stanowi dla mnie tajemnice, co nie powiem- okropnie działa mi na nerwy. Nie cierpię wręcz, uczucia nieświadomości. Czuję wtedy, że ktoś ma nade mną władzę. Irytuje mnie jej cały sposób bycia. Uśmiecha się jakby to, że jest w sierocińcu było najlepszym co ją w życiu spotkało. Jeszcze w dodatku te jej dziwne nawyki. Codziennie wieczorem klęczy przed łóżkiem jak do modlitwy zapisując coś w swoim zeszycie. Nie wiem skąd jej się to wzięło i zupełnie jej nie rozumiem. Jeszcze ten tajemniczy przedmiot, który ukrywa w szafce. Codziennie po zapisaniu czegoś w swoim zeszycie wyciąga to "coś" i się temu przygląda.
Intryguje mnie, ale za razem te wszystkie jej tajemnicze zachowania przeraźliwie mnie drażnią...
A, jest jeszcze coś..
Ostatnio jakoś bardziej tęsknie.
Nie wiem tylko jeszcze za czym...
Chyba po prostu za życiem.
***
Brunet siedział przed zimną już kawą i nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w obraz za oknem. Od kiedy dwa dni temu występowali w sierocińcu, nie mógł myśleć o niczym innym, niż ona... Coś mówiło mu, że to naprawdę była Raven...Z drugiej strony wiedział, że to nie możliwe. Pamiętał dobrze, jak zaraz po przesłuchaniu nie mógł się do niej dodzwonić.. Pamiętał te długie dni i noce, spędzone w nieświadomości, czemu nie odpisuje mu na Twitterze i Facebooku....
Ale najbardziej pamiętał tą chwilę, w której jego matka powiedziała mu o tym, że Raven nie żyje...
Z rozmyślań wyrwał go dźwięk dzwonka do drzwi. Poprawił niesforne loki i powolnym krokiem skierował się w stronę wejścia. Lekko zdziwił się, kiedy po drugiej stronie zobaczył uśmiechniętego przyjaciela, w bluzce w paski.
- Gotowy?- Lou darował sobie zbędne słowa przywitania i przecisnął się pomiędzy futryną, a przyjacielem.
- Ale na co?
- Jest już po 11.00. Mieliśmy dzisiaj z chłopakami zająć się Lux.*
- Ah... zapomniałem...- odpowiedział osiemnastolatek, przeczesując lekko przetłuszczone już włosy.
Louis przyjrzał się uważnie przyjacielowi. Widząc cienie pod oczami i nieobecne spojrzenie, westchnął bezradnie i wyciągnął z kieszeni czerwonych spodni, telefon komórkowy. Powiadomił Liam'a żeby sami zajęli się dzieckiem, po czym skierował się w kierunku sypialni Loczka, do której przed minutą powędrował chłopak. Harry leżał na niezasłanym łóżku patrząc się w biały sufit. Przez zasłonięte rolety światło ledwo dostawało się do środka. W pokoju panował lekki bałagan. Na podłodze gdzie-niegdzie leżały kupki ubrań, a na małym stoliku, pod oknem w równych rzędach kubki po kawie.
- Harry... powiesz w końcu co się dzieje?
Pasiasty usiadł na łóżku obok przyjaciela, na co tamten zmienił pozycję na siedzącą i przez chwilę nie mówił nic, tylko bawił się własnymi palcami.
- Lou... w tym rzecz, że... nic.. właściwie to nic się nie stało- powiedział, nie patrząc na chłopaka.
- Jakby nic się nie stało, nie zapomniał byś o swojej małej ulubienicy... Jakby nic się nie stało, nie chodziłbyś przez ostatnie dwa dni jak żywy trup... Jakby nic się nie stało, to bym się nie zapytał...
- To była Raven!- Harry przerwał brunetowi, zrywając się przy tym na równe nogi i przeczesując nerwowo włosy- to była ona Lou... To była ona...
Stanął na środku pokoju, patrząc na przyjaciela z żalem. Oddychał ciężko i nierówno. Nigdy nie był tak rozdarty jak przez ostatnie dwa dni. Nigdy nie czuł tak wielkiej pustki w środku. Świadomość, że dziewczyna, którą kochał... a może nawet kocha do dzisiaj, żyje sprawiała, że Harry nie potrafił normalnie funkcjonować. Niepewność zabijała go od środka, a za razem strach przed tym, że nadzieja może okazać się złudna był zbyt wielki, by cokolwiek zrobić.
- Spokojnie Harry... Spokojnie...- Louis złapał zielonookiego za ramiona, zwracając na siebie jego uwagę.
Dopiero w tej chwili lokowaty zorientował się, że cały drży. Wziął parę głębokich wdechów, po czym spojrzał na Pasiastego zaszklonymi lekko oczami.
- Harry...- Louis starał się odnaleźć w oczach przyjaciela, jakąkolwiek wskazówkę, która pozwoliłaby mu pomóc Loczkowi...- chodź do kuchni... Zjesz coś może, uspokoisz się i porozmawiamy... dobrze?
Zielonooki pokiwał głową na zgodę, po czym razem skierowali się do pomieszczenia.
~~ pół godziny później~~
- Harry... musisz sobie to uświadomić. Ona NIE ŻYJE. Umarła, Harreh.... Nie możliwością jest żeby wzywała cię zza grobu, prawda?- Louis starał mówić się spokojnie, ale dobitnie. Teraz, kiedy wiedział już co martwi przyjaciela musiał wybrać najbardziej racjonalne wyjście z sytuacji. Chciał lokowatego przyjaciela jak najlepiej i czuł się za niego w jakiś pokręcony sposób odpowiedzialny.
- Wiem... Ale mam coraz większe wątpliwości. Gdybym był chociaż na pogrzebie, miałbym pewność, że to już na prawdę koniec. Jednak dowiedziałem się już po fakcie... Ja nawet nie wiem gdzie jest jej grób... Wszystko potoczyło się tak jakby wyparowała. Ostatnie lata były jedną wielką pogonią za sławą. Nie zauważyłem kiedy minął cały ten czas. Teraz kiedy usłyszałem jak mnie woła, dopiero uświadomiłem sobie, że jej nie ma. Że ona wcale nie czeka na mnie w Holmes Chapel- chłopak przetarł dłońmi zmęczoną twarz. Poczuł ulgę kiedy opowiedział wszystko przyjacielowi. Jednak nie pomogło to pozbyć się przeczucia, które prześladowało go od występu.
Wiedział, że najlepiej byłoby odpuścić. Pogodzić się z faktem, że ciemnowłosa odeszła. I tak właśnie chciał zrobić. Jednak jakaś jego cząstka nie potrafiła się z tym pogodzić. Gdzieś w głębi serca wiedział, że to był głos Raven.
Jego Raven.
Raven, która go wołała... która go potrzebuje...
* Lux Atkin- córka stylistki One Direction
Hello!!!
I jak tam Motylki? :D
Po pierwsze i najważniejsze... chciałam Wam ogromnie podziękować za komentarze pod poprzednim rozdziałem!!!! Wiedziałam, że sobie poradzicie, a jednak czytając to wszystko czułam... Nie potrafię tego opisać :D Musicie sobie wyobrazić jak się czułam. I to wszystko dzięki Wam. Dzięki paru słowom wpisanym w okienko komentarza.
Dziękuję też za ponad 3400 wyświetleń :') Może dla niektórych to nie jest dużo, ale jednak, dla mnie każde wejście się liczy.
Dzięki Wam robię, to co robię :>
A tak btw. uczestniczyłyście w akcji 19-21? :) Ja specjalnie ogarnęłam Twittera i oczywiście tweetowałam all day, all night xD Nawet w szkole... ^^
No i skoro już mam tego Twittra to Wam podam xD
@blue_rosee <--- it's me!! :D Nie spodziewałybyście się takiej nazwy, nie? :D
I jak coś to piszcie do mnie śmiało na TT, czy tam na GG :)
Bardzo chętnie z Wami pogadam, więc jakby się Wam, Motylki, nudziło to pisać ;)
Jeszcze ze spraw organizacyjnych, to tyle, że dodałam ankietę, więc klikajcie :3
No i to by było już wszystko ode mnie :)
Dacie radę pobić te 22 komentarze? ^^
Liczę na Was! :D
Pozdrawiam, ściskam i całuję! ;3
Wasza Rose.
Ps. Tak skoro już w rozdziale było wspomniane o Lux to walnę tutaj zdjęcia najszczęśliwszego dziecka na Ziemi xD Ostatnio mam na nią lekką "fazę" :D No, ale jak można jej nie kochać?!


